Daleko, daleko, za oceanami, za górami, za lasami, w wielkim domu w położonej w stanie Kalifornia miejscowości Healdsburg mieszka sobie Laurie Erickson. 51 letnia dziś kobieta od 31 lat porusza się na wózku inwalidzkim po wypadku, jakiego doznała w młodości jeżdżąc konno. Nie przeszkadza jej to od 2004 roku – nie bez powodzenia – tworzyć własne, przepełnione nostalgią kompozycje perfumowe, inspirowane wspomnieniami, otaczająca ją naturą, roślinnością, zmieniającymi się porami dnia i roku. Artystka, będąca amatorką – samoukiem, pracuje we własnym domu, który wybudował dla niej ojciec. On także przystosował dom oraz pracownię Laurie do jej niepełnosprawności. Dom otacza przepiękny ogród, w którym prócz wielu gatunków róż znaleźć można znaleźć tak ważne dla perfumiarstwa rośliny jak lawenda, bazylia, heliotrop czy czystek. Także ten ogród stanowi nieprzebraną skarbnicę inspiracji dla artystki.
Podczas komponowania Erickson wykorzystuje bardzo szeroko składniki naturalne i łączy je z niezbędnymi we współczesnej sztuce perfumiarskiej syntetykami (często zastępującymi substancje pochodzenia odzwierzęcego, jak piżmo, kastoreum czy ambra). Znana ze swej słabości do labdanum artystka unika w swej twórczości banalnych tematów świeżych, wodnych czy cytrusowych na korzyść żywic, drzew, kadzideł czy akordów ambrowych. Jej pachnidła są przez to bardzo specyficzne, zwykle ciepłe, balsamiczne, olfaktorycznie dość gęste i raczej ciemne. Wysoka koncentracja składników gwarantuje zapachom Sonoma Scent Studio z reguły kilkunastogodzinną trwałość, która niestety nie zawsze idzie w parze z ich zadowalająca mocą i projekcją.
Erickson dzieli swoje dzieła na dwie grupy: Boutique Collection oraz Sonoma Exclusives. Kolekcja butikowa dostępna jest w wybranych butikach, zaś zapachy z grupy ekskluzywnych można nabyć jedynie na stronie internetowej marki. Ostatnio Laurie pracuje nad nową linią zapachów – all natural – bazujących wyłącznie na ingrediencjach naturalnego pochodzenia.
Dzięki zorganizowanej na perfuforum akcji wspólnych zagranicznych zakupów (perfumy Sonoma Scent Studio nie są dostępne w Polsce) mogłem zaznajomić się z wybranymi zapachami Laurie Erickson. To z kolei nie mogło nie pozostawić śladu na moim blogu. Sześć zapachów, które testowałem, to: Tabac Aurea, Fireside Intense, Ambre Noir, Incense Pure, Winter Woods oraz Forest Walk. Niektóre z nich uważam za udane, inne za kiepskie, ale bez względu na to przyznaję, że obcowanie z nimi było dla mnie sporą frajdą i wyzwaniem jednocześnie. Opis moich wrażeń z testów rozpoczynam w tym wpisie.
* * *
Tabac Aurea – w poszukiwaniu tytoniu idealnego
Szukam „swojego” zapachu tytoniowego, który zbliżyłby się do woni absolutu tytoniowego, którego kilka mililitrów posiadam i strzegę niczym skarbu. Mazista substancja o brunatnej barwie pachnie brudno, nieco brutalnie, wilgotno, gorzkawo-słodko, nieprawdopodobnie pięknie i naturalnie, głęboko i wielowymiarowo oraz niesamowicie męsko. Dotąd nie znalazłem jednak perfum, które przypominałyby tę woń. Także Tabac Aurea pod tym względem okazał się „nietrafiony”, choć mimo to zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, o czym poniżej.
