Kilka miesięcy temu opisywałem perfumy wchodzące w skład ekskluzywnej kolekcji Boucheron Collection. Najnowsze tegoroczne pachnidło zaprezentowane w jej ramach to Santal de Kandy. Tym razem marka zaprasza nas na olfaktoryczną podróż do Sri Lanki, słynącej z rosnących tam drzew sandałowych. Autorem zapachu jest Nathalie Lorson, która tak oto mówi o swoim dziele:
“Chciałam odzwierciedlić przesyconą, sakralną atmosferę Sri Lanki poprzez Drzewo Sandałowe, rzadkość w mojej perfumiarskiej palecie”.
Zapach oczywiście należy do kategorii drzewnych i ma wg mnie uniseksowy charakter. Otwiera się przyprawową mieszanką czarnego pieprzu i kardamonu, spod którego poczuć można subtelną pudrową nutę fiołkową. Gdy pikantność znika, zapach staje się lekko słodki, pudrowy i żywiczny, a z czasem sucho-drzewny. Znakomita większość użytych tu ingrediencji ma oczywiście drzewny charakter. Nadają go więc żywica Styrax, cedr i paczula, ale przede wszystkim oczywiście drewno sandałowe.
Santale de Kandy jest przy tym dość subtelny i jakby transparentny. To w swym charakterze raczej perfumowy mainstream, zachowawczy, bezpieczny a przez to niestety pozbawiony charakteru. Drzewny temat został tu przedstawiony bardzo ostrożnie, z rezerwą, trochę niestety nijako. Szkoda. Lorson potrafi zrobić interesujące drzewne perfumy, jak choćby Lalique Encre Noire we wszystkich swych odsłonach. Tu – mam wrażenie – zabrakło nie tyle perfumiarskiego kunsztu, ile odwagi ze strony zespołu kreatywnego perfumowego działu Boucheron. W tym sensie Santal de Kandy doskonale wpisuje się zresztą w konwencję tej kolekcji, z której wyłamuje w pozytywny sposób tylko Oud de Carthage.
Odwagi Drodzy Państwo Kreatorzy! Perfumy muszą zapadać w pamięć, a nie jedynie drenować naszą kieszeń!
główne nuty: przyprawy, fiołek, styrax, drewno sandałowe, cedr, paczula
nos: Nathalie Lorson
rok premiery: 2018
moja ocena: zapach: 3,5/ trwałość: 4,0/ projekcja: 3,5