Zapach, o którym za chwilę, jest dla mnie (i chyba nie tylko dla mnie) największą niespodzianką perfumową tego roku. Oto po 20 latach sukcesywnej działalności warszawska perfumeria Quality Missala – dziś niewątpliwy potentat na polskim rynku perfum niszowych, miejsce oferujące zapachy ponad pięćdziesięciu marek niszowych i ekskluzywnych – dopracowała się własnych perfum. Celowo użyłem słowa „dopracowała”, bowiem kompozycja powstawała długo i mozolnie przy aktywnym udziale i zaangażowaniu rodziny Missalów z panią Stanisławą – spiritus movens przedsięwzięcia – na czele.
Na stronie Quality znajdziemy następujące informacje: „Kompozycja powstawała we francuskim mieście Grasse, światowej stolicy perfumiarstwa, we współpracy z Jean-Claudem Astierem, który tworzył zapachy dla takich marek, jak: Jacomo, Shiseido, Menard, M. Micallef. Qessence ma orientalno-drzewny charakter. Stanisława Missala zawarła w nim najbardziej cenione przez nią nuty: paczulę, oud, kadzidło, szafran, kolendrę, irys, różę, jaśmin, drzewo sandałowe, wetiwer, wanilię i wiele innych. Jej marzeniem jest, aby Qessence był źródłem dobrych emocji i entuzjazmu, który sama przez lata czerpała z otaczających ją zapachów.”
Perfumy Qessence po kilku dniach testów przedstawiły mi się jako doskonałej jakości zapachowa esencja tego, co w ofercie perfumerii Quality najcenniejsze. W tej kompozycji czuję twórczą inspirację pachnidłami takich marek jak Amouage, M. Micallef czy Montale. Są to więc perfumy w estetyce bliskowschodniej, pełne mocnych i intensywnych esencji kwiatowych, przyprawowych, żywicznych, drzewnych, balsamicznych i piżmowych. Wyczuwam w nich ogromne nagromadzenie składników, nawet pewien ich przepych, ale kompozycja jest przy tym wszystkim bardzo zrównoważona i niezwykle spójna. Bogactwo wyselekcjonowanych ingrediencji zostało tu wykorzystane w celu osiągnięcia mistrzowskiej równowagi, tak że żaden ze składników nie dominuje reszty w żadnym momencie życia zapachu na skórze. Zdecydowanie poznać tu mistrzowski nos perfumiarza, który nad Qessence pracował. Olfaktoryczne pokrewieństwo do perfum M. Micallef jest tu szczególnie wyraźne, co nie powinno dziwić, zważywszy na fakt, że Jean-Claude Astier tworzył perfumy m.in. właśnie dla uroczej Martine.
Otwarcie Qessence od razu informuje nas, z jakim gatunkiem perfum mamy do czynienia. Mieszanka drogocennego szafranu, pikantnego cynamonu i piernikowej kolendry oraz cytrusów powoduje błogi uśmiech na mojej twarzy. Znajomy grunt. Znajoma arabska estetyka. Ale wykonanie nad wyraz wirtuozerskie. Czuję już, co wydarzy się za kilkanaście minut. Zawarte w sercu kompozycji klasyczne składniki kwiatowe (odurzający jaśmin, miodowy absolut różany, korespondujący z nim idealnie olejek z ylan ylang, irys) oraz żywica elemi, stanowiąca idealny łącznik z bazą perfum, wychodzą na przód i grają swoje partie wzorcowo przez długie godziny. Pachnidło bardzo, ale to bardzo leniwie ewoluuje stając się z godziny na godzinę mniej kwiatowe, a bardziej balsamiczne i żywiczne,a w finiszu kadzidlano-drzewne.
Projekcja, moc, trwałość są na bardzo wysokim poziomie. Qessence warto dozować z dużym umiarem, bowiem granica pomiędzy prawdziwą przyjemnością z ich noszenia a wynikającym z „przedawkowania” dyskomfortem jest dość cienka. Łatwo przesadzić, a wówczas szczególnie w fazie serca pachnidło potrafi dosłownie zdominować, a nawet zmęczyć noszącego. Na szczęście im później, tym spokojniej i bardziej komfortowo. Niemniej ostrożność w dozowaniu jest tu jak najbardziej wskazana. Qessence to bowiem potężne pachnidło, które trwa na mojej skórze wyraźnie wyczuwalne grubo ponad 12 godzin.
