Zaskakująca wiadomość o nowym męskim zapachu Diora pod nazwą Homme poruszyła społeczność perfumaniaków. Do tego stopnia, że zapach zaczął nawet zbierać negatywne opinie a priori (!).
Wszystko dlatego, że oficjalna, opublikowana przez markę, informacja o premierze przedstawiała Dior Homme jako zupełnie nowy zapach, nie mający – poza nazwą – nic wspólnego z poprzednikiem. Współczesny, drzewny, dynamiczny, oparty na wetywerii i cedrze zestaw nut to potwierdzał. Nie było w nim ani irysa, ani kakao, ani kardamonu, słowem – zapowiadała się katastrofa… Internauci zarzucają Diorowi, że zupełnie nowa kompozycja została nazwana Homme, tym samym powodując sporą konfuzję i obawy co do przyszłości cenionego przez wielu klasycznego już irysowego Dior Homme (2011) i jego flankerów (Intense 2011 i Parfum 2014). Co prawda podobno klasyk pozostanie w obrocie z nazwą zmienioną na Dior Homme Original, ale jak długo i gdzie będzie dostępny – czas pokaże.

Zanim o nowym zapachu, po to by lepiej zrozumieć najnowszą premierę, warto przypomnieć, jakie zapachy Diora definiowały męskość w poszczególnych dekadach. UWAGA: Komu nie chce się tego czytać i chce przejść od razu do mojej recenzji Dior Homme 2020, proponuję przewinąć kilka akapitów w dół. Mimo wszystko zachęcam do zapoznania się z poniższym.
Dominujący w latach 60-tych i 70-tych Eau Sauvage (1966) – będący genialnym i nowatorskim połączeniem elementów szypru, kolońskiej i fougere z subtelną nutą jaśminu i przedawkowaniem jaśmino-pochodnej aromamolekuły hedione – idealnie wpisał się w męskie potrzeby zapachu dyskretnego i eleganckiego, a jego niezwykła formuła uczyniła go ponadczasowym i „załatwiła” Diorowi temat męskich perfum na półtorej dekady.

Jules (1980) – lata 80-te zdominowane były przez pełne testosteronu, intensywne i bogate w składniki pachnidła. Jules był poniekąd takim zapachem, jednak w swej istocie sięgał raczej jeszcze do lat 70-tych, grając bardziej w lidze YSL Pour Homme (1971) i tzw. „brudnych” ziołowych cytrusów i z tej kategorii nie wyszedł. W porównaniu z Julesem o rok młodszy Kouros pokazał nowy kierunek. Jules był o mniej więcej dekadę spóźniony, a Dior – znieczulony świetnymi notowaniami Eau Sauvage – po prostu przespał 10 lat.

Fahrenheit (1988) – schyłek lat 80-tych to już nowe czasy, przedsionek lat 90-tych, które – jeżeli mielibyśmy je scharakteryzować jednym męskim zapachem – pachniały Cool Water Davidoff. W tym kontekście Fahrenheit, przedziwny, niebywale oryginalny i mający się nijak do nadciągającej mody na zapachy świeże, wodne i ozonowe, ze swą fiołkowo-skórzaną sygnaturą, był swego rodzaju odszczepieńcem, a jego unikatowość stała się jego siłą, która uczyniła z niego ponadczasowego klasyka. Indywidualizm ponad modę. Dior odrobił lekcję Eau Sauvage i dorobił się kolejnego ponadczasowego klasyka.

Lata 90-te Dior zakończył męską wersją Dune (1997), która w swej wysmakowanej, ale rachitycznej zielonej delikatności była świetnym odzwierciedleniem tego, co działo się w męskiej perfumerii lat 90-tych. A działo się wiele złego. Ale najgorsze miało dopiero nadejść…

W pierwszej połowie pierwszej dekady XXI w. Dior kompletnie się pogubił (nie on jeden wszakże). Linia Higher (2001-2003) to perfumowa kompromitacja, o której lepiej zapomnieć…

