„Brut (Classic)” Faberge Eau de Cologne

Czy można znaleźć coś bardziej męskiego, samczego, klasycznego i ponadczasowego niż proste, „zwykłe” fougere z 1964 roku firmy Faberge? Chyba tylko stary dobry Old Spice ma tu szanse. Niemniej – po zapoznaniu się z Brutem kilka kwestii się w mej zapachowej pamięci ułożyło. Nie zapominając o praojcu wszystkich męskich pachnideł – Fougere Royale – przyznać muszę, że Brut ma wszelkie znamiona nieśmiertelnego męskiego klasyka. Nie wiem, na czym to polega, ale ten zapach to facet w butelce. Ni mniej, ni więcej. Bez wodotrysków, za to solidnie i prostolinijnie. Po testach mogę stwierdzić, że to nie Houbigant Fougere Royale, nie Paco Rabanne Pour Homme ani nie Azzaro Pour Homme, tylko właśnie Brut Faberge był niewątpliwie główną inspiracją Bertranda Duchaufoura, gdy ten pracował nad wspaniałym Sartorialem dla Penhaligon’s. Doprawdy zadziwiająco wiele łączy te dwie kompozycje.

Brut rozpoczyna się tym, co w końcu, z czystym sumieniem, mogę nazwać zapachem balbierza. Woń, jaką zapamiętałem z dziecięcych wizyt u fryzjera. Nie wiem, jak pachnie tam dziś, bo nie korzystam z tego typu usług, że tak powiem, siłą rzeczy 😉 Ale tak pachniał fryzjerski zakład jeszcze 25 lat temu.

Bardziej konkretnie we wstępie mamy tu mieszankę bazylii z lawendą i anyżem w rolach głównych. Ten tercet dominuje nad obecnymi w otwarciu składnikami cytrusowymi, choć mają one swój udział w pewnej soczystości akordu głowy. Oczywiście nie znajdziemy tu żadnych kolońskich akcentów. W końcu to prawdziwe fougere! Jedynie właśnie na początku Brut zdaje się być nieco soczysty. Późniejsze etapy subtelnego rozwoju zapachu najlepiej opisują przymiotniki: suchy, mydlano-pudrowy. Na pewno nie przytłaczający. W sercu najwyraźniej daje o sobie znać geranium. Przy odrobinie skupienia poczuć można także miodowy ylang-ylang, ale bardzo delikatny. Baza zaś to kwintesencja tej mikstury. To obecność wyraźnej nuty mchu dębowego oraz tonki i wanilii powoduje tę niezwykłą balbierską aurę, którą niektórzy opisują jako woń pudru talkowego.

Projekcję Bruta oceniam na średnią (wbrew obawom nie okazał się „killerem”), zaś jego trwałość – nieco zbyt krótką – na około 5 godzin. Tyle mniej więcej cieszyć się możemy wyrazistą wonią. Później pozostaje już tylko lekkie, tonkowe wspomnienie. Jednak w przypadku Bruta – pachnidła, którego 88 ml butlę nabyć dziś za 30-35 zł, nie będę robił z tego zarzutu. Wystarczy ponowna aplikacja i znów możemy cieszyć się jedynym w swoim rodzaju aromatem… Jeżeli jednak poszukujemy czegoś w tym samym klimacie, ale bardziej wykwintnego, mocniejszego i trwalszego -rzeczony Sartorial będzie idealnym odpowiednikiem.

Wg jednego z obcojęzycznych blogów perfumowych to właśnie widoczna poniżej wersja Brut zwana Classic, w zielonej, szklanej butelce, jest legendarnym zapachem, aczkolwiek odartym nieco z mocy i trwałości, którą miała w latach swej świetności. Zaś dostępna masowo wersja w plastikowej butelce to z kolei zubożona wersja Bruta – podobna, ale zdecydowanie gorzej i słabiej pachnąca. Warto wiedzieć o tym, jeśli już zdecydujemy się zapoznać z tym legendarnym zapachem.

