No. XIII – Poivre Sichuan – w tej orientalnej kompozycji syczuański pieprz jest oczywiście dominantą, choć towarzyszą mu także inne zgrabnie uzupełniające go nuty. Poza pierwszymi świdrującymi nozdrza sekundami na skórze dość wyraźnie czuć nutę czarnej posłodzonej herbaty z listkiem mięty. Zapach jest kulinarny, ale dzięki pieprzowi zaskakująco odświeżający, z początku wręcz chłodzący mentolem. Z czasem przechodzi w dość oryginalną drzewną bazę. Poivre Sichuan wyróżnia niezła projekcja i całkiem dobra trwałość.
główne nuty: cytryna, pieprz, herbata Earl Grey, drewno
No. VII – Papiers
W tym przypadku we flakonie zamknięto niezwykłą, ciepłą, kojącą i zmysłową woń, jaką emituje tzw. papier ormiański (Papier d’Armenie). Ten pochodzący z końcówki francuski XIX wieku wynalazek służył pierwotnie do dezynfekcji pomieszczeń. Dziś pełni już „tylko” rolę estetyczną, nadającą pomieszczeniu, w którym jest palony, przyjemną woń. Papier ormiański to nic innego, tylko arkusze papieru nasączone alkoholowym roztworem benzoesu – żywicy pochodzącej z drzew gatunku Styrax. I tak właśnie pachnie Papiers – żywicznie, słodko, miodowo, ciepło, orientalnie – po prostu ambrowo. Z początku zapach zaskakuje dość niecodzienną, nieco dysonansową nutą, która – jak sądzę – pochodzi o cytrusów. Z czasem woń staje się lekko słona, co nadaje jej subtelnie fizjologicznego wymiaru. Koniec końców jednak zapach uspokaja się i osadza na skórze komfortową ambrą. Papiers jest naprawdę ładnie i całkiem trwałe, choć po pierwszych kwadransach staje się blisko-skórne, a baza to zaledwie wspomnienie serca zapachu.
główne nuty: cytrusy, benzoes, ambra, miód
No. VII – Feuille Cassis – nazwa mówi wszystko o tej kompozycji. Liść czarnej porzeczki to woń dominująca i muszę przyznać, że tak naturalnego ujęcia tego tematu jeszcze nie spotkałem. Otwarcie jest niesamowicie soczyste, kwaśne i intensywne, bardzo sugestywne. Piękny zielony aromat trwa jednak nie więcej niż 3 kwadranse, po czym do nozdrzy docierać zaczynają suche nuty kwiatowe oraz drzewne, głównie cedrowe, jak sądzę. Całość pachnie od początku do końca bardzo naturalnie, bez krzty syntetycznych dodatków, choć muszę zaznaczyć, że przypominająca woń kwiatów fermentujących w wazonie faza serca nie powala urodą, by nie użyć mocniejszych słów. Jest w niej coś drażniącego, dusznego. Baza – podobnie jak w Papiers – jest bardzo słabo wyczuwalna, aczkolwiek podgrzanie skóry oddechem o dziwo pozwala przypomnieć sobie zieloną woń otwarcia.
główne nuty: liść czarnej porzeczki, nuty drzewne
cdn.