Creed „Green Irish Tweed”

Wstęp, czyli narodziny fresh fougere 

W 1985 roku Olivier Creed stworzył perfumy męskie pod nazwą Green Irish Tweed. Zapach wyprzedzał o lata wszystko, co było w tamtym czasie opatrzone opisem „for men”. Creed jednak nie mógł spodziewać się, że stanie się on najchętniej kupowanym męskim zapachem tej marki, i że wejdzie on do historii i kanonu perfumerii, a nawet stanie się inspiracją do powstania innego męskiego pachnącego bestsellera wszech czasów, który z kolei zapoczątkuje istną rewolucję  w męskiej perfumerii i da początek nowemu, niezmiernie popularnemu gatunkowi fresh fougere. Ale o tym nieco później…

Zapachowa analiza, czyli jak mi pachnie Green Irish Tweed…

Green Irish Tweed otwiera się niesamowicie intensywnym i przejmująco naturalnie pachnącym akordem cytrusowo-zielonym, zupełnie jednak innym niż to, co można by sobie wyobrazić czytając ten mój tak lakoniczny opis. Otwarcie GIT bowiem to prawdziwa olfaktoryczna poezja. Oto cytryna wraz ziołowo-cytrusową werbeną i świdrującym zielonością liściem fiołka plus odrobina mięty, która wtłacza w to wszystko podmuchu chłodnego powietrza. W tle pobrzmiewa intrygująca, nieco dziwna, wydająca się jakby trochę nie na miejscu, tłusta, maślana nuta (irys?). Otwarcie trwa zadziwiająco długo i jest tak piękne, że nie mogę powstrzymać się od zachłannej wręcz inhalacji tym aromatem, a to zdarza mi się w perfumach naprawdę rzadko. Nuty zapachowe wręcz mienią się, tańczą, wymieniają się, raz jedna, raz druga, raz trzecia jest na pierwszym planie. Od pierwszych sekund czuć doskonałe, wyselekcjonowane składniki i mistrzowską rękę twórcy. Z czasem ta niezwykle rześka chmura molekuł opada i nozdrzom ukazuje się nieco tylko subtelniejszy akord serca – zielony, owocowo-liściasty z bardzo naturalnie pachnącą nutą fiołka, jakiej nie znajdziemy we współczesnych fiołkowych pachnidłach. Trwa to przez długie godziny (mam na myśli 6-7 godz.), zachowując zaskakująco długo swą pierwotną świeżość. Akord jest bardzo charakterystyczny i niezwykle „sygnaturowy”. Doskonale wyważony. Baza jest równie piękna, lekko słodka, zmysłowa, ciepła, ambrowo-drzewna, troszeczkę przypominająca bazę Original Santal Creeda, ale od niej subtelniejsza. Zapach trzyma na skórze przez większość dnia, ma optymalną projekcję i subtelną, ale konsekwentną ewolucję na skórze. Jest niezmiernie elegancki od pierwszych do ostatnich sekund i robi naprawdę świetne wrażenie.

Fenomen GIT

Green Irish Tweed zdobył sobie uznanie wśród wielu osób powszechnie znanych, artystów i tzw. celebrities (wg The Celebrity Fragrance Guide są to: Książe Karol, Quincy Jones, Richard Gere, Robbie Williams, Tom Hanks, Robert Redford, Russel Crowe, Sean Combs, Clint Eastwood, George Clooney, Naomi Campbell (!), Ozzy Osbourne, Pierce Brosnan, Stevie Wonder). Mnie to nie dziwi, bo piękno i klasa, jakie biją z tego zapachu, są nie do zakwestionowania. Mimo dojrzałego już wieku (27 lat na rynku) i powstania w specyficznych dla męskiej perfumerii czasach, GIT nie pachnie w żadnym momencie passe. Jest to ten typ uniwersalnej męskiej świeżości, która nigdy się nie zestarzeje (vide: Dior Eau Sauvage, Vetiver Guerlain czy Platinum Egoiste Chanel). Uważam, że doskonałe, w sporym procencie naturalne, składniki także działają na korzyść GIT jeśli chodzi o jego ponadczasowość.

