Bvlgari Man – abstrakcyjna drzewność…
Bvlgari Man miał swą premierę w 2010 roku i był pierwszym z nowej męskiej linii zapachowej tej marki. Z perspektywy czasu i kolejnych zapachów (Man Extreme i Man in Black) muszę stwierdzić, że zapach ten jawi się jako najbardziej bezpieczny i zachowawczy z całej trójki. Bvlgari na swej oficjalnej stronie internetowej podaje nie tylko dość szczegółowy spis nut/ składników tworzących ten zapach, ale i kwalifikuje go jako „biały, drzewno-orientalny”. Przyznam, że zarówno liczba i typ składników, jaki i kwalifikacja zapachu wprawiają mnie w zdumienie. No bo co to jest „biała drzewność”? Domyślam się, że pochodzi od tzw. „blonde woods”, czyli od określenia używanego w perfumerii na aromamolekułę cashmeran, niemal wszechobecną we współczesnych perfumach, także i w tym zapachu. Jednak na czym polega jego orientalność – nie umiem powiedzieć. Być może jest to typ orientalności, której nie znam. Co interesujące z czysto perfumiarskiego punktu widzenia, w formule Bvlgari Man mamy spodziewać się nuty „białej gruszki”, lotosu czy „białego miodu”. Wszystko to jak sądzę syntetyczne aromamolekuły stosowane przez perfumiarzy Firmenich (Morillas jest jednym z nich), które nie tyle odwzorowują jakieś znane naturalne wonie, ile tworzą zapachowe byty same w sobie (przykładem wspomniany cashemeran). Substancje tego typu pozwalają tworzyć kompozycje zupełnie abstrakcyjne, które nie powstałyby nigdy w wyniku zastosowania naturalnej palety składników. Bvlgari Man to doskonały przykład perfumowego abstraktu – abstrakcyjnej drzewności i takiej właśnie orientalności. Nie mają one pokrycia w tradycyjnych czy klasycznych wzorcach, ale budują nową kategorię zapachową nazwaną w taki a nie inny sposób przez perfumiarzy.
Odsuwając na bok marketingowe hasła określiłbym Bvlgari Man jako świeży, syntetycznie pachnący, drzewny (gdy przyjąć narzuconą nomenklaturę), z cytrusowo-owocowymi akcentami. Zapach jest przyjemny, ale i niebywale przewidywalny oraz absolutnie mainsteramowy. Mimo dużego nazwiska stojącego za nim perfumiarza (Alberto Morillas) razi miałkością i brakiem oryginalności. Przypomina wiele innych, dostępnych w drogeriach, a które – pewnie nieco niesprawiedliwie – wrzuciłbym do jednej szuflady z napisem: banalna świeżość. Ma on bowiem w sobie ten typ nonszalanckiej i „płytkiej” świeżości idealnie pasującej do włoskiego mężczyzny, co zresztą nie pozostaje bez związku z korzeniami marki Bvlgari.
Zdaję sobie sprawę, że wyżej wymienione cechy – dla mnie świadczące o niskiej atrakcyjności tych perfum – mogą być zaletami dla całej rzeszy mężczyzn, którzy chcą pachnieć zupełnie nieoryginalnie, ale przez to bezpiecznie i w ogólnym pojęciu ładnie. Tego typu pachnidła podobają się także kobietom (choć na szczęście nie wszystkim), które lubią, gdy mężczyzna pachnie świeżo i nienachalnie (stąd choćby tak gigantyczne powodzenia Chanel Allure Homme Sport, aczkolwiek zapach ten jest dwie klasy lepszy od tego Bvlgari). Innymi słowy – pop w butelce pachnący jak pierwszy lepszy żel pod prysznic. Do tego niezbyt mocny i niezbyt także trwały. Ogólne wrażenie tylko troszkę poprawia całkiem ładnie zaprojektowany i bardzo męsko wyglądający flakon z zamykanym poprzez przekręcenie o 45 stopni atomizerem. Jednak sam flakon to jednak trochę za mało…
nuty górne: lotos, bergamotka, liść fiołka, biała gruszka
nuty środkowe: białe drewno, roślinna ambra, wetiwer, nuty drzewne, drewno sandałowe, drewno kaszmirowe, cypriol
nuty dolne: benzoes, kadzidło olibanum, piżmo, tonka, biały miód
twórca: Alberto Morillas
rok wprowadzenia: 2010
moja cena w skali 1-6: kompozycja: 3/ projekcja: 3/ trwałość: 3/ flakon: 5
Bvlgari Man Extreme – śródziemnomorska świeżość i nowoczesna drzewność
3 lata po premierze Man Bvlgari wypuścił wersję Man Extreme. Zapach kategoryzowany tym razem jako biało-drzewny i świeży zaciera kiepskie wrażenie, jakie pozostawił na mnie protoplasta. To kompozycja na wskroś współczesna i nieco bardziej oryginalna, przede wszystkim zaś świetnie zrealizowana. Tym razem Alberto Morillas – znany ze swego zamiłowania do świeżości w perfumach – pokazał, na co go stać. Man Extreme to podmuch nowoczesnej, chłodnej, aksamitnej, jakby platynowej świeżości określanej przez markę jako śródziemnomorska. Z początku intensywna i odrobinę zielona, soczysta (nuta soku z kaktusa!), na finiszu przyjemnie i męsko gryząca w nos syntetycznymi molekułami drzewnymi, ewoluuje więc na skórze dwuetapowo. Także i tu odnajdziemy tajemniczo nazwane składniki (drewno balsa, sok z kaktusa, biała frezja), ale jest ich mniej, a towarzyszą im bardziej tradycyjne substancje, jak wetiwer, benzoes, cytrusy czy kardamon. Ogólnie woń jest bardziej konkretna, namacalna, wydaje się być także bardziej zwarta i nasycona. Jest w niej dużo więcej życia i mocy. Jest też, szczególnie w swej drzewności (podobnie jak Bvlgari Man) zapachem abstrakcyjnym.
