Jest w perfumach Annick Goutal coś, co mnie zachwyca za każdym razem, gdy je wącham. Jest w stylu Isabelle Doyen – perfumiarki Goutal – jakiś element, który jest bliski moim zapachowym gustom. Najnowszy zapach Mon Parfum Cheri, par Camille jest tego najlepszym przykładem, mimo że stylistycznie odstaje on współczesnych propozycji marki, nawiązując bardziej do klasyków Annick Goutal sprzed lat. Jest też swoistym hołdem Camille Goutal dla swej matki Annick (lata temu Annick dedykowała perfumy Petite Cherie swojej córce).
Te perfumy mają swoją historię. Zainspirowane zostały bowiem pachnącym „konkretem'”, który wiele lat temu francuska pisarka Colette podarowała Annick Goutal. Ten pachnący drzewnie specyfik przetrwał do dziś dnia nie tracą swego zapachu i zapoczątkował prace nad Mon Parfum Cheri.
Po raz pierwszy od czasu, gdy zetknąłem się z Dior Homme, mam okazję poznać perfumy, w których nuta irysa jest dokładnie taka, jaką lubię. Bo nie będzie przesadą, jeśli napisze, że Mon Parfum Cheri (wersja EDT) jest głównie o irysie, który autorka wzbogaciła o jakże ostatnio modną nutę fiołkowych liści, a całość kompozycji oparła na jakże solidnej podbudowie z paczuli, czyniąc z niej drugi podstawowy składnik kompozycji. Zapach otwiera się właśnie cudną niesamowicie „papierową”, dosłownie zatykającą dech, intensywną nutą irysa. Pachnie to tak, jakby z Dior Homme odjęto całe to sławetne pudrowe otoczenie. Suchy, szorstki, nieco jakby zamszowy i nad wyraz męski (!) irys powalił mnie i zauroczył! Te perfumy pachną w pierwszym etapie jak stronice starej księgi i muszę przyznać, że bardzo mi się to podoba. Jednak to nie wszystko. Pachnidło, stylistycznie „zapatrzone” w wielkie damskie szypry przeszłości, stopniowo, subtelnie i bardzo dostojnie ewoluuje od wspomnianego irysowego początku poprzez nieco owocowe (śliwka), ale przede wszystkim cierpko-zielone, fiołkowe serce. Baza to najprawdziwsza, piękna i głęboka paczula na waniliowej poduszce. Olfaktoryczne „obserwowanie” Mon Parfum Cheri na skórze to prawdziwa przyjemność połączona z podziwem dla twórcy. Nie ma w tych perfumach drogi na skróty, nie ma syntetycznych akcentów, które wskazywałyby na ich współczesny rodowód. Mają w sobie potęgę zapachów z chwalebnej przeszłości. Od strony czysto „technicznej” także nie mogę napisać nic złego (i dobrze!). Moc perfum jest więcej niż duża, projekcja świetna, a trwałość – niemal 12 godzin – powinna zadowolić najwybredniejszych.
Dla porządku wspomnę, że Mon Parfum Cheri występuje w dwóch formach: wody toaletowej i wody perfumowanej. Różni je jedynie koncentracja zapachowej esencji, jednak implikuje to nieco inny sposób rozwoju obu zapachów na skórze. Podczas gdy testowana przez mnie eau de toilette rozpoczyna sie pudrowo-irysowo, eau de parfum rzekomo ma bardziej szyprowo-paczulowe intro.
Zapach zamknięto w standardowym dla marki flakonie, tym razem w intrygującej, bursztynowej barwie. Czarna wstążka – powiem szczerze – świetnie koresponduje z dostojnym charakterem tych perfum.
nuty głowy: irys, śliwka
nuty serca: fiołek, heliotrop
nuty bazy: paczula
rok powstania: 2011
twórca: Isabelle Doyen
moja klasyfikacja: klasycystyczne, oryginalne, bardzo eleganckie i dość wymagające perfumy, nie tylko dla kobiet
moja cena w skali 1-6: kompozycja: 5/ projekcja: 5/ trwałość: 5/ flakon: 5
PS. Zapach ten – podobnie jak inne z oferty Annick Goutal – można przetestować w warszawskiej perfumerii Quality.