Bleecker Street – to jedna z tętniących życiem ulic Manhattanu. We flakonie zaś to nowoczesne, mainstreamowe, mocne męskie perfumy. Po nieco zielonym, za sprawą fiołkowego liścia, początku, następuje kulinarne, słodkawe, delikatnie anyżowo-porzeczkowe serce, które dość szybko przechodzi do niesamowicie męskiej, mocnej i przenikliwej nuty drzewnej, z początku sparowanej z cynamonem i wciąż obecnym fiołkiem (podobnym do tego z Aqua Fahrenheit), później już bardziej wytrawnej, wypełnionej ostrym, gryzącym, suchym akcentem cedru. W składzie cedr wymienia się w sercu zapachu i faktycznie tu się on ujawnia, ale trwa tak naprawdę do samego, bardzo odległego końca, wspomagany innymi składnikami bazy. Ta jest wibrująca i sucho-drzewna, bardzo wytrawna. Przypomina mi nieco męską Manię Armaniego (choć dawno jej nie wąchałem, więc może to być porównanie chybione), głównie przez tą przeszywającą przestrzeń pylistą drzewną suchość. Z tym, że tu egzekucja tematu wydaje się być bardziej wyrafinowana. Bleecker Street to perfumy ascetyczne, oszczędne w środki wyrazu, straight in your face, ale mimo to bardzo mocno do mnie przemawiające. Bezkompromisowe, męskie i wg mnie zmysłowe, nie przejdą niezauważone przez otoczenie. Zaintrygują. Mocna, naprawdę mocna rzecz, która skomponowana została w duchu współczesnych męskich trendów z głównego nurtu. No i mają tę charakterystyczną sygnaturową nutę powodującą, że Bleecker Street stać się mogą dla niejednego mężczyzny tymi jednymi jedynymi, z którymi będzie kojarzony. Trwałość jest nieprawdopodobna – mimo dwóch pryszniców ostra drzewna nuta trzymała się mojej skóry ponad 48 godzin!!! Nie pomnę tego, co stało się z rękawem mojego t-shirta – tylko pranie mogło usunąć przenikliwą drzewną nutę, która majaczyła na nim niczym obsesyjna, mącąca umysł melodia, nie pozwalając mi spokojnie testować innych perfum.
Przyznam, że Bleecker Street urzekło mnie prostotą, męskim charakterem i zmysłowością. Rewelacja. Tnie powietrze ostrymi i nowoczesnymi nutami, nie pozostawiając żadnych złudzeń, co do swego charakteru. Jeżeli przyjąć, że perfumy mogą dodawać pewności siebie i animuszu, to Bleecker Street to czynią. Używając ich o poranku przed długim dniem w pracy masz pewność, że nawet podczas wieczornej kolacji z partnerami biznesowymi będziesz pachniał mocno i intrygująco.
Flakon ma kształt charakterystyczny dla całej kolekcji Bond No. 9. Jak zawsze warto tu zwrócić uwagę na kolorystykę. Mi kojarzy się ona z głównymi nutami tych perfum (w uproszczeniu i przenośni): fiolet – fiołek, zieleń – liść czarnej porzeczki/ liść fiołka, żółty – cedr.
Niestety – chcąc kontynuować perfumowe podróże – muszę z pewnym żalem opuścić Bleecker Street. Ale mam zamiar wkrótce wrócić tu na dłużej, a być może nawet regularnie odwiedzać to miejsce. Podoba mi się tu. Nawet bardzo…
nuty górne: liście fiołka, czarna porzeczka, tymianek
nuty środkowe: jaśmin, cedr, cynamon
nuty dolne: mech, zamsz, paczula, ambra, wanilia
twórca: Dave Apel (m.in. Bond No. 9 Wall Street, Sean John Unforgivable, Alfred Sung Paradise Home, Tom Ford Black Orchid, Calvin Klein Escape for Men)
rok wprowadzenia: 2005
moja klasyfikacja: nowoczesny, uniwersalny i hipermęski zapach dla dynamicznych ludzi czynu, ludzi biznesu, indywidualistów mocno stąpających po ziemi i znających swoją wartość oraz swoje życiowe cele
moja cena w skali 1-6: kompozycja: 5/ moc: 5/ trwałość: 6/ flakon: 5
Widzę, że polubiłeś Bondy 🙂 Za samą trwałość na skórze wydaje się, że cena jest usprawiedliwiona – niezły wynik, choć czasem może nie być porządany.
Zgadzam się. Wg mnie taka trwałość jest wręcz przesadna. A Bondy? Na podstawie póki co kilku stwierdzam, że to świetne współczesne perfumy, choć nieco „przydrogawe”…No i chcę jeszcze 😉
No ja osobiście to ostatnio mam taki problem, że co mi się podoba, to cena okazuje się być wysoka. Z drugiej strony przynajmniej trzyma mnie to w ryzach i bardziej się pilnuję ile wydaję 😉
z Bondow polecam Ci sprawdzic Brooklyn – rewelacyjne pachnidlo
Dziękuję. Nie omieszkam tego uczynić 🙂
Cieszę się, że podoba Ci się Bleecker Street!
Pracuję dla Bond no.9 i muszę przyznać, że to jedne z naszych najpopularniejszych perfum.
Jeśli lubisz takie zapachy, to spróbuj jeszcze Chez Bond i Montauk.
Pozdrawiam!
Witam! Cóż – może kiedyś uda mi się je przetestować 🙂
A może Matt dałby radę dla Nas skombinować dwa flakony w niższej cenie ? 😉
Kto wie? Nie wiem, co na to Matt?
Ja nie mam tego szczęścia z trwałością Bondów ale Bleecker Street również mi podszedł i gdyby był połowę tańszy na bank bym go kupił.
Ten zapach ma wysokie parametry użytkowe, jednak jest z nie mojej bajki. Kojarzy mi się z miejscem, od którego 2 lata temu uciekłem, tj. sieciówkami typu douglas, sephora.. Recenzowany zapach kojarzy mi się z zapachami, których tam pełno: z nudą, syntetyczną świeżością i sztuczną „malowaną na zielono” zielonością nut zapachowych. Ten zapach – wbrew marketingowemu opisowi” – nie kojarzy mi się ani z modą ani ze sztuką. Szkoda na ten zapach kasy.
Zgadzam się, że Bleecker Street to doskonałej jakości perfumowy pop. Pachnie syntetycznie od początku do końca, ale mi nosi się go doprawdy wybornie.