Robert Piguet to legenda paryskiego haute couture lat 30-50 tych XX wieku. Człowiek, u którego terminowali tacy znani później kreatorzy, jak Christian Dior, Hubert de Givenchy czy Pierre Balmain, znany był nie tylko z doskonałego gustu w zakresie mody, szerzej – sztuki, ale także z zamiłowania do perfum. Wspólnie z uzdolnioną perfumiarką Germaine Cellier stworzył takie pachnidła, jak skórzany szypr, pełen rebelii Bandit (1944), Visa (1945) i Fracas (1947) oraz ostatni przed śmiercią Pigueta Baghari (1950). Jeszcze w latach 60-tych marka przedstawiła dwa pachnidła: Cravache i Futur.
Cravache (wersja 2007)
Cravache (Szpicruta) to przykład kompozycji cytrusowo-drzewnej z subtelnym dodatkiem ziół i przypraw, która łączy w sobie cechy klasycznego chypree z fougere. Ileż takich pachnideł już powstało! Jakże klasyczny i ograny to temat! A jednak…. Cravache ma w sobie jakiś taki wyjątkowy akcent, jakieś sygnaturowe zestawienie składników bądź ich wyjątkową proporcję, które powodują, że pachnie wyjątkowo pięknie, a przede wszystkim – ekskluzywnie i dystyngowanie. Wiem, to spore osiągnięcie, by tego typu zapach roztaczał luksusową aurę, ale tak w istocie w przypadku Cravache jest. Cytrusy zostały tu w bardzo zrównoważony sposób połączone z ziołami, będącymi dumą i niemal godłem Prowansji – lawendą i szałwią. Ten prowansalski akord jest tu wzorcowo skomponowany i pachnie fenomenalnie. Subtelną hesperydową słodycz z otwarcia złamano dodatkowo zielenią liścia gorzkiej pomarańczy, a wibracji zapachowi nadano niezawodną w tego typu zadaniach gałką muszkatołową (olejek z gałki sam w sobie nie pachnie byt ładnie, raczej ostro i gorzkawo, w stronę pasty do butów, ale użyty z rozwagą dodaje kompozycjom pikantnej wibracji). Po namyśle stwierdzam, że Cravache pachnie jak wykwintniejsza i delikatniejsza wersja Eau Sauvage Extreme Diora. Bardzo ładnie.
nuty górne: cytryna, mandarynka, lawenda
nuty środkowe: szałwia, liść gorzkiej pomarańczy, gałka muszkatołowa
nuty dolne: paczula, wetiwer
W kolejnych dekadach firma przechodziła z rak do rąk, aż do lat 90-tych, gdy stała się własnością Fashion Fragrances & Cosmetics. Nowi właściciele postanowili reaktywować klasyczne perfumy marki przy maksymalnie wiernym zachowaniu oryginalnych formuł i zastosowaniu współczesnych ingrediencji. Dzięki temu także obecnie można nabyć klasyczne pachnidła Roberta Pigueta zebrane w tzw. Classic Collection. Prócz tego w ostatnim czasie pojawiły się nowe zapachy zgrupowane w dwie kolekcje (wszystkie autorstwa Aureliena Guicharda): Nouvelle Collection i Pacific Collection. Do tej pierwszej należą m.in. uniseksowe Bois Noir, Casbah, Oud i Notes.
Bois Noir
Swego czasu tak samo nazwany został protoplasta chanelowskiego Egoiste. Bois Noir to – zgodnie z nazwą – kompozycja drzewna, przepełniona najpopularniejszymi w perfumerii drzewnymi esencjami, za wyjątkiem oudu. Bois Noir zaczyna się słodko-miodowo-drzewnie, jak rozwodniona wersja Miel de Bois S. Lutensa (które jest pachnidłem o gigantycznej mocy!), ale dość szybko przechodzi do drzewnego serca, w którym wyraźnie czujemy miks cedrowych, sandałowych i gwajakowych wiórków, które mile łechczą nozdrza. W dalszej części zapach zahacza o rejony zapoczątkowane przez Black Cashmere Donny Karan, by sfiniszować maślaną nutą drewna sandałowego.