Flakon jest bardzo charakterystyczny. Zielone szkło, butelka kształtem przypominająca raczej jakiś alkoholowy drink niż perfumy. Najsłabszym punktem pod względem designu jest toporna plastikowa zatyczka i oldskulowy atomizer, choć trzeba mu oddać, że swa podstawową funkcję spełnia póki co bez zastrzeżeń.

Co zaskakujące dla mnie – Brut spodobał mi się! Miałem spore i dość irracjonalne obawy przed spotkaniem z nim. Okazały się – na szczęście – płonne. Zapach nieźle zniósł próbę czasu i pozostaje wciąż synonimem dyskretnej męskości.

 

 

nuty górne: lawenda, anyż, cytryna, bazylia, bergamotka,

nuty środkowe: geranium, ylang-ylang, jaśmin

nuty dolne: drewno sandałowe, wetiwer, paczula, mech dębu, wanilia, tonka

twórca: Karl Mann

rok wprowadzenia: 1964

moja klasyfikacja: surowy, uniwersalny, ponadczasowy, ultramęski fougere; raczej dla dojrzałych mężczyzn, pewnych siebie, ale nie chcących narzucać swego zapachu otoczeniu,

ocena w skali 1-6: kompozycja: 4/ moc: 4/ trwałość: 3/ flakon: 3

 

35 uwag do wpisu “„Brut (Classic)” Faberge Eau de Cologne

  1. czytajac temat dzisiejszej opinii przypomnial mi sie moj ojciec…pachnacy Brutem….oprocz jakiejs wody kolonskiej, ktorej rowniez uzywal a ktorej nazwy nie pamietam Brut byl czescia mojego dziecinstwa….przyjemny, stabilny i dajacy poczucie bezpieczenstwa…

      1. Bruta pamiętam z 1979, miałem wtedy 16 lat, był marzeniem.. pamietam, że Old Spice 100ml kosztował 3,20$ a 45 ml Bruta 6$, koszmarnie drogo to było, ale miałem:) kartonik był bury, nie zielony, z czarną niby klepsydrą, która stanowiła zamknięcie.
        Jezu, jak to pachniało wtedy 🙂
        dzisiejszy zapach mam wrażenie jest uboższy, jak y bardziej płaski.
        Pojawiały się różne odmiany, wspomniany Brutt33 i niewspomniany Brut Musk o bardziej ciężkim zapachu ale o tej samej nucie.
        Tak się zabawnie złożyło, ze dostałem szklaną butle Bruta wczoraj przywiezioną aż z Dubaju:) nietypowa pojemność bo nie 88 a 100ml i w plastikowym przezroczystym pudełeczku, ale w wytłoczoną wspomniana wcześniej „klepsydrą”.
        użyłem, ładnie pachnie, ale pamiętam go nieco inaczej, trwałość tez była lepsza, ale wtedy to było Faberge, a dziś?
        btw.
        a gdzie można kupić i ile kosztuje wspomniany Sartorial?

        pozdrawiam

  2. Ponoć jeden z ulubionych zapachów Arnolda-co do szaty graficzne-w starej lepiej się czytało-ta męczy oczy

    1. Arnolda? Potrafię to zrozumieć 🙂 Co do szaty graficznej – też nie jestem przekonany. Wracam więc do poprzedniej 🙂 Chyba, że … 🙂

  3. Niemalże czuję ten zapach, siedzi w pamięci całe lata, a kojarzy mi się z wczesnym niedzielnym rankiem, kiedy siedziałam przy dziadku i obserwowałam jak się goli a potem w całym domu pachniało albo Brutem właśnie, albo czymś innym,czego nazwy nie pamiętam, w butelce oplecionej jakby słomą 😉
    Tęskno mi za Old Spice Original…

    1. Miłe wspomnienia 🙂 Ta butelka opleciona słomą to była – o ile mnie pamięć nie myli – ówczesne opakowanie „Przemysławki”, polskiej wersji wody kolońskiej.
      Old Spice chyba wciąż do kupienia na alle. Na pewno pachnie tak samo. Wydatek wielki nie będzie, a frajdy sporo. 🙂

