Dziś tytułem wstępu do cyklu recenzji kilka zdań nt. przyczyny moich ostatnich westchnień – perfum marki Royal Crown.
Zwykle nie mam w zwyczaju posiłkować się materiałami reklamowymi perfum. Są one często pozbawione konkretów, zbyt pełne iluzji, zbyt pompatyczne, sztuczne. Mają tworzyć otoczkę marketingową i robią to z lepszym lub gorszym skutkiem, niewiele tak naprawdę mówiąc nam o samych zapachach. Jednak zupełnie inaczej sprawy się mają w przypadku nowo poznanej przeze mnie perfumeryjnej marki Royal Crown, kontynuowanej przez spadkobiercę rodziny Viscontich, pana Antonio Martino. Inaczej tzn. jak? Ano przekonująco. Bardzo przekonująco. Oto jakie informacje znajdziemy na jego stronie internetowej:
Rodzina Viscontich pochodzi z Florencji, jednak sławę zdobyła we Francji początku XX wieku jako producent rękawiczek i perfum. Wg Antonio Martino – obecnego właściciela szacownej marki – tworzenie perfum jest jak marzenie. Twórca wyobraża sobie zapach oraz kojarzy smak i dźwięk, jaki ten zapach będzie posiadał. Nie wącha, nie próbuje, tylko po prostu spisuje formułę na papierze tak, jakby tworzył dzieło muzyczne. Twierdzi, że na tym etapie dokładnie wie, jak perfumy będą pachnieć. Przypomina to komponowanie muzyki. Każdy składnik ma określony ton. Twórca może stworzyć z tych tonów zarówno niebiańską melodię, jak i marsz żałobny.
Perfumy Royal Crown przechodzą kilka faz produkcji, m.in. macerację składników (inne dla różnych typów składników: drzew, przypraw, żywic, korzeni itd.), a następnie ich mieszanie i dojrzewanie mieszanki w ciemnościach i ciszy. To pozwala Royal Crown osiągnąć olfaktoryczną perfekcję i cel, jakim jest najwyższy poziom jakości perfum i ich unikalność. Perfumy Royal Crown są triumfem artystycznego rzemiosła posuniętego do granic doskonałości, ekskluzywności i artyzmu.
I gdybym nie powąchał, to bym w to wszystko nie uwierzył… Oczywiście domyślam się, że nie tylko Royal Crown produkuje swe pachnidła w tak wyrafinowany sposób. Ale są one dla mnie jawnymi dowodami na to, że powyższy tekst to nie są czcze przechwałki czy inny reklamowy bełkot albo dorabianie ideologii czy dodawanie nimbu artystyczności. Bowiem dawno, bardzo dawno już żadne perfumy nie pozostawiły mnie w niemym zachwycie, szukającego własnej szczęki na dywanie. Choć na chwilę zapomnijmy o Serge’u Lutensie, Lorenzo Villoresim, zapomnijmy o Parfume d’Empire, o Creed, zapomnijmy wreszcie nawet o Amouage, bowiem:
Czas na ROYAL CROWN
By jakoś umiejscowić Royal Crown na zapachowej mapie posłużę się słowem klasycyzm. Tak – to pod względem olfaktorycznym perfumy klasycystyczne. W odróżnieniu od neoklasycyzmu Parfum d’Empire, rustykalnego naturalizmu Villoresiego, czy awangardy Oliviera Durbano bądź neo-orientalizmu Amouage. Zapachy Viscontiego kontynuują wspaniałą tradycję włoskiej perfumerii opartą na doskonałej jakości naturalnych składnikach i tradycyjnych tematach – kwiatów, tytoniu, cytrusów, piżma, żywic, balsamów.
Royal Crown to dla mnie od dziś synonim najwyższej jakości i artystycznej perfumerii bez granic. Te pachnidła (to zdecydowanie najlepsze tu określenie, słowo perfumy zabrzmi zbyt mało pompatycznie) są po prostu niewiarygodne i piszę to z pełną odpowiedzialnością kogoś, kto troszkę już w życiu przewąchał. Obcowanie z nimi to, dla kogoś takiego jak ja, niewysłowiona radość podziwiania tych wspaniałych olfaktorycznych arcydzieł, w których granice wyznaczył sam artysta swoją wizją i talentem.
Te niezwykłe zapachy wymagają niezwykłej oprawy. Taką niewątpliwie są ozdobne, ręcznie robione flakony wykonane z florenckiego szkła, zwieńczone także ręcznie wykonywanymi zatyczkami w kształcie korony z zielonymi (zapachy sugerowane mężczyznom) lub purpurowymi (zapachy sugerowane kobietom) inkrustacjami. Najnowsze perfumy marki – Celebration – o których w jednym z kolejnych wpisów – zamyka korona z barwami włoskiej flagi, a sam zapach jest postrzegany przez Martino jako uniseks. Fakt, że pachnidła Royal Crown można przetestować lub nabyć w polskiej perfumerii Quality z pewnością zelektryzuje co bardziej zasobnych wielbicieli i koneserów perfum. Prawdą jest bowiem, że zapachy te zajmują górną półkę cenową (opakowanie ma na to z pewnością niemały wpływ), ale charakteryzują się przy tym absolutnie bezkompromisową jakością.
W kolejnych wpisach zaprezentuję swoje wrażenia na temat pachnideł Royal Crown. Nie tylko tych męskich, bo gdybym ograniczył się do nich, byłbym po prostu niesprawiedliwy wobec pozostałych, równie genialnych 🙂 Samo obcowanie z nimi, kontemplowanie ich gwarantuje olafktoryczne doznania najwyższych lotów.
No zobaczymy, zobaczymy…
Być może będzie okazja kiedyś nabyć chociaz 10 ml 🙂 Czekam na recenzje.
Np. sosna jest drzewem jasnym a dąb drzewem ciemnym.