Młodziutka marka Maison Rebatchi powstała z… dziecięcych marzeń Mohameda Rebatchi – syna emigrantów z Algierii, który dorastał na północnych przedmieściach Paryża w wonnym otoczeniu stworzonym przez rodziców.
W jego domu zapach był zawsze niezwykle ważnym elementem. Z czasem zapach stał się jego obsesją, a marzenie, by któregoś dnia stworzyć własne perfumy dorastało razem z nim. W 2018 – gdy miał 27 lat – spełniło się ono przy wsparciu wybitnych perfumiarzy: Karine Chevallier, Bertranda Duchaufoura, Randy Hammami i Maurice’a Roucela. To oni skomponowali pierwsze pachnidła dla Mohameda.

W 2018 marka zaprezentowała: Bois d’Enfant (Karine Chevallier), Musc Panache (Maurice Roucel), Rose Rebatchi (Randa Hammami), Feu Patchouli (Bertrand Duchaufour), Juyeux Osmanthe (Maurice Roucel). W ubiegłym roku dokooptowano Cuir Tassili (Alienor Massenet) i Jasmin Satin (Karin Dubreuil).
Feu Patchouli to duchaufourowska interpretacja szypru, ale zupełnie inna od skądinąd doskonałej Chypre Palatine, które perfumiarz stworzył niegdyś dla MDCI Parfums. Mistrz postanowił zbudować ten zapach na paczuli, tłumacząc to faktem, że składnik ten jest typowym elementem szyprowej konwencji, i że chciał stworzyć coś pięknego i nowoczesnego zarazem. Przy tym chciał uniknąć łączenia klasycznych nut szyprowych (np. bergamotka, róża, paczula). Paczulę postanowił umieścić – niczym szkielet zapachu – w całym jego spektrum (od głowy aż po bazę) i zatopił ją w nowoczesnym ambrowo-drzewnym ekstrakcie. Mocy nadał zapachowi przyprawami. Co ciekawe, paczula nie jest tu wcale wyraźna jako indywidualna nuta, a przynajmniej nie taka, paczula, jakiej można by się spodziewać. Została perfekcyjnie połączona z innymi składnikami w oryginalną całość, w której poszczególne nuty zatraciły swą indywidualność na rzecz całości kompozycji. Ot prawdziwa perfumeryjna sztuka na najwyższym poziomie.

Zapach otwiera się bukietem przypraw (czarny i różowy pieprz oraz kardamon), któremu towarzyszą subtelne cytrusy oraz absolut z czarnej porzeczki, a także – co ważne – aldehydy, przydające otwarciu zaskakującego, gorzkawego charakteru. Akord otwarcia jest przecudownej urody, a to dopiero początek. Po kilku minutach, gdy ujawnia się serce zapachu, paczuli towarzyszą inne mocne przyprawy: goździk i cynamon. Nadają one paczuli ciepła i balsamiczności, a towarzyszy im akord kwiatowy złożony głównie z różowego goździka. Otoczenie paczuli zmienia się w czasie i po kolejnych około 30 minutach ujawniają się nuty bazy: żywiczne, orientalne i zmysłowe. Znajdziemy tu mirrę, labdanum, mech dębowy, kadzidło frankońskie i nuty drzewne, które kontrastują poprzez swą nowoczesność, ambrową wytrawność (podejrzewam tu jedną z popularnych aktualnie aromamolekuł typu Amberwood czy Ambrocenide). Wanilia i piżma przydają bazie nieco słodyczy. Całość jest zmysłowa i wyrafinowana, jednocześnie nowoczesna.
Na uwagę i słowa uznania zasługuje flakon – podobnie jak zapach – klasyczny w formie, jednak zdecydowanie nowoczesny, gy chodzi o wykonanie i detale. Kształt smukłego walca, transparentne szkło ozdobione tłoczeniem przypominającym łuskę, prosta biała etykieta z eleganckim opisem uwzględniającym nazwę, markę i perfumiarza. Coraz bardziej popularna, bardzo praktyczna zatyczka magnetyczna z tłoczonym od góry logo. Całości dopełnia bardzo dobrej jakości atomizer, podający „długie” chmury. Design przypomina butikową kolekcję Diora, ale w bezpośrednim porównaniu flakon Maison Rebatchi prezentuje się moim zdaniem lepiej.
Feu Patchouli to zaskakująco dobre perfumy. Dlaczego zaskakująco? Otóż jakiś czas temu nabrałem przekonania, że Bertrand Duchaufour nie jest już w stanie mnie pozytywnie zaskoczyć. Stworzył już tak wiele doskonałych, przełomowych kompozycji, w pewnym momencie zaś zaczął się powtarzać. Te same akordy można było napotkać w perfumach, które tworzył dla różnych marek. W przypadku Feu Patchouli, zachęcony opisami, dałem mu szansę i nie żałuję. To naprawdę świetne pachnidło z gatunku przyprawowo-drzewno-balsamicznych. Cechuje się przy ty ładna ewolucją na skórze i solidnymi parametrami. Kto lubi zapachy ciepłe, otulające, nieco tajemnicze, żywiczne, spowite nutką subtelnego kadzidła, Feu de Patchouli ma szansę zdobyć jego serce. Moje zdobyło. Zachęciło też do zapoznania się z innymi zapachami marki Maison Rebatchi.

dominujące nuty: przyprawowe, żywiczne, drzewne, balsamiczne, kadzidlane
rok premiery: 2018
nos: Bertrand Duchaufour
moja ocena: zapach: 5,0/ trwałość: 4,5/ projekcja: 4,5->3,5