Nadszedł czas, by wrócić do marki Parfum d’Empire, której twórcę, wspaniałego i gruntowanie wykształconego „kierunkowo” artystę perfumiarza Marc-Antoine Corticchiato, swego czasu przedstawiłem już na blogu. Do powrotu sprowokowała mnie najnowsza premiera marki – Azemour les Orangers, którym to zapachem twórca wyłamuje się z przyjętej konwencji poświęcania swych unikalnych kompozycji historycznym imperiom. Ale o tym w drugiej części mini-cyklu. Dziś powąchajmy dwa bardzo imperialne, ale jednocześnie bardzo różne pachnidła: Iskander i Ambre Russe.
Iskander (2006) – to świeża i rześka, cytrusowo-ziołowa kompozycja inspirowana Aleksandrem Wielkim. Skupia w sobie – niczym aleksandryjskie imperium – zarówno elementy zachodu, jak i wschodu. Ten lekki szypr z kolońskim zacięciem zaczyna się ślicznym akordem hesperdowym, który potwierdza niezwykłą klasę Corticchiato jako perfumiarza. To cytrusy najwyższej próby, lekko kwaśne, lekko gorzkie, ale idealnie zrównoważone i bardzo naturalnie pachnące. Nie jest to absolutnie cytrusowy banał, jakiego wiele w perfumach. Jest wg mnie sztuką stworzyć przekonujący akord cytrusowy. Corticchiato to potrafi. Z czasem – po kilku minutach – cytrusy naturalnie ustępują miejsca zielono-ziołowemu akordowi serca, w którym czuję coś na kształt galbanum i anyżkowy estragon oraz piernikową kolendrę. Z minuty na minutę wyraźniej przebija się bardzo ceniona przez mnie woń kwiatu gorzkiej pomarańczy – jeden z podstawowych składników klasycznej kolońskiej formuły. Iskander w swym sercu nawiązuje przez to trochę do estetyki Francisa Kurkdjiana. Podobna okrągłość, konsonansowa wirtuozeria, głębia, pełnia, harmonia i… przyswajalność zapachu. Ok. 2 godzin od aplikacji Iskander zaczyna przypominać mi Eau de Rochas Homme, tyle że w mocniejszym wydaniu. Przyznam, że ten akord podoba mi się szczególnie i mam pewne podstawy sądzić, że jest bardzo zbliżony do osławionego i jakże pożądanego Heaven marki Chopard. Z upływem kolejnych godzin akord ten traci na intensywności, ale pozostaje wyczuwalny jeszcze kilka godzin po aplikacji i w sposób subtelny, ale stały, daje o sobie znać. Zapach finiszuje tradycyjną bazą z przewagą mchu dębowego, który wszakże podnosi się ze skóry tylko po jej ogrzaniu.
Mimo lekkiego tematu i charakteru, Iskander jest zachwycająco pełny, barwny, dosadny i nasycony – jak każde pachnidło Parfum d’Empire. Niemal wszystkie zapachy tej marki są także – poza wszystkim – noszalne i mają doskonała projekcje oraz trwałość. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Iskander pięknie projektuje, pozwalając cieszyć się sobą noszącemu. Poza tym posiada tą bardzo charakterystyczną, przewodnią nutę, którą łatwo zapamiętać, tak jak ładną melodię, co jest niewątpliwym atutem tych perfum. Jednym z bardzo istotnych cech kompozycji perfumeryjnej jest jej „ogon”, franc. sillage, ang. trail. Zapach musi podążać za noszącym niczym ogon właśnie, niczym pachnąca smuga. Wiele perfum, często bardzo ambitnych, nie może poszczycić sie tym parameterem. Informuję więc, że Iskander ma doskonały sillage. Summa summarum to w swym gatunku świetne pachnidło, choć z pewnością najwdzięczniej zabłyszczy latem.
