Za każdym razem, gdy sięgam po zapach skomponowany przez Bertranda Duchaufoura, wpadam w niemy zachwyt i oczarowanie. Każde pachnidło sygnowane przez tego perfumiarza utwierdza mnie w przekonaniu, że to jeden z najwybitniejszych nosów obecnych czasów, a także twórca, którego olfaktoryczne wizje trafiają w mój gust niezwykle precyzyjnie. Charakterystyczne, niezwykle oryginalne, bardzo esencjonalne, świetnie projektujące i bardzo trwałe, a przede wszystkim przepiękne w swej niesztampowości i prawdziwie niszowe w charakterze, a także – co mi akurat bardzo odpowiada – dopowiedziane. Pod tym pojęciem rozumiem konkretność jego zapachów – innymi słowy – brak niedopowiedzeń, wrażenie ich pełni, dokończenia. Fachowcy branży znający Duchaufoura i jego twórczość określają ją jako tworzenie na skraju (on the edge), gdzie brakuje dosłownie kropli, by zapach stał się zbyt… mocny, zbyt intensywny, zbyt oczywisty… Ja właśnie to w nich lubię. Ten konkretny przekaz. Obie kompozycje, które dziś mam przyjemność opisać, są doskonałymi przykładami zapachowej maestrii Bertranda.
Vanille Absolument (Havana Vanille) – wanilia absolutna
Havana Vanille to zapach, który L’Artisan z nieznanych mi powodów przechrzcił na Vanille Absolument (co nota bene faktycznie lepiej oddaje charakter tej woni). Muszę zacząć od tego, że jest to – jak nietrudno odgadnąć – pachnidło kulinarne do głębi, ale… nie tylko. Owszem nuta szlachetnej wanilii obecna jest tu od początku do końca, ale sposób, w jaki zaprezentował ją Mistrz, jest niecodzienny. Przede wszystkim zaskakuje brak słodkości, czy wręcz słodyczy typowej dla zapachów z wanilią w roli głównej, mimo że jest to pachnidło bardzo esencjonalne, gęste, niemal lepkie. Pierwsze wrażenie to pewien bijący z zapachu chłód. Skojarzenia z wyśmienitymi gęstymi lodami waniliowymi (takimi zrobionymi na prawdziwej śmietanie) pojawia się u mnie za każdym razem, gdy testuję Vanille Absolument. Akord otwarcia jest bardzo oryginalny. Rum plus słodkie cytrusy, w tle szemrający goździk. Z czasem wspomniany chłód zanika i zapach – dzięki suszonym owocom, tytoniowi i róży – staje się cieplejszy, nieco szorstki, a nawet skórzany (coś jakby „kremowy zamsz”). W fazie serca od czasu do czasu nasuwają mi się skojarzenia z genialnym Musc Ravageur z kolekcji Fredrica Malle. W bazie spod waniliowej masy wyłania się lekko chropawa, nadpleśniała, dysonansowa nutka (wetyweria?). Zapach trwa na skórze długie godziny i pachnie inaczej, niż wszystko, co dotąd wąchałem. Jest bardzo charakterystyczny i zdecydowanie wart uwagi. Nie tylko kobiet.
nuty głowy: rum, mandarynka, pomarańcza, goździki
nuty serca: suszone owoce, narcyz (absolut), róża, liście tytoniu
nuty bazy: wanilia (absolut), bób tonka, balsamy (benzoes, tolu), wetiwer, nuty piżmowe
twórca: Bertrand Duchaufour
rok wprowadzenia: 2009
moja ocena:
- zapach: dobry+
- projekcja: dobra
- trwałość: ponad 12 h
Aedes de Venustas – róża wg Duchaufoura
Kolejna kompozycja niezmordowanego i wydającego się mieć nieskończoną inwencję twórczą Bertranda Duchaufoura, tym razem stworzona specjalnie dla Aedes des Venustas – znanego amerykańskiego niszowego butiku z zapachami. Powstała na bazie wcześniejszego zapachu do pomieszczeń oraz świec zapachowych dostępnych wyłącznie w tym butiku.