Całość brzmi dużo lepiej na skórze, niż na papierku testowym, który początkowo nieco zniechęcił mnie do tego zapachu. Jednak testy skórne przekonały mnie do jego słodkawej, otulającej i gęstej drzewnej natury, nie tak znowu odległej od innych niszowych zapachów drzewnych, w których istotną rolę gra słodkawo-drewno-dymny gwajakowiec. Gęstość formuły i ciężkość składników skutkuje raczej średnią lotnością zapachu, ale jego wielowymiarowa drzewna natura wynagradza ten mankament. Bois Noir to uniseksowe pachnidło dla fanów drzewnych woni otulających, ogrzewających. Świetne na słotną jesień i mroźną zimę, choć w ciepłej porze roku pełniej się ujawniające.
nuty górne: gwajak, cedr
nuty środkowe: sandałowiec, paczuli
nuty dolne: balsam, absolut czystka (labdanum)
Casbah
Oto intrygujące pachnidło z wyraźną kadzidlaną nuta olibanum, która początkowo zbliża je do legendarnego Avignon Comme des Garcons. Podczas gdy jednak dzieło Duchaufoura oddycha chłodem zatęchłej katedralnej krypty, powodując przebieganie ciarek po moich plecach, Casbah zaskakuje mocną nutą szlachetnej, wygarbowanej skóry i ciepłą, przytulną aurą, bliższą Caridnal Heeleya. Choć już w otwarciu czujemy charakterystyczną lekko cytrusową, lekko żywiczną nutę kadzidła frankońskiego, to jednak pikantne molekuły pieprzu i muszkatu oraz sucho-zielona „gałęziastość” arcydzięgla dodają zapachowi lotności. Esencja irysowego kłącza oraz słodkawa nuta tabaki – charakterystycznej skórzanej, czy wręcz zamszowej aury. Ta zresztą nie dla każdego będzie oczywista, tak jak dla wielu osób nie jest oczywisty skórzany charakter Dzonkgha L’Artisana. Ale – w przypadku obu pachnideł – by poczuć akord skóry, trzeba wznieść się ponad naturalną u osób głębiej zainteresowanych sztuką perfumeryjną tendencję do szukania w formule znanych składników i spróbować odebrać zapach jako całość, owszem ewoluującą, ale jednak całość, bo przecież o to chodzi twórcom perfum – by ich dzieła odczuwać i odbierać całościowo. Tak więc to, co czuję przez większość czasu w Casbah, to akord skórzany, albo lepiej zamszowy, przypominający mi nieco takie pachnidła jak Daim Blonde S. Lutensa czy złagodzoną wersje Naomi Goodsir Cuir Velours. Dopiero w bazie robi się ciepło-żywiczny, ambrowy.
nuty górne: korzeń arcydzięgla, czarny pieprz, gałka muszkatołowa
nuty środkowe: kadzidło, irys, liście tabaki
nuty dolne: wetiwer, cedr
Notes
Zaskakująco główno-nurtowe i łatwe w odbiorze, jak na niszową markę, stricte męskie wg mnie perfumy cytrusowo-ziołowe ze wspaniałym miksem szałwii, geranium, kwiatu pomarańczy, mchu dębowego i wetywerii, które – nie ucieknę od tego – przypominają mi w dużym stopniu klasyczne Dolce & Gabanna Pour Homme, tyle że z mniejszą zawartością nuty – nazwijmy ją – detergentowej. Są też inne różnice – głównie w otwarciu i bazie obu zapachów, ale to, co dzieje się przez kilka godzin w sercu, to niemal bliźniacze wonie. Nie jest więc Notes zapachem w żadnej mierze oryginalnym, ale nie umniejsza to ani jego urody, ani jakości. Bardzo przyjemna, tradycyjnie męska i po prostu świetnie pachnąca rzecz w typie aromatycznego, ziołowego fougere, zupełnie niekontrowersyjna, ale pachnąca z klasą. No i oparta na najlepszych wzorcach. Idealna praktycznie na cały rok.
nuty górne: bergamotka, szałwia
nuty środkowe: geranium, kwiat pomarańczy, kostus
nuty dolne: mech dębu, wetiwer, tonka
Oud
Kolejnu oud? Hmm… Dziś każdej marce uważającej się za niszową wypada mieć zapach z oudem co najmniej w nazwie. Co do składu zaś, to bywa to różnie. Niektórzy stosują tzw. akord oudu (bez faktycznego oudu jako składnika), inni z kolei preferują najprawdziwszą oudowa esencję, tyle że czasem tą z tańszych, a czasem tą najszlachetniejszą, najdroższą, bo z najstarszych drzew, w których proces grzybiczy, niezbędny dla otrzymania esencji oudu, zachodzi od dziesiątek lat. No i jeszcze kwestia, ile tego oudu użyjemy w formule – czy będzie on wyraźnie wyczuwalny, czy tylko obecny formalnie, bo przykryty innymi ingrediencjami. Jak w tym spektrum odnajduje się Oud w wykonaniu Aureliena Guicharda? Całkiem oryginalnie i – oględnie mówiąc – naprawdę interesująco, przy czym oud ujawnia się na skórze dopiero na samym finiszu, gdy już opadną chmury szafranu i wyparują żywiczne plamy.
