Bardzo chciałem przetestować najnowszy męski zapach londyńskiego Penhaligon’s. Nie żebym nastawiał się na jakieś olfaktoryczne trzęsienie ziemi (o to u mnie coraz trudniej, niestety), ale liczyłem na kawał doskonałego, współczesnego męskiego niszowca o świeżej (bo tak wynikało z opisów) i niebanalnej treści. Już sam jałowiec w nazwie brzmiał bardzo zachęcająco. Jedyne, co mnie niepokoiło, to osoba, której tym razem kierownictwo artystyczne Penhaligon’s zleciło opracowanie perfum. Olivier Cresp. Legenda perfumiarstwa, marka sama w sobie, mistrz, który dał się poznać jako doskonały realizator oczekiwań największych designerów. Innymi słowy – perfumiarz, którego domeną był i jest mainstream, a więc schlebianie perfumowym briefom i gustom „statystycznym”, by nie powiedzieć masowym. Jeden genialny Angel może być tylko potwierdzeniem tej prawidłowości, a moje obawy wobec Juniper Sling niestety się okazały się uzasadnione. Ale po kolei.
Marka Penhaligon’s ma niemal półtorawieczne tradycje perfumiarskie i wciąż jest postrzegana jako staroangielski dom perfumowy, coś jak Floris czy Yardley. Od pewnego czasu jednak próbuje – w przeciwieństwie do pozostałych dwóch wymienionych – zerwać z tym anachronicznym image’em i iść z duchem czasu. Próbuje chyba także po prostu zarobić. I w tym sensie Olivier Cresp okazał się doskonałym wyborem. Człowiek odpowiedzialny za takie hity współczesnego perfumiarstwa, jak Dior Dune Pour Homme, Kokorico JPG, L’Eau par Kenzo Pour Homme (by wymienić tylko niektóre męskie), nadawał się idealnie do skomponowania współczesnego zapachu marki Penhaligon’s, który zawojuje współczesne męskie serca.
A efekt? Hmmm…
Juniper Sling to połączenie subtelnie przyprawowej i drzewno-piżmowej estetyki Angeliques Sous La Pluie (Jean-Claude’a Elleny z kolekcji Frederica Malle) z modą na anty-perfumy, której protoplastą jest cykl Escentric Molecules Gezy Schoena, a do której sukcesywnie nawiązywały kolejne marki (np. Juliette Has a Gun Not a Perfume, Les Nez L’Antimatiere). Jednak to przede wszystkim minimalistyczne dzieło Jean-Claude’a Elleny wydawało się być inspiracją dla Crespa. Zresztą obie kompozycje łączy kilka kluczowych składników oraz sposób ich przedstawienia – wibrujący, musujący, ale subtelny, nieraz wręcz na granicy wyczuwalności, przy czym Cresp poszedł tu o krok dalej, tworząc zapach jeszcze bardziej delikatny, co wcześniej wydawało mi się wręcz niemożliwe. Producent pisze o nim: „Apply liberally”. I rzeczywiście – to jedyna metoda na to, by go na sobie poczuć.
Juniper Sling to mieszanka głównie czarnego pieprzu, jałowca, arcydzięgla oraz zbawiennego Ambroxu (Ambroxanu) czyli syntetycznej aroma-molekuły stanowiącej substytut naturalnej ambry (składnika pochodzenia zwierzęcego), która niegdyś służyła głównie jako utrwalacz, element składowy nowoczesnego akordu piżmowego, a dziś stała się w perfumerii jej pełnoprawnym i samodzielnym składnikiem, choć wcale bardzo złożonej naturalnej woni ambrowej nie przypomina.
Najciekawiej prezentuje się akord głowy – musująca mieszanka pieprzu z ledwie wyczuwalną odrobiną cynamonu, które rozkosznie kręcą w nosie. Po chwili pojawia się mgiełka jałowca i arcydzięgla ze śladem wetywerii w postaci lekko zatęchłej nutki. Wreszcie zapach na dobre osiada na skórze jako bardzo subtelna, ale jednocześnie szorstka, niby-drzewna nuta. Zapach jest raczej dystansujący i wręcz awangardowy w swym minimalizmie.
Czy Juniper Sling mnie rozczarował ? Otwarcie powiem, że tak. Liczyłem na coś innego. Po prostu nie trafia w mój gust. To nie jest olfaktoryczna estetyka, którą lubię i cenię. Zbyt wiele tu niedopowiedzeń, a zbyt mało treści. Choć jak wiadomo de gustibus non est disputandum... i pewien jestem, że dzieło Crespa już zdobyło wielu entuzjastów.
Osobnym tematem jest flakon, który naprawdę powala urodą. Kształt tradycyjny dla marki Penhaligon’s, nieco retro, ale z nowoczesnymi akcentami. Butlę przyozdobiono jak zwykle „muszką”, tyle że tym razem metalową, błyszczącą chromem. Etykieta swą metalicznością nie tylko wpisuje się w chłodny charakter zapachu, ale także i kształtem nawiązuje do inspiracji, jaką był tradycyjny angielski alkohol – gin, czyli… jałowcówka, choć ja osobiście połysk zastąpiłbym matem, bo wg mnie Juniper Sling pachnie matowo.
nuty górne: cynamon, pomarańczowe brandy, arcydzięgiel, jagoda jałowca
nuty środkowe: kardamon, skóra, czarny pieprz, drewno irysowe
nuty głębi: brązowy cukier, czarna wiśnia, wetyweria, Ambrox
twórca: Olivier Cresp
rok wprowadzenia: 2012
moja klasyfikacja: współczesny i nowoczesny, szorstki, matowy i wyraźnie męski zapach typu skinscent; dla osób niechcących narażać otoczenia na wąchanie swych perfum;
moja ocena:
- zapach: słaby
- projekcja: słaba
- trwałość: ok 6-7 h
Przy ostatniej wizycie w perfumerii na Q. pani zachwalała i proponowała mi go. Niczym mnie nie zachwycił. Bardzo poprawny, casualowy, a projekcja tak słabiutka, że nawet z bloterka nie była w stanie się dobrze oderwać…
Mam bardzo podobne odczucia…
oprocz flakonu…zawartosc zadna…podzielam zdanie moich przedmowcow.
Niestety muszę się z wami zgodzić. Nic wyjątkowego, niestety. Dużo lepszy jest Sartorial.