Znana paryska firma jubilerska traktuje perfumy podobnie jak kreatorzy Haute Couture traktowali je jakieś 30 lat temu. Premiery nowych męskich zapachów tej marki mają miejsce raz na kilkanaście (!) lat. Mężczyźni nie są więc rozpieszczani przez VC&A. Przypomnijmy: 1978 – Pour Homme, 1989 – Tsar, 1998 – Eau de Tsar, 2001 – Zanzibar. Na kolejną pachnącą propozycję dla panów przyszło czekać aż 9 lat, bowiem dopiero we wrześniu 2010 roku premierę miał Midnight in Paris. Choć sam producent tego nie ujawnia na swojej stronie internetowej, perfumy dostępne są w dwóch wersjach – eau de toilette i eau de parfum. Ja testowałem wersję EDT.
Na początku zaznaczę, że Midnight in Paris to perfumy naprawdę udane. Zapach wyróżnia się może nie tyle oryginalnością (o tym za chwilę), ile precyzowanym tematem i solidnym charakterem. Robi wrażenie pachnidła przemyślanego i dopracowanego bez pośpiechu. MiP reprezentuje raczej niepopularną grupę olfaktoryczną – perfum skórzanych. Nowoczesna, syntetyczna nuta skóry lub skai jest jej sygnaturą. Nie mam pojęcia, czy Domitille Bertier (główna autorka wspomagana przez Oliviera Polge’a) inspirowała się legendarnym Bvlgari Black, ale obie kompozycje pachną – zresztą nie tylko wg mnie – bardzo podobnie. Obie mają lekko herbaciane serce (choć w Black jest ono wyraźniejsze) i podobny klimat skai. MiP jest dość linearny, nie ewoluując znacząco i pozostawiając swój charakter przez cały czas. Projekcję określiłbym jako współczesną, zrównoważoną, grzeczną, ale wcale nie słabą, zaś trwałość – solidną, ok 8-9 godzin.
Na uwagę zasługuje bardzo ładny flakon, nawiązujący kształtem, kolorem i grafiką do nocnego, gwiaździstego, paryskiego nieboskłonu. Zatyczka jest idealnie dopasowana i zamyka się z subtelnym „klikiem”, zaś atomizer pracuje nienagannie, choć zaskakująco głośno (!), dozując dość solidne chmury pachnącej mgły. Całość robi bardzo, ale to bardzo solidne wrażenie. Widać, że zadbano szczgóły, o wysoką jakość materiałów i wykonania. Flakon nie tylko nawiązuje do nazwy, ale jest też spójny z bardzo dobrą jakością samego zapachu.
Jeżeli miałby wziąć pod uwagę poziom i charakter wielu współczesnych męskich premier, Midnight In Paris oceniłbym jako zdecydowanie wyróżniające się na plus. Zapach ma swój styl, charakter i jest skończony, doprecyzowany. Może nie padam z zachwytu, bo aż takiej rewelacji tu nie ma, jednak cieszy mnie nie tylko jakość tych perfum, ale nawet sam fakt reaktywacji tak rzadkiego wśród perfum tzw. designerskich skórzanego tematu. Na podstawie Midnight in Paris widać, że czasem designerskie marki próbują pozytywnie wyróżnić się pośród konkurencji, zamiast ślepo do niej równać.
Zapomniałem dodać – nosi sie go całkiem dobrze 🙂
nuty górne: rozmaryn, cytryna, bergamotka
nuty środkowe: yerba-mate, konwalia, skóra
nuty bazy: ambra, kadzidło, tonka
twórca: Domitille Berthier/ Olivier Polge
rok wprowadzenia: 2010
moja klasyfikacja: nowoczesny, syntetyczny zapach neo-skórzany, uniwersalny i dość dyskretny; dla dojrzałego mężczyzny, jako świetne uzupełnienie eleganckiego ubioru; absolutnie nie sportowy i niezbyt też casual.
moja cena w skali 1-6: kompozycja: 4,5/ projekcja: 4/ trwałość: 4 flakon: 5
straszny smród!
Może coś się pali albo ktoś się zes… ekhm. 😉
😉
jeden z ciekawszych zapachów-nie wiem jak ty ale ja czuję tu lekką nutę irysa no i ten charakterystyczny zapach gumy-na mnie utrzymuje się dość przyzwoicie( ok.8 godz.)-dużo można powiedzieć od MIP ale napewno nie to że śmiedzi
Na mnie dziś był nawet ponad 10 godzin, także trwałość bardzo dobra. Guma – owszem, trochę. Irysa nie wyczuwam. Nie używam słowa „śmierdzi” w kontekście perfum.
„Nie używam słowa „śmierdzi” w kontekście perfum.”-odniosłem się do 1. wypowiedzi
Ja również odniosłem się do 1. wypowiedzi. 🙂