Clive Christian to marka szczycąca się oferowaniem najdroższych perfum świata – No. 1. Ten dyskusyjny powód do dumy umiejscowił ich w Księdze Rekordów Guinessa (!). Oczywiście postrzegam to jako swoistą strategię marketingową mającą na celu wyróżnienie się spośród konkurencji, a raczej wręcz ulokowanie się wysoko ponad nią. Oferta marki skierowana jest do ludzi bardzo bogatych i kochających luksus przez duże L.
Sam Clive Christian stanął na czele brytyjskiej The Crown Perfumery w 1999 roku z zamiarem powrotu do świetności tej marki z ponad 130-letnią tradycją (wszak referencje królowej Wiktorii zobowiązują). Od tego czasu zapachy Clive Christian pojawiają się co kilka lat. Podobnie jak w przypadku innej ekskluzywnej marki perfumeryjnej, jaką jest omański Amouage, premierę mają zawsze dwie wersje zapachów o tych samych nazwach – damska i męska. Na najnowszą perfumową parę nazwaną po prostu C trzeba było czekać aż dekadę. Nasuwające się samo pytanie, czy było warto, jest w przypadku perfum Clive Christian po prostu niestosowne. Te zapachy, komponowane bez ograniczeń budżetowych, są bowiem jak najbardziej na serio i zawsze prezentują najwyższą jakość składników i kompozycji. Reszta jest kwestią gustu i głębokości kieszeni… A żeby nabyć flakon jakichkolwiek perfum tej marki kieszenie trzeba mieć wyjątkowo obszerne. Wszak to perfumy nad wyraz ekskluzywne i skierowane do bogatych tego świata.
Przejdźmy zatem do samego zapachu….
Nie są to w żadnym aspekcie perfumy zwyczajne. O ich niezwykłości, nawet jak na ofertę Clive’a Christiana, niech świadczy fakt, że dotąd znajdowały się one w jego prywatnej kolekcji i nie były znane szerszej publice. Jednak entuzjazm i oddanie z jakim marka spotyka się wśród bogatej klienteli, a także pośród perfumowych entuzjastów, skłoniły go do włączenia obu perfum do oficjalnej oferty.
O ile wersja damska (C for Woman), choć przepiękna, sprawia wrażenie dość tradycyjnie orientalno-kwiatowej i zachowawczej, o tyle dla panów Geza Schoen (tak, tak – ten od Escentric Molecules) przygotował pachnidło nieco bardziej intrygujące. Opisywane jako skórzano-orientalne w istocie takim jest. Wymieniane przez producenta składniki przyprawiają o istny zawrót głowy, jednak efekt jest bardzo spójny, sprecyzowany i konkretny. Kompozycja startuje ziołowo i żywicznie, by przejść fazę przyprawowo-kwiatową (z akcentem na to pierwsze), a zakończyć ultra męskim, suchym finałem skomponowanym z drzew, żywic (nie zabrakło oudu), tabaki i piżma. Ostatnia – wiórzasta, drzewna nuta trwa na skórze bardzo długo. Przy tym wszystkim od samego początku aura zapachu jest skórzana. Jest to skóra luksusowa i wykwintna oraz subtelnie doprawiona. To doskonałe pachnidło i nie mam co do tego żadnych watpliwości. Solidna projekcja, świetna trwałość (zapach trwa w nieskończoność), powolna ewolucja, mocny męski charakter. Wszyscy fani zapachów drzewnych, klimatów oudowych, znajdą w C for Men być może nawet swojego perfumowego Graala. Nie wykluczałbym tego, bo to pachnidło to naprawdę „górne C”, ale…
………podatek od luksusu………….
Gdybym miał ustawiać pułap swoich oczekiwań na podstawie ceny, mógłbym w przypadku C for Men poczuć się nieco zawiedziony (zwiedziony?). Jednak w perfumach nie obowiązuje zasada, że im drożej, tym lepiej. Uważam, że jest pewna granica jakości kompozycji perfumiarskiej (a także zastosowanych ingrediencji), ponad którą nie ma już nic więcej. Tę granicę wyznaczają dla mnie pachnidła Amouage. Potężna liczba najlepszych składników, duża koncentracja pachnącej esencji, wykwintny flakon oraz najlepsze „nosy”. Podobnie jest z ceną perfum. Wszystko ponad to, co wydaje mi się stosowne do zawartości (a w perfumach Amouage tę stosowność odnajduję), to już wyłącznie podatek od luksusu, opłata za markę. Oceniając perfumy C for Men z pozycji entuzjasty perfumiarskej sztuki, pomijając na chwilę ich cenę, uważam, że nic lepszego w tym gatunku (skóra-drewno) zrobić nie można. Są doskonałe, ale nie są one w żadnym aspekcie lepsze (jeżeli można użyć tak banalnego określenia) od propozycji Amouage.