Dopiero 2005 rok i premiera genialnego Dior Homme (2005) skomponowanego przez Oliviera Polge’a przywróciła Diora na mapę męskiej perfumerii i dała zaczyn do podjęcia rywalizacji z Chanelem, a także z nabierającym impetu po zatrudnieniu J.C Elleny Hermesem. Podczas pracy nad Homme Dior po raz kolejny w swojej historii postanowił pójść po prąd i zaryzykował stawiając (podobnie jak w przypadku Fahrenheita) na pachnidło z pozoru skazane na niezrozumienie i porażkę. Obecny dotąd wyłącznie w perfumach damskich irys, do tego pudrowa nuta szminki w męskim zapachu? Okazało się, że jak najbardziej, szczególnie, że Dior miał nosa i trafił na czas coraz bardziej popularnej w kulturze i społeczeństwach zachodu metroseksualności. Sukcesy Dior Homme i jego kontynuacji w postaci Intense (doskonały i najbardziej wyrafinowany Parfum pozostał raczej obiektem pożądania wąskiej grupy koneserów) oraz włączone w tę linię bardzo udane Sport (sprzed katastroficznej reformulacji w 2017) i Cologne przypieczętowały obrany kierunek. Ale to nie mogło trwać wiecznie, czasu się zmieniły, trendy zmieniają się 2-3 razy na dekadę i trzeba nadążać, bo stara konkurencja nie śpi, a nowa się rodzi…

W tzw. międzyczasie Dior inaugurował własną pracownię perfumeryjną w Grasse (Les Fontaines Parfumées), w której wybudował laboratorium, a w nim zatrudnił mistrza perfumeryjnego Francoisa Demachy’ego, który wcześniej pracował m.in. z Jacquesem Polgem dla Chanela. Teraz był już analogicznie „wyposażony” i zupełnie gotów na konkurencję ze wspomnianymi dwoma gigantami. To dzięki Demachy’emu Dior (a właściwie LVMH, właściciel marki) „odzyskał kontrolę” nad formułą Dior Homme (prawa do niej miał i chyba wciąż ma koncern, dla którego wówczas pracował Olivier Polge). Wieść niesie, ze Demachy po prostu przeanalizował zapach przy pomocy wszelkich dostępnych zdobyczy techniki oraz swojego nosa i skopiował go – po mistrzowsku, choć z pewnymi modyfikacjami. Nie każdemu jednak ta wersja przypadła do gustu.
2015 rok to premiera Sauvage. Nawiązanie w nazwie do klasyka budziło i budzi (słusznie moim zdaniem) spore kontrowersje. Zapach okazał się wykoncypowanym przez marketingowców crowd pleaserem obliczonym na rynkowy sukces i potężne zyski. Złożony z nut zebranych z innych dobrze się aktualnie sprzedających męskich pachnideł (np. Bleu de Chanel, Paco Rabanne Invictus) okazał się tyleż miałki, co – zgodnie z założeniami – popularny i chętnie kupowany. Obiektywnie biorąc, jego atrakcyjność nie powinna dziwić. Jest jakiś urok w tym świeżym i nieco detergentowym aromacie. Kolejne flankery dolewały oliwy do komercyjnego ognia. Będący bankrutem Johnny Depp z sowicie opłaconym przekonaniem wystąpił w telewizyjnych i prasowych reklamach. Biznes się kręcił. John podreperował swój zrujnowany życiem hulaki budżet, a LVMH nabił jeszcze bardziej swą i tak obrzmiałą już kabzę. Pieniędzy nigdy dość. I tu dochodzimy do najnowszej propozycji perfumowej Diora…

Skoro udało się z Sauvage, to może by tak odświeżyć linię Homme i powtórzyć sukces? Tym bardziej, że przecież czasy się (znowu!) zmieniły i metroseksualność nie jest już w modzie. Facet ma być facetem, a kobieta kobietą. Więc to pewnie dlatego słupki sprzedaży Dior Homme od kilku już lat się kurczą. Nadszedł czas na remake i rozgrzanie koniunktury do czerwoności…
Oto jest. Nowy Dior Homme A.D. 2020.