Oud zaskoczył mnie niesztampowym ujęciem tematu, w wyniku którego przez pierwsze dziesiątki minut mam tylko jedno – za to bardzo zacne i miłe skojarzenie – L’Air du Desert Marocain nieocenionego Andy Tauera. Zakładam oczywiście, że zbieżność obu zapachów jest przypadkowa, co nie zmienia faktu jej istnienia. Początkowo czuję potężną, doprawioną słodko-korzennym szafranem mieszankę żywic. W połączeniu z alkoholowym nośnikiem pachnie to niczym szlachetny rum. Już po chwili jednak zapach staje się miodowo-drzewny, choć szafran dodaje mu specyficznego arabskiego wymiaru. Z czasem szafranowe nitki ulatują, a na skórze pozostają słodko-mdławe żywice z wolna ustępując miejsca suchemu, gryzącemu, drewnianemu finiszowi, który trwa w nieskończoność i nie poddaje się nawet wieczornemu prysznicowi, tkwiąc na skórze przez co najmniej połowę dnia następnego i przebijając wyraźnie spod rękawa koszuli (!). Zastanawiam się wszakże, czy w tym finiszu to głównie agar, czy może raczej jednak dymek z gwajaka gra pierwsze skrzypce? Niemniej pachnie to niszą i przywodzi na myśl finisze kilku innych znanych agarowców. Mimo tych skojarzeń Oud Guicharda to jednak agar w zupełnie innym ujęciu, niż to czego w niszy pełno. Przede wszystkim za sprawą wspomnianego szafranu. Choć to samo zrobił Kurkdjian w swym pierwszym agarowcu (Oud), to jednak tu nie ma kurkdjianowskich piżm, przez co Oud Pigueta jest mniej tłusty, mniej zaokrąglony, mnie ułożony, nie tak gładki, zdecydowanie bardziej szorstki, wymagający i faktycznie niszowy w charakterze. Podoba mi się. Zdecydowanie tak.
nuty górne: szafran
nuty środkowe: balsam sosnowy, styraks, mirra
nuty dolne: gwajak, oud, paczula
Reasumując seria Robert Piguet Nouvelle Collection to zestaw wyraźnie zainspirowanych i raczej nieodkrywczych, ale bardzo dobrze zrobionych pachnideł w większości o niszowym charakterze, które cechuje absolutna przyjazność i łatwość w noszeniu. Czuć, że zrobione zostały przez zawodowego perfumiarza z porządnych ingrediencji. Marka nie jest jakoś specjalnie popularna, nawet wśród perfumowych entuzjastów i kolekcjonerów, a szkoda bowiem moi zdaniem zapachy te są zdecydowanie warte uwagi. Z pewnością nie rozczarowują przerostem formy nad treścią, co w niszy zdarza się ostatnio dość często.
PS. Perfumy Roberta Pigueta można przetestować i nabyć w krakowskiej perfumerii Lulua.
Jak dla mnie Cravache jest zapachem w bardzo klasycznym stylu, najbardziej pasować będzie dla panów 40+, którzy lubią dobrze pachnieć.
Zaciekawiłeś mnie NoteS, którego nie próbowałem a brzmi całkiem całkiem jak z mojej bajki. Będę musiał go przetestować.
Zgadzam się co do Cravache. Oznacza to że już niedługo będę mógł go używać 😉 Wszystkie pozostałe są warte przetestowania.
Perfumy Pigueta są też chyba do kupienia w Douglasie – przynajmniej niektóre, np., Bandit. Swoją drogą Bandit był dla mnie nie do przejścia – lekki koszmarek.
Pozdrawiam
Faktycznie chyba w niektórych Douglasach są dostępne. Bandit nigdy nie próbowałem, ale już mnie zaintrygował…. 😉