Tego samego nie można powiedzieć o innym zapachu, o którym wspomniałem już na wstępie, a z którym GIT nierozłącznie już związał swój los. Chciałoby się powiedzieć, że „trochę niestety”…

Syndrom chłodnej wody i tajemniczy Pan Bourdon

Cool Water. Ten legendarny fresh fougere Davidoffa powstał 3 lata po GIT, dosłownie wstrząsając ówczesnym rynkiem perfum, na serio zapoczątkowując nurt nowej świeżości w męskiej perfumerii i stając się w kolejnych latach inspiracją dla setek lepszych lub gorszych imitacji, sam będąc przy tym bardzo udaną… imitacją Green Irish Tweed. Michael Edwards – autorytet nad autorytety w dziedzinie perfum – twierdzi, że oba zapachy łączy postać ich twórcy – Pierre’a Bourdona, którego postaci nie muszę tu chyba przedstawiać. Z tym, że Creed oficjalnie nie odnosi się do tej informacji i konsekwentnie podaje, że Green Irish Tweed stworzył Olivier Creed. Mimo, że tematyka perfum i ich historii dzięki Internetowi przestała być wiedzą tajemną i stała się bardzo dostępna, do dziś nie jest jasne, kto tak naprawdę stoi za Green Irish Tweed. Wiadomo natomiast, że Pierre Bourdon i Olivier Creed od lat się przyjaźnią i konsultują w sprawach zawodowo-artystycznych. Osobiście wierzę Edwardsowi, przynajmniej w tym zakresie, że Bourdon miał więcej niż duży wpływ na to, jak finalnie GIT pachnie, choćby poprzez daleko idące inspirowanie Oliviera Creeda, który finalnie wykonał ten zapach. A być może Bourdon po prostu sprzedał Creedowi formułę, a ten zrobił zapach ze znaną sobie dbałością o jakość składników. Z kolei Bourdon po 3 latach wykorzystał bliźniaczo podobną formułę, „przefiltrował” ją przez otrzymany budżet 1 kg pachnącego wsadu i stworzył Cool Water. Ale to tylko moje luźne dywagacje.

Podobne czy różne?

Podobieństwo Green Irish Tweed i Cool Water nie podlega dyskusji, choć absolutnie nie są to identyczne zapachy. Testy „ręka w rękę” ukazują naprawdę duże różnice. Zarówno akordy głowy, jak i bazy, to dwa różne zapachy. Najbliższe sobie, ale wciąż nie identyczne, są fazy serca. Ogólna aura obu jest podobna, ale diabeł, jak wiadomo, tkwi w szczegółach… Obie kompozycje różni wg mnie nie tylko stopień wyrafinowania i jakość zastosowanych składników, ale także i sama formuła. W Cool Water w kilka minut po aplikacji na skórze wyraźnie czuć lawendę. Mocno wyczuwalne są też syntetyczne aromamolekuły, z  których najważniejszą jest dihydromyrcenol (nowoczesny aromat świeży, cytrusowo-koloński), który nadaje ton Cool Water. W GIT nie znajdziemy lawendy, ani syntetycznie pachnących nut. Pachnie on przez cały czas bardzo naturalnie i – ogólnie – bardziej zielono i ziołowo, niż świeżo-wodny Cool Water. W pierwszym okresie przypomina mi nawet Platinum Egoiste Chanela. Osiem godzin po równoległej aplikacji na mojej skórze GIT wciąż pachnie głęboko, naturalnie świeżo i po prostu ślicznie, podczas gdy to, co pozostało z Cool Water to minimalnie wyczuwalna syntetyczna, detergentowa nuta. Można oba zapachy porównywać i mówić o podobieństwach, ale tylko w sensie ogólnym. Tak – one ogólnie rzecz biorąc są do siebie podobne. Jednak przy dokładniejszych testach okazuje się, jak wiele je dzieli. Cool Water wypada w tym porównaniu jak „ubogi krewny” Green Irish Tweed, albo raczej jak GIT „dla ubogich”. Nie mogę jednak nie dodać, że gdy dziś wącham GIT, to przypomina mi się mój pierwszy Cool Water, który kupiłem w 1995 roku. Ten flakon, który posiadam obecnie (kupiony ze 3 lata temu), nie pachnie już – mam wrażenie –  tak samo… A może to tylko molekuły obu pachnideł w zestawieniu robią mi psikusa lub też może moja zapachowa pamięć zawodzi?

