Patrząc na współczesny rynek perfum widać wyraźnie tendencję do wzrostu popularności perfum tzw. niszowych, co objawia się m.in. tym, że nowe marki powstają jak grzyby po deszczu, a istniejące regularnie powiększają ofertę o kolejne nowości. Nic dziwnego. W końcu rosnący popyt rodzi podaż. Jednocześnie perfumy tzw. designerskie – znanych marek związanych od lat głównie z modą – z impetem tracą elitarny blask. Trzej najwięksi francuscy konkurenci na rynku dóbr luksusowych, chcąc odnaleźć się w dynamiczniej zmieniającej się sytuacji, postanowili kilka lat temu przywrócić blask i świetność prawdziwie elitarnej i ekskluzywnej perfumerii. Wprowadzili do ograniczonej dystrybucji (firmowe butiki) luksusowe perfumowe kolekcje: Hermessence Hermesa, Les Exclusifs Chanela i La Collection Couturier Parfumeur Diora, nad którymi z zaangażowaniem pracują tzw. in house perfumers (Jean-Claude Ellena, Jacques Polge, Francois Demachy). Pachnidła te stały się przedmiotami pożądania nie tylko najbardziej wymagającej i zasobnej klienteli, ale także perfumowych entuzjastów z całego świata. Za tymi trzema markami poszły inne: Cartier, Van Cleef & Arpels, Dolce & Gabbana, a ostatnio nawet Hugo Boss.
Co wydaje mi się szczególnie ekscytujące w przypadku tego typu pachnących kolekcji, to połączenie doskonałych składników i czysto artystycznego podejścia do tworzenia tych perfum z magicznymi wprost umiejętnościami najlepszych perfumiarzy świata, którzy przez większość swego życia komponują pachnące substancje. Częściowo zresztą potwierdza to poniższa wypowiedź:
“Rzadkie składniki, śmiałe zapachowe koncepcje i kreowanie bez granic… Ta kolekcja odzwierciedla wolność, którą daje tylko prawdziwy luksus; wspaniała rozrywka dla perfumiarza.”
Francois Demachy (autor kolekcji La Collection Couturier Parfumeur).
Czy takie połączenie gwarantuje najwyższe olfaktoryczne doznania?
Dzięki nieocenionej pomocy znajomego z perfuforum.pl (z tego miejsca pozdrawiam serdecznie Rafała) mam okazję testować kilka zapachów z kolekcji La Collection Couturier Parfumeur Diora zwanej także La Collection Privee. Dotąd udało mi się zrecenzować tylko fenomenalny Leather Oud. Dziś – na pierwszy ogień -idzie oczywiście Vétiver. Cieszę się, że dzieje się to teraz, gdy przez mój nos przewinęła się już większość istotnych pachnideł z wetywerią w tytule i w roli głównej. Mam bowiem doskonałą skalę porównawczą.
Wspomnienie paryskich salonów lat 30-tych XX wieku: przytłumione światła, kominki, klubowe krzesła i eleganccy panowie.
„Te obrazy spowodowały, że zapragnąłem połączyć wetywerię, absolutnie męską nutę, z kawą. Wetyweria może być użyta na tysiąc sposobów; tym razem chciałem uczynić ją hedonistyczną.”
