Gerald Ghislain przedstawił w 2011 roku trzy niezwykłe, majestatyczne, artystyczne i absolutnie niszowe w pełnym tego słowa znaczeniu pachnidła pod szyldem Editions Rare: Rosam, Petroleum i Ambrarem, w których zawarł własne interpretacje oudu ujętego w trzech różnych odsłonach: roślinnej, mineralnej i zwierzęcej. Zaimponowało mi też to, że autor nie opatrzył swych zapachów nazwami z hasłem-kluczem w postaci słowa „oud”, co z pewnością zwiększyłoby ich potencjał komercyjny, a „jedynie” wykorzystał tę popularną ostatnio nutę w swych kompozycjach. To niewątpliwie objaw bardzo niekomercyjnego podejścia do perfumowej materii. Same zapachy są zresztą także – moim zdaniem – bardzo niekomercyjne, a nawet chwilami dość trudne. Wszystkie w wysokiej koncentracji, opisanej jako absolue eau de parfum, charakteryzują się raczej skromną projekcją i tytaniczną wręcz trwałością. Wszystkie łączy wspólny klimat – mroczny, bezkompromisowy, drzewno-żywiczno-skórzany. Ghislainowskia wizja oudu jest z pewnością bardzo specyficzna i odmienna od tego, co zwykły nam proponować niszowe marki.

Pachnidła mają więc ze sobą wiele wspólnego. Także to, że majestatycznie i wolno rozwijają się na skórze, ujawniając swoje kolejne oblicza. Śmiem twierdzić, że są propozycją raczej dla koneserów perfumowej niszy, aniżeli „zwykłych” użytkowników. Według mnie Ghislain i – prawdopodobnie – perfumiarka Sylvie Jourdet poszli w swych kreacjach dość daleko, być może nawet za daleko. W efekcie możemy mówić owszem o frapującym efekcie artystycznym, osiągniętym jednak kosztem efektowności i spektakularności perfum, co w przypadku zapachów oudowych nie jest bez znaczenia. Tu wracam do stwierdzenia, że Edition Rare to pachnidła moim zdaniem trudne. Choć nie można im odmówić osobliwego piękna, które trafić może w gusta głównie wielbicieli zapachów ambrowych tudzież skórzanych.
Rosam – oud roślinny czyli różany
Duet różu i oudu nie jest w perfumerii czymś nowym. Przeciwnie – jest chyba najczęściej stosowanym połączeniem mającym swą genezę w arabskiej sztuce perfumeryjnej i tzw. attarach. Choć wiele marek niszowych podjęło się jego realizacji z lepszym lub gorszym rezultatem (szczególnie słynie z tego Montale), to jednak interpretacja Ghislaina robi wrażenie całkiem oryginalnej i zdecydowanie godnej uwagi. Róża w formule tych perfum ma dwa oblicza – to jaśniejsze, lżejsze – w formie różanego olejku oraz to gęstsze, miodowe – czyli różany absolut. Początkowo nieco rozjaśniona cytrusami, z czasem pozwala na wyłonienie się mocno pachnącego szafranu, który przydaje całości arabskiego klimatu. Ale róża jest tu tylko preludium do szafranowo-skórzano-drzewnego akordu, który dominuje ten zapach już od mniej więcej 3 godziny. To niemalże ten sam zapach, który gra pierwsze skrzypce przez większość czasu w Ambrarem z tego samego trio, tyle że tu miast kastoreum odnajdziemy kadzidło. Ale faktem jest też, że nawet po kilku godzinach od użycia wciąż poczuć można dochodzące do nozdrzy od czasu do czasu echa róży.