Reasumując…

Green Irish Tweed ma to coś, co czyni go nomen omen perfumowym evergreenem. To zestawienie nut jest dziełem albo przypadku (co nie byłoby pierwszym w historii perfum) albo czystego perfumeryjnego geniuszu. Uniwersalność, świeżość, ponadczasowość i integralna, wbudowana weń męskość stawiają go na moim prywatnym podium świeżych męskich pachnideł wszech czasów. Na najwyższej jego pozycji. Na ten moment sądzę, że trudno go będzie z niej zepchnąć…

Dla takich zapachów warto mieć to hobby.

 

nuty górne: cytryna, werbena, mięta pieprzowa

nuty środkowe: liść fiołka

nuty bazy: irys, drewno sandałowe, szara ambra

twórca: Olivier Creed

rok wprowadzenia: 1985

moja klasyfikacja: uniwersalny pod względem okazji, pory roku czy dnia oraz wieku, doskonały pod każdym względem świeży męski zapach; prawdziwie sygnaturowe pachnidło o doskonalej jakości i bijącej z niego klasie

moja cena w skali 1-6: kompozycja: 6/ projekcja: 4,5/ trwałość: 5/ flakon: 4,5 (creedowski atomizer jest rewelacyjny, w zależności od siły, z jaką go naciskam dozuje albo małe ilości, albo potężne chmury pachnącej mgły)

31 uwag do wpisu “Creed „Green Irish Tweed”

  1. A znasz Creed Original Vetivier? Też piękny, jeszcze bardziej odświeżający zapach, niż GIT. Co do GIT-a w tym roku myślę, że w końcu kupię flakon. Ewentualnie innego Creeda, tj. Silver Mountain. Ze świeżych zapachów na lato w zupełności wystarczy mi wszystko od Creeda (w mainstreamie takim zapachem, zbliżonym świeżością jest od lat Carolina Herrera 212 w różnych odmianach).

    1. Oczywiście znam OV. Śliczny, uroczy, zielony zapach, choć mało wetiwerowy, ale to nie jest zarzut. Niestety na mnie dość nietrwały, ale na jakiś dekant chyba się kiedyś skuszę. Mnie także teraz intryguje SMW. Mam nadzieję go przetestować wkrótce 🙂 Co do 212 to miałem niegdyś wersję podstawową, była całkiem przyjemna, ale stanowczo bardziej syntetycznie i nieco duszno pachniała, czego w creedach nie znajduję. To doskonałe perfumy z gat. świeżych.

  2. Czekałem na ten tekst, naprawdę. Ale nie ostatnio, tylko ogólnie. Od kiedy zacząłem czytać praktycznie Twojego bloga, czekałem aż pojawi się na nim GIT. Poważnie 🙂 Co do samego zapachu, to nie mam nic do dodania ponad to co napisałeś. Zgadzam się w 100%. GIT jest zapachem genialnym. Świetnie nadaje się na różnorakie okazje. Jest cudowny, zielony, naturalny, świeży, orzeźwiający, bogaty, głęboki, pełny, perfekcyjny 🙂

    Jeśli chodzi o kontrowersje w sprawie tworzenia zapachu, to myślę, że pięknie to przedstawiłeś. Naprawdę podzielam Twoje zdanie, że tak właśnie mogło być. Zresztą zauważmy, że tak naprawdę żaden z Panów nie oskarża drugiego o kradzież kompozycji, a przecież mogłoby być o tym chociaż coś napomknięte, gdyby rzeczywiście było na rzeczy. Wydaje mi się więc możliwe, że po prostu wzajemnie się inspirowali.

