Moda na oud w perfumach niszowych ma się raczej ku schyłkowi. Mam wrażenie, że w tej tematyce bardzo wiele już zostało w perfumach „powiedziane”. Ta świadomość towarzyszyła również Monie Di Orio podczas pracy nad jej własnym pachnidłem z żywicą agarową w roli głównej (innej roli oud w perfumach raczej nie będzie spełniał, ze względu na swój bardzo dominujący charakter). Perfumiarka postanowiła postawić na dwa aspekty, które miały odróżnić jej perfumy od innych „oudowców”: wyjątkowej jakości olejek oudowy oraz niecodzienne połączenie go z absolutem z chińskiego osmantusa, który sam w sobie pachnie jak skrzyżowanie jaśminu i konfitury morelowej.
Mona długo szukała naturalnego oudu do swoich perfum. Wg niej na rynku składników jest bardzo wiele agaru kiepskiej jakości, a wielu producentów stosuje po prostu syntetyczną bazę lub składniki oudopodobne, które są tańsze, i z którymi łatwiej się pracuje, ale które są za to zdecydowanie uboższe w zapach i mniej fascynujące. W końcu trafiła na próbkę olejku z oudu z Laosu (18 tys euro za 1 kg!), który urzekł ją swym pięknem i bogactwem. Ten olejek oudowy właśnie znalazł się w jej ekskluzywnych perfumach. Jak sądzę dlatego właśnie Oud kosztuje trzykrotnie więcej niż inne perfumy Di Orio, a trzeba wiedzieć że w ogóle zawartość naturalnych ingrediencji w perfumach Di Orio jest wysoka (min 50% esencji pochodzi z naturalnych składników). Mona przyznała, że pracowała nad tą kompozycją bardzo długo, co spowodowane było głównie tym, że naturalny olejek oudowy to ingrediencja bardzo wymagająca i trudna w zastosowaniu.
Oud uderza nozdrza praktycznie zaraz po aplikacji perfum na skórę. Jedynie dosłownie przez pierwszych kilka sekund wyczuć można obecne w głowie cytrusy, a a przede wszystkim zielone petit grain. Zaraz potem pojawia się on. Potężny, powalający główny bohater tej opowieści. Oudh. Na tym etapie to perfumy trudne i bezkompromisowe. Wyczuwam tu przede wszystkim zwierzęce aspekty agarowego olejku – coś jak mieszanka cywetu i castoreum. Skatoli i amoniaku. Fekaliów (mniej) i potu (bardziej). Jest więc to mieszanka iście powalająca i nie każdy nos jest w stanie ją zaakceptować. Ale w perfumach Mony czas to jeden z podstawowych czynników. W miarę jego upływu – już po ok. pół godziny od aplikacji, zapach osiada wygodnie na naskórku, zaczyna pachnieć bardziej komfortowo, pikanterią oudowej żywicy. Nuty animalne nikną, zapach nieco łagodnieje, wychodzą na przód nuty drzewne. W sercu dołącza prawdopodobnie absolut osmantusa, który łagodzi ostrość agarowej żywicy (można wyczuć jakby miodową nutkę), tępi jej nieprzejednane ostrze. W bazie czujemy piżmo i ambrę. Zmysłowo, ciepło i wciąż nieco organicznie.
Nie mam wątpliwości, że Oud Mony Di Orio to jedna z najciekawszych i najbardziej bezkompromisowych (obok Oud 27 Le Labo) interpretacji tego składnika w perfumerii. To jednak mimo wszystko perfumy trudne, bardzo wymagające i zupełnie niekomercyjne, a do tego – ze względu na, jak sądzę, cenę głównego składnika – wyjątkowo drogie.
Tylko jakie to teraz ma znaczenie?
nuty głowy: żywica elemi z Filipin, zielon mandarynka z Kalabrii, liść gorzkiej pomarańczy z Paragwaju,
nuty serca: paczula z Indonezji, absolut osmantusa z Chin, Nagarmotha z Indii,
nuty bazy: drewno cedrowe z Atlasu, oud z Laosu, piżmo, szara ambra
cdn.
Nagarmotha to nie cyprys tylko cibora czyli papirus ! 🙂
Niewykluczone. A źródełko byś podał, bo ja coś nie mogę znaleźć?
Nagarmotha
Cyperus rotundus, znany również jako motha (hindi) mustaka lub musta (sansk.) lub nutgrass
Tę niewielką, aromatyczną roślinę najłatwiej spotkać nad rzeką. Uwielbia wilgotne środowisko i doskonale sprawdza się w leczeniu „wilgotnych” chorób. Charakteryzuje się właściwościami wysuszającymi i antyspazmatycznymi.. Doskonale wpływa na układ trawienny oraz żeński układ rozrodczy……
Super. Zdecydowanie jednak nie cyprys. Cyperus. Poprawione. 🙂