nuty głowy: cytryna, mandarynka, grejpfrut
nuty serca: neroli, estragon, kolendra
nuty głębi: cedr, mech dębowy, ambra, białe piżmo
* * *
Ambre Russe (2004) – to zapach carski, inspirowany rosyjskim imperium ostatnich Romanowów. Powiedzieć, że to perfumy ambrowe, byłoby w przypadku tej kompozycji uproszczeniem. Owszem, całość ma ambrowy klimat, ale jakże jest daleka od wielu nudnych niszowych ambrowców. Dzieją się tu bowiem w środku zgoła inne od ambrowych rzeczy. Najpierw potężna, uderzająca nuta (nie cytrusów, nie!) rumu. Chyba najpiękniejsza, jaką dotąd spotkałem w perfumach. Zaraz potem zaś niebywale sugestywna nuta mocnej, czarnej herbaty (czaju) z lekko dymnym akcentem. Na tym etapie Ambre Russe pachnie…. grogiem – słodzoną gorącą czarną herbatą z dodatkiem czystej wódki. Rozgrzewająca rzecz, niewątpliwie. Później rzecz troszkę wyhamowuje i pachnie bardziej słodkimi przyprawami (cynamon, kolendra) i miodem na waniliowej poduszce. Całość nie bez racji kojarzy się mi się z Tea For Two L’Artisana (herbacianym „skórzakiem”) i myślę, że wielbiciele tego zapachu Olivii Giacobetti z pewnością zapałają gorącym uczuciem do Ambre Russe. Dla mnie to jak dotąd najpiękniejsze perfumy z ambrą w nazwie. Szkoda tylko, że w ich przypadku dość szybko dochodzi do głosu baza, która zdominowana jest przez miód, zachowujący się podobnie, jak mech dębu w opisywanym wyżej Iskanderze. Leży leniwie na skórze i nic poza ogrzaniem nie jest w stanie wystrzelić go w przestrzeń. Zresztą wystarczy spojrzeć na spis nut/ składników, by zrozumieć, że bardzo trudno to wszystko wprowadzić w ruch, tak by perfumy miały wyraźną projekcję i sillage. No i – z wyjątkiem pierwszych kilkudziesięciu minut – ich nie mają. Są raczej bliskoskórne, ale za to bardzo trwałe. W opozycji do Iskandera, Ambre Russe wydaje mi się być idealnym pachnidłem na zbliżająca sie mroźną (?!) zimę.
nuty głowy: wódka, rum
nuty serca: koriander, cynamon, herbata, miód
nuty głębi: kadzidło, wanilia, ambra, skóra
W kolejnej części powąchamy Eau de Glorie, Equistriusa i najnowszego Azemour les Orangers. Zapraszam.
Uwielbiam tę markę. Szczególnie Ambre Russe i Eau de Gloire. 🙂
Cuir Ottoman podobnie zachowuje się do Ambre Russe, z początku piękna skóra, czarująca aż chciałoby się ugryźć, po jakiejś 1,5 h wysładza się i czuć słodycz bazy z lekko przebijającym się kadzidłem, ta faza jest już raczej bliskoskórna, dla kogoś chcącego przeżyć mocne olfaktoryczne wyżyny jak najbardziej tak, jednak za te cenę chciałoby się dłuższej/lepszej projekcji…
wczoraj pisalem o F.Bengale (dziekuje za mile slowa:) i zapomnialem dodac, ze b. lubie jeszcze tej marki Osmanthusa (zaluje, ze nie mialem dostepu do Hermessence z osmanthusem, ktore tez moglyby byc ciekawe:), a jesli chodzi o zapachy cieple, korzenne (tu cynamon), to wspominam b. dobrze Russe S. Lutensa (tu nie zgadzam sie z Niemuzyczna Pieciolinia, ze jest ‚bez polotu’;), chcialem jeszcze zapytac Autora bo szukam nowych perfum na zime-przeczytalem gdzies, ze lubisz perfumy z niesmiertelnikiem (ja tez i in. cieple, aromatyczne, wyrafinowane, choc raczej bez nut lesnych/zielonych, tu jedynie dosc mnie intryguje Nuit Etoilee A.Gutal, przy czym np. Sables Gutal, podobnie jak Jubilation Amouage nie sa dla mnie bo mnie boli glowa jak je mam na sobie, podobnie przy Opium YSL)-czy mozesz mi cos polecic, co warto sprobowac (np. jesli chodzi o nisze?:)?
Lubilem tez 2 i White (troche tez Carnation, choc zbyt jednoznacznie gozdzikowy:) Comme des Garcons; ostatnio troche zawiodlem sie testujac Idole de Lubin-tak jak poczatek jest dla mnie super, tak pozniejsza nuta juz mi sie nie podoba (a potem znika;), aha i jeszcze chcialbym zapytac czy znasz Pour Homme Boucheron? Zastanawiam sie czy kupic (podobno zblizone do Masculine D&G-jedynych perfum meskich tej marki, ktore lubie:) a w perfumeriach sieciowych czy niszowych tego w Polsce nie ma, mozna tylko przez net kupic, nst poleca no ja sie waham;) jeszcze waham sie nad Eau du Sud Gutal bo wydaje mi sie, ze moga byc dobre, podobnie jak Meditaraneo Carthusii, ktore lubie:) rozpisalem sie, pozdrawiam i dodam tylko, ze z wieloma wpisami sie zgadzam (jesli chodzi o rzeczy, ktore znam:) i lubie je czytac:)
Miło mi, że czytasz moje wpisy i że się z nimi zgadzasz. 🙂
Jeśli chodzi o nieśmiertelnik, to w ilościach wyraźnych znajdziesz go chyba jedynie w tzw. niszy. Przepięknym zapachem z tym składnikiem jest np. Histoires de Parfums „1740 Marquis de Sade” (ma zresztą dużo więcej to zaoferowania niż jedynie immortelle).
Boucheron Pour Homme jeszcze nie znam.
Pozdrawiam.