Tabac Aurea to całkiem udany i oryginalny w swej surowości zapach tytoniowy. Ciekawe, że kompozycja – choć zdominowana przez tytułowy składnik – zaczyna się wyraźnymi nutami drewna. Gorzkawy akord z wyczuwalnym cedrem trwa ładnych kilkadziesiąt minut, by następnie usunąć się w cień szlachetnego tytoniu (blond tobacco). Warto w tym miejscu dodać, że – jak wyjaśnia sama Erickson – absolut z blond tobacco pachnie podobnie do tytoniu fajkowego i posiada niuanse zapachowe siana, mchu i drzew (nikotyna jest usuwana z absolutu podczas produkcji). Rzeczywiście te jego aspekty zostały w Tabac Aurea wiernie oddane. U schyłku trwania zapachu na skórze, pod tytoniową nutą zaczyna majaczyć akord ambrowy z lekkim skórzanym akcentem, zbudowany, jak sądzę, z labdanum, tonka i wanilii.
Lubię zapach tabaki i chętnie wracam do perfum zawierających ten składnik w istotnych ilościach (Tobacco Vanille Tom Ford, Burberry London for Men, a kiedyś przez chwilę także Oriflame Architect). Myślę, że inni wielbiciele jedynej w swoim rodzaju woni blond tobacco powinni zostać interpretacją Erickson co najmniej poruszeni. Mnie się ona spodobała i wyobrażam sobie dużą frajdę z noszenia jej na co dzień. Kto wie? Może kiedyś? Doceniam też fakt, że na tle kilku innych testowanych przeze mnie pachnideł Sonoma Scent Studio, to cechuje przyzwoita projekcja, pozwalająca poczuć zapach nie tylko wówczas, gdy zbliżymy nos do naskórka.
nuty/ składniki: cedr, sandałowiec, tytoń, skóra, wetyweria, paczula, goździk (przyprawa), tonka, absolut labdanum, ambra, wanilia, piżmo
moja ocena:
- zapach: dobry +
- projekcja: dobra
- trwałość: 8-10 h
* * *
Fireside Intense – kłopoty z rozpaleniem w kominku…
Wg mnie niestety nieudana realizacja tematu drewniano-dymnego, mimo – jak wierzę – „intensywnych” starań perfumiarki. Coś tutaj nie działa, jak powinno. Owszem, interpretacja jest bardzo naturalna. Zapach jak żywo przypomina woń tlącego się drewna, z którą w ostatnich dniach, z racji temperatur panujących na zewnątrz, mam często do czynienia. Jednak zdumieniem napawa mnie fakt, że taki zestaw składników można połączyć w coś tak nieprzekonującego, jeżeli tylko przypomnimy sobie, że nie jest to świeca zapachowa, a przeznaczone do noszenia na skórze perfumy. Czuję, że ten zapach ma potencjał, ale nie został on należycie wydobyty. Ale zaraz, zaraz. Czy to nie rola perfumiarza? Właśnie. Mam wrażenie, że Laurie Erickson zapomniała o czymś, tworząc Fireside Intense. W efekcie ten zapach na mojej skórze po prostu nie rozkwita, ani nawet nie ożywa. On obumiera. Skandalicznie brakuje mu tchu, powietrza, projekcji. Mości się bardzo blisko skóry i nie ulatuje z niej choćby na chwilę, pachnie płasko i niemal jednowymiarowo, prawie nie ewoluuje. Sprawia na mnie wrażenie niedokończonego. Jest ćwiczeniem na temat, ale daleko mu do pełnoprawnych perfum. Sytuacji nie ratuje niestety gigantyczna trwałość (cedrowo-sandałowa, sucha i wiórzasta nuta tkwi na skórze niemal 24 godziny!). Dlatego Fireside Intense z przykrością muszę zaliczyć do rozczarowań. Rzecz jest dla najbardziej zawziętych koneserów tematu. Jeżeli mnie pamięć nie myli, dużo lepiej tę samą tematykę zrealizowano w Fireplace Demeter.
nuty/ składniki: drewno gwajakowe, nagarmotha, cedr teksański, cedr himalajski, sandałowiec indyjski, drewno agarowe (oud), smoła brzozowa, jałowiec Cade, skóra, absolut mchu dębowego, kastoreum, szara ambra
moja ocena:
- zapach: słaby
- projekcja: słaba
- trwałość: niemal 24 h
cdn.