Pierwsze wrażenia
Flakon znany z poprzedniej wersji nabrał smukłości znanej z Homme Sport 2017. Efektownie zmodyfikowano zatyczkę, umieszczając na niej srebrny napis na czarnym tle nie pozostawiający wątpliwości co do marki i nazwy zapachu. Pierwsza aplikacja na przedramię. Zwraca uwagę atomizer – mniejszy od tego w DH 2011, dozujący raczej równe, spore chmury, pozbawiony jednak finezji poprzednika. Ale nic to. To tylko hardware. Przechodzę do zapachu. Czuję stłamszony pieprz i jakieś syntetyczne nuty drzewne. Głównie cashmeran i Iso E Super. Nic więcej. Wszystko to na pograniczu wyczuwalności i to zaraz po aplikacji (!), z nosem na skórze. Nie wierzę własnemu nosowi. Odkładam flakon. Daje zapachowi czas. Po kilkunastu minutach na skórze wyczuwam ledwie wyczuwalny syntetyczno-drzewny ślad, w tle zaczyna majaczyć wetyweria. Wciąż nie wierzę. Owszem Dior zapowiadał, że będzie to nowy, drzewny zapach z cedrem i wetywerią, bez irysa, ale w kontekście tego, co czuję, te zapowiedzi brzmią jak ponury żart. Postanawiam użyć globalnie następnego ranka.
Następnego dnia
Rano wszystko czuję intensywniej, nos wypoczęty, gotowy do testów. Obfita aplikacja, bo wiem, że w tym przypadku tak trzeba. Czuję pieprz, tym razem zaraz za nim wyczuwam wetywerię. Ściślej – akord drzewny z wetywerią w dominancie na żywicznym tle. Myślę sobie, że być może stąd te deklarowane tu i ówdzie porównania do Terre D’Hermes, ale to wg mnie grubo przesadzone. Dior Homme stoi co najmniej półkę niżej. Co dalej? Przez pierwsze 2-3 godziny zapach majaczy, odzywa się w sposób przeraźliwie cichy, od czasu do czasu. Po 4 godzinach już go nie czuję. Pozamiatane.
Nie liczyłem na arcydzieło czy na game changera. Liczyłem na solidny produkt o jakości, do której zobowiązuje marka Dior. Otrzymałem coś, co trudno skomentować. Rachityczny, syntetyczny, nijaki, przy tym przesadnie delikatny. Dior Homme 2020 to produkt, którego – przyznam – chyba nie rozumiem. O co tu chodzi?
Jak zwykle, gdy nie wiadomo o co chodzi, musi chodzić o pieniądze, a konkretnie o pazerność koncernu LVMH, który połyka kolejne marki luksusowe, a jego apetyty zdaje się nie maleć. Jakoś trzeba finansować kolejne akwizycje. Schlebiający masowym gustom – bo nijaki – zapach może być jednym ze sposobów na to.
Wystarczy tupać na raz, by zdobyć uznanie mas.
W. Waglewski
Kto ten zapach zaprojektował? Nie, nie Francois Demachy. On „tylko” go skomponował (pisał formułę, ale się nie cieszył?). Projekt musiał pochodzić z diorowskiego działu rozwoju zapachów, który posłuchał bardzo dokładnie wytycznych działu badania rynku i postanowił przełożyć na perfumy zapachowe oczekiwania współczesnego, młodego mężczyzny (zapachowi twarzy użycza 33 letni aktor Robert Pattinson). Czy odbyły się testy konsumenckie, jak w przypadku dezodorantów Axe? Bardzo możliwe. Treść zapachu zdaje się to potwierdzać. Do kogo ma zatem to zapachowe przesłanie Diora trafić? Sądzę, że do mężczyzn w wieku 30-45 lat, którzy poszukują subtelnego, bezdyskusyjnie męskiego, nikomu nie przeszkadzającego, nie kontrowersyjnego, jakby „wycofanego” zapachu. Przy nim bowiem nawet Sauvage wydaje się krzykliwy. Nosząc nowego Diora Homme nie zostaniemy bowiem „zapachowo zauważeni” przez otoczenie, chyba że przy bardzo bliskim kontakcie… Idealne męskie korpo-perfumy? To chyba całkiem trafne określenie.
Wg mnie ten zapach to kolejny – po Dior Homme Sport 2017 (i w mniejszym zakresie Sauvage) – dowód powrotu Diora do niechlubnej praktyki z lat 1995-2005, gdy męskie perfumy tej marki były pozbawione charakteru i obliczone wyłącznie na słupki sprzedaży. Dior zamiast kreować trendy, jak to czynił w przeszłości (patrz Eau Sauvage, Fahrenheit, Dior Homme 2005), stara się wpasować w istniejące już gusta i to te najmniej wyrafinowane. Jedak ta tendencja zasmuca wyłącznie perfumowych koneserów. Ale to nie oni przecież sfinansują kolejne przedsięwzięcia LVMH. Zrobią to zachęceni marketingową kampanią, magią marki i bezpieczną nijakością zapachu setki tysięcy nabywających flakon Dior Homme 2020 w perfumeriach na całym świecie.