nuty górne: cytrusy, olejek różany
nuty środkowe: szafran, kadzidło, absolut róży
nuty dolne: ambra, drewno sandałowe, paczula, oud
Petroleum – oud mineralny czyli naftowy
Zapach rozpoczyna się zaskakująco – lekko słoną wonią ambrowo-skórzaną z wyczuwalnym w tle cywetem (tak!). Nie jest więc na początku tradycyjnie świeży i cytrusowy. Jest zupełnie inny. Nieco później pojawia się coś, co przypomina morską detergentowość (!) dihydromyrcenolu. Być może to wymienione w składzie aldeyhydy przydają tego złudzenia „morskiego powietrza”. Ten etap nie trwa długo i płynnie przechodzi w naftalinowo-drzewną woń z odrobiną wyłaniającej się z czasem z ukrycia róży. Na tym etapie ze względu na wyraźną nutę „benzynową” przypomina mi nieco Lonestar Memories od Andy Tauera. Ale tylko poniekąd, bowiem Petroleum dość szybko obiera własny kierunek i oddala się od estetyki Tauera podążając w kierunku ambrowo-skórzano-drzewnej woni, stanowiącej wspólny element wszystkich pachnideł trio Edition Rare. Petroleum to chyba najbardziej oryginalne pachnidło z całej trójki, wymagające także wyrobionego nosa. Jest wg mnie zdecydowanie bardziej zapachem ambrowo-skórzanym, aniżeli drzewnym czy wręcz stricte oudowym.
nuty górne: bergamotka, aldehydy, oud
nuty środkowe: róża, oud, ambra
nuty dolne: oud, absolut z cywetu, skóra, paczula, białe piżma
Ambrarem – oud zwierzęcy czyli duet ambry i kastoreum
Dziwne, słodko-gorzkie otwarcie z wyczuwalną sporą dawką pieprzu (ewidentnie nie czarnego), z szafranem i drzewnym tłem. Otwarcie z gatunku tych wywołujących konsternację. Początkowa niemal kakofonia nut po chwili zaczyna układać się w akord słono-ambrowy z wyraźnym kastoreum oraz drzewnym oudowym, jak domniemam, tłem. Skład wymienia absolut z irysa, jednak ja osobiście irysa, w formie jaką znam, tu nie wyczuwam. Moją uwagę zwraca natomiast słona i jednocześnie nieco jakby kwaśna aura akordu serca, który nadaje zapachowi skórzanego wymiaru. Jego drzewna skórzaność pogłębia się z upływem czasu. Pojawiająca się po wielu godzinach baza zapachu przypomina woń autentycznej szarej ambry. Zmysłowa, lekko słodka, lekko cielesna trwa na skórze bardzo długo. Ambrarem to z pewnością jeden z najbardziej oryginalnych i niesztampowych zapachów ambrowych, jakie testowałem. Bardzo dosłowny, głęboki, zwierzęcy, fizjologiczny. Myślę, że wielbiciele ambrowców będą nim zachwyceni.
nuty górne: różowy pieprz, elemi
nuty środkowe: absolut irysa, oud, szafran
nuty dolne: absolut z kastoreum, wanilia, drewno sandałowe, ambra
Doczekałem się;)
Świetna seria ale tak jaj napisałeś mało to użytkowe.Poza tym jak na ekstrakt dość
słabe parametry,zwłaszcza projekcja.(!!!)
Ambrarem,tutaj irys zabija resztę składników,szczególnie ambra jest taka niemrawa,dopiero w późnej bazie,kiedy kompozycja już zamiera pojawia się to,za co
kochamy ambry;trochę to frustrujące.
Petroleum jest zjawiskowe,trudne ale piękne.Mam flaszkę już jakiś czas ale ciągle ją oswajam:) I(podobnie)) projekcja cienizna,trwałość po 5 godzinach nie ma śladu po zapachu.;(
Dzięki za wpis.
Z serii Edition Rare znam tylko Ambrarem. Powiem szczerze, że ciekawy punkt widzenia przedstawiłeś, bo ja w nim oudu czuję stosunkowo najmniej, a najwięcej (zgodnie z nazwą) – ambry. Kastoreum też dużo mocniej odznacza się na mojej skórze niż żywica agarowa.