Francois Demachy
Bardzo intrygowało mnie, w jaki sposób perfumiarz kalibru Francoisa Demachy’ego podszedł to tematu wetywerii i jak jego interpretacja ma się do największych branżowych konkurentów: Vetiver Tonka Hermesa oraz Sycomore Chanela. Dziś nie mam już wątpliwości, że Demachy zdobył się na indywidualizm, oryginalność i pokazał klasę równą swoim wielkim kolegom po fachu. Z punktu widzenia czysto olfaktorycznego poszedł ścieżką Elleny, bowiem postawił na minimalizm i prostotę przekazu oraz połączenie zielonej nuty wetiweru z nutą kulinarną. Ellena wybrał tonka (a w zasadzie jego orzechowo pachnący „fragment”), zaś Demachy poszedł niezwykle oryginalnie i postawił na aromat kawy robusta (nie arabika, którą zwykle pijemy). Być może dlatego wiele osób podczas testów Vétiver przyznaje, że kawy w tym zapachu nie wyczuwa. Bo i znanej nam kawy tu nie ma. Jest natomiast ewidentnie wyczuwalny w tle nieco gorzki aromat robusty, który trzyma się przez pierwsze kilkadziesiąt minut. Ten duet sprawuje się, przyznam, doskonale. W otwarciu został uzupełniony o tradycyjnie idealnie łączący się z wetywerią grejpfrut. Nie mam wątpliwości, że w formule tych perfum znalazło się jeszcze przynajmniej kilka innych „wspomagających przekaz” składników, jednak wszystkie one zostały podporządkowane głównej ingrediencji, która stanowi rzekomo 30% formuły. Podkreślają ją i uplastyczniają, ale żaden ani przez chwile nie walczy z nią o równorzędne miejsce. Im dalej, tym na skórze bardziej wyczuwalny jest czysty, esencjonalny wetiwerowy składnik (przebija się vetiverol lub octan vetiverylu) znany z innych zapachów tego typu.
Zapach ma przez pierwsze 3-4 godziny dobrą projekcję, później staje się raczej blisko skórny. Należy do tych, które należy aplikować solidnie, jeżeli chcemy czuć je na sobie w ciągu dnia. Zadowalająca ponad 8 godzinna trwałość dopełnia całości.
Vétiver Diora jest bardzo elegancki, a przy tym bardzo współcześnie podany. Gdybym miał umieścić go na wetiwerowej mapie, to znalazłby się najbliżej… Grey Vetiver Toma Forda (co absolutnie nie oznacza, że jest z nim identyczny). Z powodzeniem więc mógłby odnaleźć się w perfumowym mainstreamie, obok dużo bardziej wyrafinowanego Encre Noire Lalique. Ze względu na swą lekkość, świeżość i subtelnie kulinarne tło bliższy jest ellenowskiemu Vetiver Tonka, niż drzewnemu Sycomore Chanela (sandałowiec w bazie).
Vétiver wg Demachy’ego jest minimalistyczny, niemal liniowy, bardzo „na temat”. Zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie i uplasował się w mojej prywatnej czołówce zapachów wetiwerowych, obok Chanel Sycomore, Guerlain Vetiver, Andy Tauer Vetiver Dance, Vetiver Tonka Hermesa czy Lubin Le Vetiver. Nie zdetronizował jednak króla, który na ten moment jest tylko jeden i dziś wiem to już na pewno: Vetiver Extraordinaire Frederica Malle…
główne składniki: sycylijski grejpfrut, południowoamerykańska kawa robusta, haitańska wetyweria
twórca: Francois Demachy
rok premiery: 2010
moja klasyfikacja: elegancki, pełen klasy, świeży wetiwerowiec z subtelnym kulinarnym tłem; zapach idealnie męski, do noszenia na co dzień, szczególnie podczas cieplejszych pór roku,
moja ocena:
- zapach: bardzo dobry
- projekcja: do 5 h – dobra, 5-9 h – słaba
- trwałość: 8-9h
Cieszę się, że udało Ci się zdobyć próbki tej kolekcji i wkrótce przeczytamy o pozostałych zapachach. Ciekawy jestem, który z nich zrobi na Tobie największe wrażenie. Na razie testowałem tylko Ambre Nuit i jestem pod sporym wrażeniem, jak najbardziej pozytywnym. Vetiver chyba mnie nie ujmie, ale ciekawy jestem Bois d’Argent, Eau Noire oraz Patchouli Imperial. Całkowicie zgadzam się z oceną Vetiver Extraordinaire, chociaż przede mną jeszcze legendarne Sycomore.
Akurat Ambre Nuit nie znam i nie mam, ale z pozostałą trójką trafiłeś idealnie. Recenzje Bois d’Argent, Eau Noire oraz Patchouli Imperial wkrótce na blogu.:-)
Co do Sycomore to depcze po piętach Malle, ale jednak Malle wygrywa.