    Bardzo podoba mi się to, co napisał Kamolskee, mam podobne odczucia 🙂 GIT, SMW, w zależności od gustu oczywiście mogą to być inne pachnidła i praktycznie jesteśmy uzbrojeni na cieplejsze dni 🙂 Aventusa jeszcze nie testowałem, zobaczymy co to będzie. Original Santal też jest fajny, choć póki co mnie nie porwał tak jak GIT i SMW, ale nie można temu zapachowi nic zarzucić, plus trzyma się na mnie wyśmienicie. Oprócz tego dodałbym Yuzu Fou, które jest zapachem w stylu Eau Sauvage właśnie, czyli całkowicie innym spojrzeniem na świeży zapach niż standardowe świeżaki i Creed. No i w ten sposób można się wyekwipować na lato 😉

    A dołączę się jeszcze do Waszych słów – SMW cudne, przecudne 🙂

    1. Miło mi Szymonie, dziękuję za pozytywny przekaz 🙂
      Jeśli chodzi o Aventusa, to jestem pewien, że będziesz nim urzeczony. Wg mnie jest doskonały. Zdaje się zresztą, że mam z nim coś wspólnego 😉
      Original Santal bardzo przyjemnie mi się nosi, jest komfortowy, ciepły i lepszy właśnie na obecną (tudzież mijającą) porę roku. Z kolei SMW to mój kolejny na liście, bo mam niezmierną ochotę na potężną dawkę high-endowej świeżości, w końcu idzie wiosna! Yuzu Fou nie znam póki co, ale muszę się rozglądnąć za nim. Bardzo lubię Eau Sauvage i te klimaty mi odpowiadają.

      Pozdrawiam!

      1. Jeśli chodzi o Yuzu to dla miłośników klimatów typu Eau Sauvage, albo Bigarade Concentree, jest to obowiązkowa pozycja do wypróbowania, według mnie 🙂

        Jeszcze pozwolę sobie nawiązać do komentarza poniżej, odnośnie SMW – dla wielu osób jest to zapach, który trzyma dużo lepiej niż inne Creedy. Nie ma więc strachu, trzeba wypróbować na sobie. Creedy, jak to Creedy, ze względu na sposób w jaki są wytwarzane, na każdym z nas pachną nieco inaczej i mają inną trwałość i projekcję. Taki ich urok 🙂

        Pozdrawiam!

  3. panowie, SMW jest faktycznie piekny i swiezy dzieki fantastycznym nutom m.in. herbaty, porzeczki, jednak jest bardzo nietrwaly. uzywalem latem i zarowno ja, jak i moje otoczenie nic ode mnie czulo pomimo nieoszczednego uzywania (flakon 120 ml zuzylem w miesiac).

    1. To byłaby niefajna informacja. Pocieszam się jednak tym, że na mnie zapachy generalnie trzymają długo. Z kolei znam takich, na których te same perfumy nikną w zadziwiająco krótkim czasie. Ot szczęściarz ze mnie 🙂

      1. kupiłem próbkę, użyłem i poczułem na sobie …. to:

        BTW

        chętnie przeczytałbym recenzję Davidoffa, Zino Davidoffa

    1. Nie łam się, daj szansę Bond No. 9 Bleecker Street, to nie to samo co SMW ale także ciekawy świeżak 😉 może on Cię uratuje w letnie dni 😉

  4. Kwiatek, dzieki ale Bond 9 Bleecker Street jest dla mnie, oglednie mowiac, kiepski. jedyny Bond jaki lubie to Brooklyn.

  5. Jako tańszy odpowiednik GIT polecam Truefitt & Hill Freshman. Wg mnie jest ciut lepszy od Cool Water. Nie jest to zapach identyczny z GIT ale dzieli bardzo podobną estetykę.

      1. Zgadza się. Spanish Leather to nic innego jak kopia Zino Davidoff. Marka ta „specjalizuje” się w produkowaniu tzw. knock-off, pomimo rzekomej wieloletniej tradycji. Warto sprawdzić, bo jakościowo nie ma nic do zarzucenia.