Ja przepadam za Tabac Aurea, podoba mi się. Winter Woods przemawiał do mnie chyba nieco bardziej (ale tylko minimalnie)
Najbardziej w pamięci utkwił mi Jour Ensoleille (słoneczny dzień)
Nie podobał mi się natomiast Forest Walk, który w zbyt rzeczywisty sposób oddawał na mnie woń lasu (i nieprzyjemnie przywoływał swym zapachem myśl o leśnym robactwie)
Winter Woods akurat wydał mi się nieprzekonujący, zaś Forest Walk jak najbardziej! Szczególnie baza tego zapachu warta jest docenienia. Szerzej moje wrażenia o obu kompozycjach wkrótce na blogu. 🙂
Jak widać co miłośnik perfum to inne odczucia i inni faworyci.
Jak zwykle bardzo ciekawe recenzje. Zastanawiałem się, od których kompozycji SSS zaczniesz i okazało się, że zacząłeś akurat od tych, których nie znam. Jak sobie przypomnę wstrząs, jaki wywołały u mnie Ambre Noir…
Ambre Noir to z testowanej przeze mnie siódemki pachnideł SSS najtrudniejsza rzecz. Ale warta bliższego poznania. Wkrótce moje wrażenia na jej temat. 🙂
Cześć !
Jak to dobrze czasem się z Tobą nie zgodzić, fqjciorze ( ha,ha,ha ). Przede wszystkim muszę zacząć od tego, że moja percepcja Fireside Intense jest diametralnie różna od Twojej. Odbieram je – w przeciwieństwie do Ciebie – jako zapach skończony, a nie li tylko jako rodzaj ” ćwiczenia na zadany temat „, i to w dodatku nieudanego. Niewykluczone, że dużą rolę odgrywa w tym przypadku chemia skóry, gdyż projekcja Fireside Intense na mnie jest naprawdę dobra przez jakieś 10 – 13 godzin. Natomiast sam zapach odbieram jako szalenie bezkompromisową, dymną, chemikalną wręcz i brudną woń, nie mieszczącą się już chyba w kategorii ” perfumy „. I tu zgoda, że to zapach dla koneserów. Myślę, że entuzjaści Black Tourmaline, Lonestar Memories czy Interlude Man mogą być Fireside Intense co najmniej zafrapowani ( chociaż jest to oczywiście zapach jeszcze bardziej bezpardonowy od tych wymienionych powyżej ). Co się zaś tyczy Tabac Aurea, to tutaj akurat nie widzę większych powodów do polemiki z Tobą. To zapach z jednej strony na wskroś niszowy, zaś z drugiej strony bardzo noszalny – szczególnie w kontekście innych zapachów Sonoma Scent Studio. Ponadto odbieram go – zapewne przez jego szorstkość – jako aromat bardziej męski, niż uniseksowy.
Ale moim faworytem i tak pozostaje Ambre Noir, którego flakonik zresztą sobie sprawilem. Czekam więc na jego recenzję Twojego pióra.
Serdecznie pozdrawiam –
Cookie
Cześć Cookie,
Jeśli chodzi o Fireside Intense, to być może to i chemia skóry, choć zawsze testuję zapachy także na blotterze i w tej konfiguracji także wypadł po prostu kiepsko. Wszystkie trzy zapachy przez Ciebie wymienione grają wg mnie w dużo wyższej, zawodowej że tak powiem, lidze niż FI.
Przyznam natomiast, że Tabac Aurea chętnie odnalazłbym pod świąteczną choinką, bo gdy zaczynał mi się podobać coraz bardziej, skończyła się próbka… 😦
Moje wrażenia nt. Ambre Noir wkrótce 🙂
Pozdrawiam
fqjcior