Man Extreme to spory postęp także pod względem projekcji (wyrazista) i trwałości (dużo lepsza od poprzednika). Mimo ewidentnie świeżego, a nawet orzeźwiającego charakteru, który może wydawać się najodpowiedniejszy na czas wiosenno-letni, Man Extreme będzie idealnie pasował jako całoroczny zapach codzienny, który sprawdzi się zarówno w przypadku stroju casual jak i bardziej formalnego. Doskonale zgra się z casualowym garniturem podczas spotkań biznesowych, przydając profesjonalnego dystansu. Jeszcze trafniej aniżeli poprzednik oddaje wizerunek nonszalancko eleganckiego mężczyzny w typie śródziemnomorskim. W przypadku tego zapachu reklamowe hasło mu towarzyszące: „Łączy długotrwałą śródziemnomorską świeżość z wyrafinowaną drzewnością” wydaje się być całkiem trafne. Man Extreme to całkiem udany współczesny męski casual.
nuty górne: różowy grejpfrut, bergamotka, sok z kaktusa
nuty środkowe: biała frezja, kardamon, roślinna ambra
nuty dolne: drewno balsa, wetiwer, benzoes
twórca: Alberto Morillas
rok wprowadzenia: 2012
moja cena w skali 1-6: kompozycja: 4/ projekcja: 4,5/ trwałość: 4,5/ flakon: 5
Powiem Ci fqjciorze, że moje wrażenia są dokładnie odwrotne do Twoich. Bowiem właśnie Man Extreme postrzegam jako nudny, bezpieczny zapach biurowy z wyraźnymi sztucznymi molekułami (zapewne w większości ISO E-Super, ale może także inne) o słabych parametrach. Wstęp jest ciekawy, ale potem to już nudny drzewny świeżak bez charakteru… Trwałość również mnie rozczarowała – 5-6 h i znika, a projekcja w przypadku tych perfum jest czymś nieistniejącym…
Man zaś wydał mi się czymś stosunkowo nowym, jak na mainstream (poznałem go 2,5 roku temu). Czuję tu jakąś „orientalność”, natomiast zupełnie nie czuję syntetyczności. Parametry ma dużo lepsze niż jego „ekstremalna” wersja, bowiem pachnie na mnie 10 h z projekcją dobrą przez 4-6 h.
Cóż widać po tym, jak bardzo różnie potrafią zachowywać się te same zapachy na różnych osobach. Nie pierwszy to raz i nie ostatni. Istna magia pachnących molekuł! 🙂
A ja, od lat i niezmiennie, na codzienne biurowe zmagania: BLU Pour Homme – od tegoż Bulgari’ego właśnie.
Gratuluje konsekwencji w noszeniu jednego zapachu. Ja bym tak nie potrafił. 🙂
Cześć Fqjcior, podobnie jak moj poprzednik uważam iż BVL Man jest dużo lepszy od wersji Extreme, zastanawiam się z którego roku testowaleś wersje Man bo ostatnio zauważylem w domu znaczną róznicę pomiedzy wypustem 2010-rok powstania a 2011, w wersji pierwotnej zapach jest duzo słodszy, bardziej trwały i projektujący, wydaje mi się że jest wiecej w składzie miodu który i tak odczuwam jako gruszkę 🙂
Wydaje mi się że powinieneś sprawdzić rocznik swojej testowanej butelki.
kudzior