  6. Fqjcior, powiedz, ale szcerze, jak u Ciebie z projekcją i trwałościa ( bo kompozycje znamy) Green Irisch Tweeda, pozdrawiam serdecznie

    1. Ależ opisałem to w recenzji. Projekcja zapachu jest powyżej średniej, a trwałość to spokojnie 8 godzin. Jeden warunek – swobodna aplikacja, bez żałowania sobie. 😉

  7. Creed Git jest wybitnym męskim świeżym zapachem. Projekcje ma faktycznie powyżej średniej, a trwałość, jak na mnie to spokojnie 10 godzin. Fqjcior świetnie zredagował recenzję, ktora znakomicie oddaje charakter tego pachnidła, z reszta bardzo lubię ten blog i według mnie jest on opiniotwórczy.

  8. GITa poznałem bardzo niedawno, i właściwie – żałuję, że w ogóle go testowałem. Po pierwsze – to muszę oddać temu zapachowi – jakość składników naprawdę czuć. Cena nie jest wzięta z kosmosu, płaci się za produkt bardzo dobry albo i więcej niż bardzo dobry. Kwestia porównania z Cool Water, czy z Chez Bond – kompletnie tego nie rozumiem! Na mojej skórze wszystkie trzy zapachy rozjeżdżają się w zupełnie różne strony – Chez jest chłodzącą cytrusową herbatą z dodatkiem zieloności, Cool Water nieco syntetycznym, aczkolwiek klasycznym już fresh fougere, a GIT? No cóż… Zapach GITa przypomina mi prace na działce w warzywnym ogródku – jakby zapach świeżo wyciąganych z ziemi warzyw – marchewki, pietruszki, selera, może sałaty. Dziwne, prawda? Dla mojego nosa jest, hm… zielono-ziemisty. Projekcja jest bardzo marna, a trwałość również pozostawia wiele do życzenia, trwałość tych perfum zazwyczaj wynosi 5-6 h, a czasem i mniej. Bardzo rozczarowujące parametry, szczególnie, że perfumy zwykle trzymają się długo mojej skóry.
    Jeżeli GIT mnie tak rozczarował, w stronę Aventusa nawet nie zamierzam patrzeć. Mógłbym się zapytać : skąd ten cały hype? Nie wiem. Do tej pory nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie.

    1. Cóż, nie każdemu GIT pisany i w sumie to dobrze. Ale mimo to zaskakuje mnie Twoja opinia o kiepskiej trwałości i projekcji. Wierzę, że testowałeś zapach z pewnego źródła (bo o podróbki GITa naprawdę nietrudno).

      A skąd cały hype? Stąd że to doskonałe perfumy. Po prostu.

  9. Testowałem zapach z bardzo pewnego źródła – w pewnej warszawskiej perfumerii, której nazwa zaczyna się na Q. Po 4ech godzinach musiałem szorować nosem po ręce, żeby cokolwiek poczuć. Poi 6ciu godzinach zapachu już nie było. Coś czuję, że będę miał z Creedami nie po drodze, w sumie szkoda, bo spore nadzieje wiązałem z ich herbacianymi zapachami – Tabarome i Silver Mountain Water…
    Aventusa nawet nie chcę próbować, bo: kompozycja bardzo mi „nie leży” no i jest jeszcze bardziej hype’owany niż GIT, a przynajmniej takie odniosłem wrażenie po rozmowie z panią z Q..

    1. Oczywiście zawsze w takich sytuacjach rodzi się pytanie zasadnicze: co oznacza słowo testować perfumy? Niestety najlepiej jest mieć własny flakon i używać zapachu co najmniej kilka dni, pozwalając sobie na różnicowanie dawkowanej ilości w zależności od obserwowanego efektu. Jeżeli test sprowadza się do spryskania nadgarstka w perfumerii, to jest to moim zdaniem o wiele za mało, by wydawać gromkie werdykty nt. jakiegokolwiek zapachu. Osobiście GITa i Aventusa używam w naprawdę dużych iloścach i naprawdę nie narzekam wówczas na ich projekcję i trwałość. Ale już np. SMW jest także na mnie słaby i nietrwały (nie wspominając o Himalaya), Tabarome także nie powala mocą i trwałością, mimo sowitych porcji.