nuty głowy: bergamotka, różowy pieprz, elemi
nuty serca: cedr, paczula, cashmeran
nuty bazy: białe piżmo, wetyweria, Iso-E-Super
rok premiery: 2020
nos: Francois Demachy
moja ocena: zapach: 3,0/ trwałość: 4,0/ projekcja: 3,0->2,0
Bardzo podoba mi się to wprowadzenie w historię marki Dior. Nie lubię, co prawda, linii Homme, nie pamiętam nawet jak to pachnie, tak dawno powąchałem, ale artykuł czyta się świetnie. Recenzję odbiera się inaczej, z większym zrozumieniem. Brawo.
Wąchałem toto dzisiaj.. ani męskie (metroseksualne bardziej, znowu pod prąd?) katastrofa. Pod każdym względem.
Na szczęście mamy Roja Dove … tak się zbiegło z testami. Enigma. Cud. A tak wracając do Diora, to zawsze sobie myślę o faunderach w takim momencie… z współczuciem. A LVMH to uśredniacz dóbr luksusowych.. Pożarł już niejednych pięknych swoim wiekowym dorobkiem.
Co proponujesz zamiast?
Trafny tytuł. Trafne refleksje. Ocena zawyżona.
Pierwotnie miała być dwója, ale zdobyłem się na nieco więcej obiektywizmu… 🙂
Zagadkowa jest dla mnie nuta Iso-E-Super. Wiele perfum z tym skladnikiem zdaje sie byc niewyczuwalnych. Ten sam zarzut pojawia sie w zapachu Escentric Molecules. Jedni to czuja, inni nie, przy czym ci, ktorzy nie czuja sa czesto pytani o ladny zapach, ktory projektuje wokol nich. I tak sobie wielokrotnie juz testowalem nowego Dior Homme i za kazdym razem wachajac nadgarstek mam wrazenie, ze to nie pachnie, ze spryskalem sie czyms wodnistym, ogolnie porazka. Po czym snuje sie to wokol mnie i czuje to dosc dlugo i sa momenty, ze mysle, ze to nawet fajny zapach. W jakis sposob to pracuje na skorze. Wachane bezposrednio zdaje sie prawie nie pachniec, ale wciaz gdzies unosi sie w powietrzu dajac pozytywne odczucie. Co oczywiscie nie zmienia faktu, ze Dior strzelil sobie w kolano pakujac w klasyczny juz flakon zapach, ktory zupelnie go nie przypomina. Calosciowo po prostu slaby, nijaki, w zasadzie niedokonczony. Jest zupelnie jak rosol bez soli, bez oczek, fundamentu brak. Dziadostwo straszne. Mam tylko cicha nadzieje, ze to sie nie sprzeda, ze zniknie z półek. Dla mnie kompromitacja, moze nawet sabotaz. Okropne rozczarowanie….
Faktem jest, że ISO E SUPER to składnik o jakby magicznych właściwościach. Obecny w większości współczesnych pachnideł służy zwykle jako wzmacniacz, nadaje perfumom projekcje, światło, błysk. Jego zaletą jest właśnie to, że sam niemalże nie pachnie, za to wpływa na parametry i charakter perfum. Być może pomysłem Demachy’ego było stworzyć takie swoje własne Molecule 01, tyleż że z jakimś dodatkowym, konkretnym wsadem – w tym przypadku wetyweria i co tam jeszcze. Niemniej nie wyszło mu to, a nie musiało tak być. Wystarczy powąchać Terre d’Hermes, w którym także jest pieprz, wetyweria i cedr, a przy tym potężna dawka ISO E SUPER. Ale jest też geniusz Elleny. Jakkolwiek Demachy jest wybitnym perfumiarzem, to jednak nie formatu Jean-Claude’a, a Dior nigdy nie będzie Hermesem w kwestii filozofii luksusu.
Z góry przepraszam, że odejdę od tematu, ale chciałbym zapytać, czy zostaną tu przeniesione recenzje z poprzedniego bloga, ponieważ zniknął, a opisy wielu perfum były tylko tam?
Niestety nie. Blog został zlikwidowany przez admina Blox. Pl zanim zdążyłem przenieść posty. Grzebałem się z tym i mam za swoje. ☹️
Oj, szkoda. Tamte recenzje były wartościowe, bo zawierały Twoje pierwsze wrażenia i oddawały to, co wówczas myślałeś na temat tamtych zapachów. Strata!
Owszem. Ale życie płynie dalej. 🙂
Czy to jest jakaś różnica poza tymi dior perfumy męskie które są dostępne w sklepie Sephora? to także są HOMME Parfum, ale nie jestem przekonany czy akurat 2020. Otrzymałem je od swojej kobitki z okazji rocznicy i działają na odległość, jak płachta na byka;]
Obecnie w perfumeriach stacjonarnych, takich jak wymieniona, sprzedawana jest właśnie opisywana przez nie wersja Dior Homme.