Poszczególnym zapachom Atelier Cologne towarzyszą osobliwe widokówki, obrazy, kompozycje złożone z rozmaitych elementów martwej i żywej natury, które wiążą się z zapachami, obrazują je lub odwrotnie – inspirują je. Są one uchwyconymi w kadrze chwilami, opisanymi w kilku zdaniach na każdej widokówce. Jedne mniej, drugie bardziej przekonujące, stanowią dość oryginalny pomysł i miły dodatek do kwintesencji, jaką są same zapachy. No właśnie, wróćmy do nich…
Grand Neroli – tu tytuł nie pozostawia złudzeń. Kwiat gorzkiej pomarańczy, w tercecie z petit grain i obowiązkową bergamotką czyni ten zapach najbliższym kolońskiej tradycji, przynajmniej w fazie górnej. Cytrusowość ze wstępu dość szybki ulatuje i zapach staje się komfortowy i ciepły od zafiksowanych w bazie typowych składników utrwalających: piżma, ambry i wanilii, które odpowiadają za lekki i ciepły finisz. Grand Neroli to taka „lightowa” wersja Orange Star Andy Tauera, APOM Pour Homme Maison F. Kurkdjian czy też Fleur Du Male JPG. Cecile Krakower stworzyła zapach dość soczysty, pełny i naprawdę śliczny. Jego zdecydowany charakter wyróżnia go od dość transparentnych i mniej zdecydowanych kompozycji Jerome’a Epinette’a i bliższy jest podejściu Ralfa Schweigera, które zaprezentował w Orange Sanguine.
góra: marokańskie neroli (kwiat gorzkiej pomarańczy), schłodzona cytryna, sycylijska bergamotka, petitgrain
serce: perskie galbanum, mech, liście brzozy
baza: białe piżmo, biała ambra, wanilia z Madagaskaru
nos: Cecile Krakower
Trefle Pur – zainspirowany zieloną wyspą i jej symbolem – czterolistną koniczyną – jest najbardziej zielonym z zapachów Atelier Cologne. Łączy woń fiołkowego liścia z czymś na kształt gorzkiego galbanum i cis-3-hexenolu, dającego efekt świeżo ściętej trawy. Początek jest bardzo zielony. W sercu ta zieloność trwa, choć nie jest już tak intensywna. Ubarwiona została neroli i goździkiem, choć mój nos absolutnie go tu nie identyfikuje. Finisz Trefle Pur charakteryzuje się nutką współczesnego białego piżma, przypominająca świeżo wyprasowaną koszulę. Koniec końców to kolejna pozytywnie wyróżniająca się kolońska w tym zestawie i chyba najlepsza kolońska kompozycja Jerome’a Epinette’a.
głowa: gorzka pomarańcza, kardamon, bazylia
serce: goździk, liście fiołka, tunezyjskie neroli
baza: paczula, mech, piżma
nos: Jerome Epinette
Bois Blonds – na koniec wg mnie najmniej interesujący i najmniej udany zapach w kolekcji . Ma on co prawda całkiem dobry, wyróżniający go, specyficzny, rześki, trochę cierpki i kręcący w nozdrzach molekułami różowego pieprzu charakter, jednakże bardzo szybko staje się nijaki i cichnie na skórze. Bo to właśnie pieprz decyduje o zadziornym charakterze Bois Blonds w pierwszych godzinach. Później pieprzowa nutka znika i właściwie nie pozostaje nic godnego uwagi. W opisie nut znajdziemy nawet kadzidło (!), jednak mój nos go nie identyfikuje. Poza tym – co to są te jasne drzewa? Pojęcia nie mam. Czegoś mi w Bois Blonds brakuje.
głowa: tunezyjskie neroli (kwiat gorzkiej pomarańczy), różowy pieprz
serce: marokański kwiat pomarańczy, kadzidło
baza: jasne drzewa, piżmo, wetiwer haitański
nos: Jerome Epinette
Podsumowując tę niecodzienną zapachową kolekcję firmy Atelier Cologne przyznam, że Sylvie Ganter i Christopher Cervase osiągnęli swój cel i stworzyli niemal raj dla miłośników lekkich (mimo wszystko) cytrusowych i zielonych, odświeżających zapachów kolońskich. Colognes Absolues z pewnością mają ponadprzeciętną dla tego typu zapachów trwałość (6-8 godzin), a każdy z nich posiada inny odcień, pozostając przy tym wiernym kolońskiej estetyce. Z dość szerokiego wachlarza chyba każdy jest w stanie wybrać coś dla siebie. Ja wybieram Orange Sanguine.