Bestia?
Niejaki Koublai Khan jest postacią historyczną. Wnuk Dżyngis-Chana rządził Mongolskim Imperium w czasie, kiedy Marco Polo odkrył na jego terenie tzw. Tonkin Musk, wonną substancję pozyskiwaną z gruczołu wołu piżmowego (Musk Deer). Ten historyczny fakt stał się inspiracją dla próby odtworzenia tej niespotykanej już dziś w naturze woni (pozyskiwanie go jest prawnie zabronione) oraz dla próby powrotu do źródeł perfumerii. Jednocześnie powstało jedno z najbardziej niesamowitych pachnideł wszech czasów…
Śmiem twierdzić, że nie ma drugich takich… Nieprawdopodobnie odważna rzecz. Proponować perfumy tak… trudne. Mieszanka składników zwierzęcych oraz roślinnych o typowo organicznych woniach szokuje. Przynajmniej podczas pierwszych testów. Pachnące zwierzęcym futrem labdanum, kmin o słonej woni potu, piżmowe ziarno ambrette, wreszcie przypominający woń brudnych włosów costus. Ale to dopiero początek, bowiem w kompozycji znaczącą rolę gra fekalny cywet, sierściuchowate kastoreum oraz cielesne piżma i słonawo-mdło pachnąca ambra. Nosy niewytrawne potraktują to jako smród, który ktoś przez pomyłkę zabutelkował i postawił na półce z perfumami. Znawcy i koneserzy zachwycą się odważnym pomysłem i realizacją. Znajdą się też tacy, którzy potraktują Muscs Koublai Khan jako swoje ulubione pachnidło (będzie ich jednak niewielu, zaręczam). Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli już zechcemy koniecznie poczuć się jak Khan i dodatkowo zdecydujemy się wyjść „w tym” do ludzi, to nie liczmy na zrozumienie. Skojarzenia z „naturalnymi zapachami”, których raczej na co dzień unikamy, by uciec od przykrych doznań, będą tu na porządku dziennym. Każdy z nas wie, jak one „pachną”, mało kto uwierzy, że tak „pachnieć” mogą także perfumy… Uratować nas może ich bliskoskórność wynikająca z natury zastosowanych ingrediencji o ciężkich molekułach. Ona także determinuje ich gargantuiczną wręcz trwałość na skórze. Nie łudźmy się, że w połowie dnia wywietrzeją. Co to, to nie…
No ale jeśli już spryskamy się Muscs Koublai Khan…
Początkowo miód i róże. Nic nie wskazuje na to, że pod ich warstwą leży… bestia. Nie od razu, ale już po chwili czuć jej gęstą sierść. Z czasem szczypiące w nos kastoreum wygrywa z innymi składnikami. Włochaty costus dodatkowo wzmaga zapach sierści. Czystej sierści, pachnącej samą sobą… Bestia żyje. Jej rozgrzane futro uwalnia wonne molekuły dając znać otoczeniu o swej obecności. Miód i róże były tylko po to, by przyciągnąć i odwrócić uwagę, ale teraz już patrzymy prosto w oczy bestii… Jednak, im więcej czasu z nią spędzamy, tym bardziej okazuje się być ona wielkim i przyjaznym, zupełnie niegroźnym futrzakiem, tak że na samym końcu zaczynamy wręcz pałać do niej sympatią… Kolejne z nią spotkanie nie jest już tak traumatyczne, bo wiemy, po co róże i po co miód. Poznaliśmy już bestię i oswajamy się z nią, a ona z nami. Jej futrzasta nieporadność i maślane spojrzenie zaczynają wzbudzać w nas sympatię. Lubimy zwierzaka. Właśnie tak.
Muscs Koublai Khan to zapach absolutnie artystyczny, bezkompromisowy i prowokujący. Przy nim określenie „perfumy niszowe” brzmi zabawnie. Warto pamiętać, że w jego przypadku szczególnie ważna jest skóra. Dopiero na niej – nie na testowym papierku czy innym materiale – ukazuje swą prawdziwą zwierzęcą naturę. Co ciekawe MKK szokuje głównie podczas kilku pierwszych testów, z czasem niebezpiecznie przyzwyczajając nas do swej dzikiej natury. Koniec końców, gdy po raz kolejny po niego sięgam, bestia nie wydaje się już taka straszna. Mimo wszystko pozostaje dla mnie wyjątkową ciekawostką olfaktoryczną. Zbyt dziwaczną i niebezpiecznie jednoznaczną, bym mógł jej na co dzień używać. To pewne. Zbyt fascynującą jednak, by choć kilka mililitrów nie leżało w mojej szufladzie. Na wypadek, gdybym kiedyś chciał zamienić się w bestię…
….taką domową…
bestyjkę…
główne składniki: cywet, kastoreum, labdanum, ambra, marokańska róża, kmin, ziarna ambrette, costus, paczula, wanilia, piżma
perfumiarz: Christopher Sheldrake
rok wprowadzenia: 1998
moja klasyfikacja: uniseks o zwierzęcym, cielesnym i dosłownym charakterze; propozycja dla osób gotowych na zapachowe wyzwania, nie obawiających się jednoznacznych skojarzeń, jakie może budzić wśród osób z otoczenia (perfumy, jak wiadomo, nosimy sami, ale żyjemy jednak wśród innych); zapach – jeśli już – to na pewno nie na ciepłe pory roku; może być ciekawym uzupełnieniem do innych perfum, jeśli chcemy im przydać nieco piżmowo-zwierzęcej głębi;
moja ocena:
- zapach: bardzo dobry (obiektywnie)
- projekcja: bliskoskórna
- trwałość: ponad 12 h