Niemniej Clive Christian C for Men to prawdziwie ekskluzywne męskie perfumy w najlepszym wydaniu. Pachnąc w ten sposób nie da się pozostać niezauważonym…
Nuty głowy: biały tymianek, herbata, zielone liście, cytryna, żywica elemi, mandarynka
Nuty serca: jaśmin, róża, kardamon, truskawka, cynamon, klon, labdanum, szafran, irys
Nuty bazy: oud, ambra, drzewo cedrowe, tabaka, piżmo, wanilia, nuty skórzane, cyprys, mech drzewny, styrax, olejek kostusowy, fasola tonka, kadzidło (olibanum), drzewo gwajakowe
twórca: Geza Schoen
rok wprowadzenia: 2010
moja klasyfikacja: ultraluksusowe pachnidło o bardzo współczesnym, skórzano-drzewnym charakterze; zapach raczej wieczorowy, dobry na chłodniejsze pory roku; dla mężczyzn wymagających i … bogatych
ocena w skali 1-6: kompozycja: 5/ moc: 5/ trwałość: 6/ flakon: 5
Wszystkie zapachy marki Clive Christian znajdują się w ofercie warszawskiej perfumerii Quality.
cena niczego sobie 1500 pln
chcesz żeby mnie wysiedlili z domu 🙂
Broń Boże! Ostrzegałem, że to droga przyjemność 😉
zapach przecietny jak na cene.
absolutna przesada
bardzo podobny jest zapach mony di orio za 600 zl.
i duzo lepszy.
CC to przerost formy nad trescia
Który zapach Di Orio jest podobny?
Perfumy obowiązkowe dla programistów języka C, C++ i C#.
Cóż, ja moją naukę programowania skończyłem w 1996 roku dBASEm… Także te perfumy chyba nie dla mnie jednak 😦
Cześć !
Mam już za sobą dwa testy C for Man – nadgarstkowy i globalny – i jestem pod naprawdę ogromnym wrażeniem. Zapach jest niezwykle oryginalny; nuta truskawek wybrzmiewająca w kontrapunkcie do gęstego, dymnego akordu, to jakby nie patrzeć jest jakieś novum w świecie perfum. Mogę mówić o C for Man w samych superlatywach, nie zważając nawet na fakt, mocno dyskusyjnej polityki cenowej domu perfumeryjnego Clive Christian i jego polskiego dystrybutora. Dostosowując się do Twojego ratingu, C for Man oceniam na „6”. I to bez mrugnięcia okiem.
Serdecznie pozdrawiam –
Cookie
Rzeczywiście to kawał świetnego i bezkompromisowego pachnidła. Zacząłeś już może odkładać na własny jego flakon? 😉
Cześć !
O tak fqjciorze ! A nastąpi ten wiekopomny zakup ” Na świętego Dygdy, co go ni ma nigdy ” ( ha,ha,ha ).
Póki co serdecznie pozdrawiam –
Cookie
Eeee. Bez przesady! Wiem, że w przeciwieństwie do mnie, potrafisz się zmobilizować. 🙂
Tanio nie jest, ale zapach jest świetny, więc nie ma co żałować.
A ja czuję podobieństwo do Tuscan Leather! Ładniejsza, łagodniejsza wersja…
Owszem, podobieństwo jest. Na Fragrantice.com się o tym rozpisują. Ale, myślę, to wynika z dość powierzchownego porównania obu pachnideł (malina a truskawka w zestawieniu ze skórą, szafran i olibanum…). C for man jest głębszy, może nie od razu mroczny, ale ma swoją (po)wagę i moc.
Mnie się bardzo podoba, jest męski, bardzo, ale chcę wierzyć, że jednak mogę go nosić… 🙂
mam takie dyletanckie pytanie: co to jest dokładnie za nuta w tych perfumach (spotykana czasem w innych męskich zapachach), która przypomina smar lub paliwo? coś co pachnie jak ta drewniana gruba belka leżąca między torami kolejowymi…:)
Odpowiedź nie będzie jednoznaczna. Może to być np. dziegieć brzozowy, który sam w sobie tak własnie pachnie, a może to być zestaw kilku składników drzewnych i żywicznych, które dają w sumie taki efekt. Może to także być modny ostatnimi czasy oud w postaci albo czystego składnika (niezwykle rzadkie) albo akordu zbudowanego z różnych molekuł (także syntetycznych).
Twórcą C for Men (jak i V for Men) nie jest Geza Schoen, a Christian Provenzano. Geza stworzył X for Men.
Skąd to wiemy?
Witam,która propozycja Amouage jest najbliżej zapachowi Clive Christian „C for Men ?