  10. Zgadzam się. Ja zwykle testuję perfumy, w oparciu o odlewki, które dostaję. Przelewam je do perfumetek i zazwyczaj testuję dany zapach średnio 2 razy (moja skóra „lubi się” z większością perfum, więc aplikacja może być 2-3 krotna, nawet z odlewkowego atomizera), w porywach do 3ech, jak starczy materiału. Tyle tylko, że nie potrzebuję kilku/kilkunastu/kilkudziesięciu testów, żeby stwierdzić, czy dany zapach mi się podoba, czy nie.
    Natomiast zdarza mi się kupować zapachy w ciemno. To sprawia mi największą przyjemność. Ostatnio zrobiłem tak z Diorem Eau Sauvage Parfum (doskonałe perfumy, obecnie w moim top 5). Naturalnie zdarza mi się także polubić, a nawet pokochać zapach, o którym wyraziłem nieprzychylną opinię w przeszłości.
    Jednak wiem też, jaki typ zapachu mi „leży”/”nie leży”. Wszystkie „owocowe” typu Aventus(może to trochę krzywdzące, ale Aventus jawi mi się przede wszystkim jako owocowy) wybitnie mi nie leżą i skreślam większość z nich. Możliwe, że kiedyś mi się odmieni. To chyba nic złego, zmienić opinię o zapachu?
    Aha. Muszę jeszcze coś dodać. Oddaję GITowi to(chyba się powtarzam, jeśli tak, to przepraszam), że jest perfekcyjnie zmieszany. Pewnie podobnie jest z Aventusem 🙂

  11. No i w końcu między nami zaiskrzyło. Noszę go dziś już ładne kilka godzin i nic nie zwiastuje końca zapachu 😀

    Teraz widzę, że GIT się na mnie różnie układa, w zależności od temperatury. Przy pierwszym teście było dużo chłodniej, niż jest dzisiaj. Im cieplej, tym pełniej ten zapach rozbrzmiewa.
    Faktycznie, podoieństwo z męskim Cool Water Davidoffa jest, szczególnie przez pierwszą godzinę. Potem Cool Water robi się „mydlany”, a GIT rozkwita zielonością. Nie będę strzelał nutami, bo jeszcze nie jestem pewien, co tu czuję, a czego nie. Kompozycja jako całość – na pewno jest bardzo naturalna, składniki są pierwszorzędnej jakości – ale to już mówiłem 🙂
    Zastanawiam się jednak, czy to nie będzie jedyny Creed w mojej kolekcji. Jednak, ponieważ coś czułem, że może między nami „zaskoczyć”, no i stało się. Drugim, którego poważnie biorę pod rozwagę, jest Silver Mountain Water. Aventus podoba mi się, ale mimo wszystko wolę inne kategorie zapachowe. Muszę koniecznie spróbować jeszcze Tabarome.

  12. Mam okazję kupić GIT w dobrej cenie – prawie 3 zł za ml – w postaci pełnego flakonu 120 ml z korkiem w testerze z odbiorem osobistym, nie na All, w pewnym warszawskim sklepie internetowym. Zastanawiam się, czy to oryginał, bo coś tanio… Chyba podjadę i sprawdzę, innej możliwości nie widzę..

  13. Ktoś kto wystawił GIT na allegro skopiował Twój opis zapachu. Powinien mieć Twoją zgodę inaczej jest to kradzież i zwyczajne chamstwo. Pozdrawiam

    1. Dziękuję za informację. Kiedyś już miałem taka sytuację, zwróciłem uwagę, ale zostałem bezczelnie skrytykowany przez tą osobę, jakobym nie miał racji. Odtąd unikam kontaktu z chamami i typami bezczelnymi, którymi nasz kraj niestety stoi… 😦

Dodaj komentarz