To kolejne pachnidło, w którym Mistrz pokazuje ulubioną przez mnie stronę swego rzemiosła. Charakterystyczne, wibrujące, zielone, lekko kwiatowe, suche, kadzidlane i drzewne zarazem. Wiem, że brzmi to niedorzecznie, ale tak właśnie odbieram AdeV. Podobnie jak fenomenalne Timbuktu i poniekąd chyba jeszcze wspanialsze Dzongkha, także i Aedes de Venustas trafia do mnie z niezwykle silnym olfaktorycznym przekazem mającym w sobie zarazem coś znajomego i jednocześnie egzotycznie obcego.
Początek jest wibrujący, świeży, mocno zielony, z wyraźną nutą liścia czarnej porzeczki podbitego różowym pieprzem. W sercu woń najpierw jest dość szorstka, zawierająca wspomnienie zieleni z otwarcia. Później ociepla się, ujawnia się wyraźny z natury kardamon oraz – nieco później – róża. Z czasem przekształca się w kadzidlano-woskowy, świecowy, sucho-kadzidlany akord przypominający opisywany przez mnie niedawno Seville a L’Aube, tyle że tu – zamiast kwiatu pomarańczy – Duchaufour umieścił różę. Finisz jest lekki drzewno-piżmowy ze wspomnieniem róży w tle. Trwałość zapachu to grubo ponad 12 godzin (szczerze mówiąc piżmowa baza trwa dobre 20 godzin …).
Aedes de Venustas to przykład wizjonerstwa i nowej jakości w perfumeryjnej sztuce. To zestawienie niecodziennych składników połączonych w bardzo charakterystyczną i równie niecodzienną całość. Absolutny must try dla wszystkich fanów talentu Bertranda Duchaufoura, szczególnie zaś wspomnianych Timbuktu i Dzongkha czy Seville a L’Aube oraz rzecz godna polecenia osobom poszukującym perfum unikatowych, wyjątkowych, a jednocześnie bardzo komfortowych w noszeniu. Jedyną wadą tych perfum jest niestety ich bardzo ograniczona dostępność. Można je nabyć jedynie w sklepie Aedes de Venustas…
nuty głowy: pomarańcza, różowy pieprz
nuty serca: kadzidło, czarny pieprz, kardamon, cedr, irys, róża, piżmo, strawflower (gatunek nieśmiertelnika)
nuty bazy: opoponaks, skóra, benzoes, kawa, paczula, nuty drzewne, wanilia, białe piżma
twórca: Bertrand Duchaufour
rok wprowadzenia: 2008
moja ocena:
- zapach: dobry+
- projekcja: dobra+
- trwałość: ponad 12h
Aedes de Venustas nie miałem nigdy szansy spróbować. A pozostając w temacie L’Artisan Parfumeur – właśnie testuję Caligna.
A to najnowszy ich zapach. No ciekaw jestem, czy zachowuje poziom L’Artisana.
chyba tak, choć trudno mi powiedzieć, bo ogromnym fanem marki nie jestem
Wg mnie to marka proponująca zupełnie wyjątkowe zapachy, choć oczywiście wszystkich nie znam. Szacun dla nich.
Właśnie sprawdziłem: zapach oparty na prowansalskiej szałwii, z nową tinkturą drewna dębowego pochodzącego z beczek winiarskich, akordem jaśminowej marmolady z morelą, pomarańczą i bazylią oraz z dodatkiem esencji z pączków róży. Do tego Dora Arnaud za sterami. Może być interesująco. Have a nice sniffing, Luke! 😉
opis jest bardzo błogi 😉
Sklep Aedes de venustas nie prowadzi sprzedaży poza USA. Ale można sie pokusic o zakup w Barneys New York ( 245$)+ przesyłka+cło=:(((. Polecam okazje na ebay…
Pozdrawiam
Dziękuję za podpowiedź. Pozdrawiam. 🙂
Spotkałem się z opinią, że Aedes pachnie podobnie do Devil in Disguise Marka Buxtona. Aedes nigdy nie miałem okazji testować, ale posiadam flaszkę Devil in Disguise i rzeczywiście bardzo przypomina kreacje Duchaufoura.
No ja z kolei nie znam tej kompozycji Buxtona, ale wiem, że panowie nadają na wspólnych falach i do kompletu z Gezą Schoenem szykują wspólne perfumowe przedsięwzięcie… 🙂