Flakon – na podstawie fotografii – przypomina skrzyżowanie flakonu Polo R. Laurena (kolorystyka flakonu i zatyczki oraz kształt tej ostatniej) oraz klasycznego flakonu Hermesa. Prezentuje się całkiem dobrze, choć jakoś nie chce mi współgrać za zawartością. Ta soczysta zieleń jest jednak bardzo sugestywna. Ja widziałbym dla tego zapachu barwę rubinowo-czerwoną, coś jak Amouage Lyric…
Qessence nie są perfumami odkrywczymi, nie zaskakują pomysłem ani awangardowością. Ale nie sądzę, że miały one w założeniu wyznaczać nowe ścieżki. Miały być raczej przede wszystkim piękne zawartymi w nich szlachetnymi składnikami i mistrzowską kompozycją. I takie wg mnie są. Qessence to uniseks z delikatnym przechyłem w stronę damską. Panowie gustujący w pachnidłach typu męskiego Amouage Gold czy M. Micallef Jewel for Him albo różanych oudach Montale mogą być, jak sądzę, Qessence zachwyceni. Sprawdzą się one jako luksusowe pachnidło wieczorowe. Eleganckie, zmysłowe i nieco…. onieśmielające. Mnie – jako entuzjastę perfum – przekonały przepięknym, bogatym, ale jednocześnie bardzo harmonijnym bukietem i doskonałą jakością składników oraz najwyższym poziomem perfumiarskiego fachu. Pozostaje pogratulować perfumerii Quality, a w szczególności Pani Stanisławie, tego naprawdę udanego przedsięwzięcia.
nuty głowy: szafran, kolendra, cynamon, rumianek, aksamitka, pomarańcza, cytron (cedrat)
Nuty serca: róża damasceńska (absolut), żywica elemi, ylang ylang, jaśmin, tatarak, irys
Nuty bazy: kadzidło (olibanum), paczula, mech dębowy, piżmo, oud (żywica agarowa), wetiwer, drzewo sandałowe, cedr wirgiński, benzoes, wanilia, kaszmeran, czystek (labdanum), cypriol (indyjski papirus)
twórca: Jean-Claude Astier
rok wprowadzenia: 2011
moja klasyfikacja: luksusowo pachnące, eleganckie, raczej wieczorowe, zmysłowe, orientalne pachnidło dla obu płci
moja cena w skali 1-6: kompozycja: 5/ moc: 6/ trwałość: 6/ flakon: 4
fqjcior, sugestywny opis 🙂 A co do flakonu, to jakoś nie wiedzieć czemu dość często perfumy z „essence” w nazwie, są utrzymane właśnie w zielonej lub jasnej kolorystyce. Może to jakiś rodzaj skojarzenia?
Dzięki Belor. Łatwiej o sugestywny opis, gdy i perfumy są sugestywne i inspirujące, a Qessence takie właśnie są. Można nie lubić tego typu pachnideł, ale nie sposób odmówić im jakości i charakteru. Choć ja akurat lubię takie orientale 🙂
Wraz z czasem jakoś tak wszyscy ewoluujemy w stronę cięższych i bardziej złożonych klimatów 😉
zapach przecietny mimo bogactwa dobrych skladnikow. na bogato nie zawsze znaczy dobrze, niestety
Zgadzam się co do ostatniego zdania. W tym jednak przypadku jest wg mnie i bogato i dobrze.
dla mnie bardzo srednio. zreszta, rozmawialem w Quality i zapach srednio sie podoba klientom. zbyt duzo w nim wszystkiego co powoduje ze efekt koncowy jest taki jaki jest.
No jest to rzeczywiście specyficzny typ zapachu, w którym nagromadzenie składników jest ogromne i to się czuje, ale mimo wszystko wg mnie trzyma się to wszystko „kupy”. Nosiłem Qessence kilka dni i czułem się w nich pozytywnie, tylko kluczem jest ta oszczędna aplikacja.
hmmm… naprawdę jest tak dobry?
i aż tak przesycony, a przez co podobny do Gold Amouage? w końcu to ulubiony zapach Pani Stanisławy, więc wiemy do czego dążyła… ale poniekąd uważam, że decydowanie się na debiut w tak specyficznym ujęciu za bardzo odważne posunięcie…
Z dzisiejszej perspektywy ja sobie innego debiutu nie wyobrażam. Jak inaczej miałyby pachnieć perfumy Missala, jeśli nie w ten właśnie sposób 🙂
z naszej perspektywy to naturalne i zrozumiałe, ale widać klienci perfumerii nie podzielają entuzjazmu… nie da się ukryć że dla Quality to była kwestia prestiżu i budowania wizerunku… ale nie oszukujmy się… tu przecież chodzi o sprzedaż i zyski, więc w tym kontekście ich posunięcie co do obranego kształtu Quessence może budzić pewne wątpliwości…