Dziś na blogu debiutuje londyńska niszowa marka Ormonde Jayne, której właścicielką jest Linda Pilkington. Także ona jest autorką oferowanych pod tą marką perfum. Jej sztandarową propozycją dla mężczyzn jest bez wątpienia Ormonde Man.
Zapach jest bardzo harmonijną, ładną i bezpieczną kompozycją orientalno-drzewno-piżmową, która wg mnie lokuje się blisko takich pachnideł jak Black Cashmere Donny Karan czy Zirh IKON. Co wyróżnia ją od ostatniego, a zbliża do tego pierwszego to fakt, iż już od przyprawowego początku czuć w tych perfumach szlachetne składniki, których wysoka jakość nie podlega dyskusji. Pieprz, kardamon, kolendra i jagody jałowca tworzą niezwykle piękne, tłuste otwarcie, które natychmiast informuje nas, z jakiego typu zapachem mamy do czynienia. W sercu zanika przyprawowość. Jest za to drzewnie i sosnowo-balsamicznie. Być może to esencja z cykuty powoduje ten piękny, iglasty efekt. Wymieniany w składzie oud potraktowany został jako element układanki, a nie bohater pierwszoplanowy, przez co – wg mnie na korzyść Ormonde Man – w żadnym momencie nie dominuje on kompozycji. Baza jest jedną z tych, na które warto czekać. Górę biorą w niej głębokie piżma i aksamitny sandałowiec, które wspólnie z cedrem i wetiwerem tworzą pluszową i ciepłą fakturę, pełną zmysłowości, ciążącą chwilami nieco ku kobiecym rejonom, co mi jednak absolutnie nie przeszkadza. Co znamienne, po nieco cichszym sercu, ostatnie kilka godzin trwania zapachu na mojej skórze są wyraźne i dobrze wyczuwalne. Ciekawostką jest wspomniany wcześniej, zastosowany przez Pilkington składnik pochodzący ze śmiertelnie trującej rośliny zwanej cykutą (ang. black hemlock). Po raz drugi w swej perfumowej przygodzie spotykam się z tą ingrediencją – poprzednio było to przy okazji testów niesamowitego Wode Boudicca, w którym wyciąg z tajemniczego ziela umieścił Geza Schoen.
Ormonde Man to doskonale wyważone, mistrzowsko skomponowane, bardzo komfortowe w noszeniu i niekrzykliwe pachnidło o dobrej trwałości i eleganckim sznycie oraz doskonałej jakości. Zrobione bez dysonansów, bez eksperymentów, z umiarem, wyczuciem i klasą. Zdecydowanie warte uwagi, nie tylko zresztą mężczyzn. Polecam bez cienia wątpliwości.
nuty górne: jagoda jałowca, bergamotka, różowy pieprz, kardamon, nasiona kolendry
nuty środkowe: oud, szczwół plamisty (cykuta)
nuty dolne: wetyweria, cedr, drewno sandałowe, piżmo
twórca: Linda Pinkington/(Geza Schoen?)
rok wprowadzenia: 2011
moja klasyfikacja: ciepłe, zmysłowe i otulające niczym szal perfumy przyprawowo-orientalne, doskonałe na zimne dni i noce;
moja ocena:
- zapach: bardzo dobry
- projekcja: dobra +
- trwałość: 9-10 h
Marcin, gdzie to jest w Polsce do kupienia? Polaczenie jalowca, pieprzu i oudu od razu mnie „podkrecilo”
W Polsce nie do kupienia, chyba że kolega z perfuforum ma jeszcze na zbyciu 10 ml w wersji travel (mogę zapytać, jeśli chcesz). A jeśli nie, to tylko ze strony http://www.ormondejayne.com/shop/scents/ormonde_man/.
Andrzeju, mam jeszcze jedną sztukę . Info na biral79@yahoo.com
jesli mozesz spytaj prosze
biral, napialem mail