  4. Jeszcze przypomniało mi się że miała bordowy korek, ta słomianka , a kształt butelki był podobny do spłaszczonej oranżadówki 😉
    Zerknęłam w google i tak, to Prastara była 😀
    Chyba rzeczywiscie kupię sobie tego Old Spice’a, ot tak powąchać sobie czasem będzie miło 😀

  5. Oznajmiam Wam co następuje:
    1) Parę lat temu firma Florina została kupiona przez Bielendę
    2) Produkcja Prastarej została wstrzymana około 6 lat temu
    3) Wznowiono produkcję Prastarej około 4 lat temu w unowocześnionej butelce – bardziej smukła, ale nadal w wiklinowym oplocie (nabyłem :))
    4) Około 3 lat temu zaprzestano definitywnie produkcji Prastarej, pomimo mojej rozpaczliwej interwencji ://
    Tak się mają rzeczy na dzień dzisiejszy. Mam nadzieję, że Prastara jeszcze powróci. Być może Prastara to najstarsza produkowana woda kolońska, bo receptura pochodzi ponoć z 1682 roku!!!

    1. Szkoda, że tak potoczyły się losy tego zapachu. Pozostaje trzymać kciuki za jego powrót! Na czym polegała Twoja „rozpaczliwa interwencja”?

  6. Na wystosowaniu długiego listu do Bielendy, że co i jak, że to stara marka, że podrabiana w Stanach do dziś (to fakt), że można markę doinwestować i zrobić z niej prawdziwą, luksusową perełkę, itd. Na razie trzymam moje zapasy w lodówie, co jakiś czas sobie chlapnę na łapkę 😀
    Oto podróba za ciężkie zielone!

    1. Wow! Nie miałem pojęcia, że jest podrabiana w USA. A co do wypromowania jej jako luksusowej perełki, zgadzam się. Widocznie Bielenda nie poczuł potencjału Prastarej. Szkoda. W każdym razie chylę czoło przed Twym zaangażowaniem. Brawo!

  7. Tak, tak: całe 164 zielone, jak młoda trawka, za butelczynę. U nas śmigała ostatnio za 30-40 nowe złote.

  8. Z tym „wypłynięciem” receptury P. do Stanów, to jakiś grubszy przekręt chyba. Ciężko ogarnąć, co i jak. Podobnie z pochodzeniem pierwotnej receptury – gdzie jest oryginał?! Badam tę sprawę dłuższy czas.

  9. Witam ponownie,

    tak na bazie reminiscencji, chętnie poczytałbym o starym zapachu Bacchus Coty, 40 lat temu to był luksus na miarę Bruta, ale nic nie mogę znaleźć w necie, więc może Ty co coś wiesz?

    pozdrawiam

      1. mocno falliczna nawet w nawiązaniu do konia trojańskiego, szczególnie w ostatniej sekwencji:) ale taka była reklama w tamtych czasach.
        w latach 70 w polskiej telewizji leciała inna reklama Bacchusa, była tez reklama Masumi i One Man show Bogarta:) wtedy kiedy 20$ to była niezła pensja…
        nie musze dodawać, ze produkty dostępne były za dolary ewentualnie bony PeKaO w placówkach typu PeWeX i Baltona 🙂
        a co do samego zapachu pamiętam go jak przez mgłę, ale wtedy to był cud..

  10. Bacchus był w tamtych latach zapachem wyjątkowym. Niezwykle intensywny, b. wyróżniający się „w tłumie”, rzekłbym – gęsty. Niestety, uwielbiali go wszelkiego rodzaju kolorowi studenci, szczególnie arabowie – Libijczycy. Oni wręcz wylewali go na siebie butelkami. We wczesnych latach 80-tych stać ich było na takie fanaberie. Bacchus występował (AFAIR) w kilku różnych opakowaniach, jako cologne, after shave, krem do golenia, dezodorant i coś do włosów. Moje wrażenie jest odmienne niż Kol. Pawła – nie był aż tak „zły” 🙂 To był zapach absolutnie wyjątkowy, coś takiego, co albo się uwielbiało, albo nienawidziło.

    1. Jeśli Bacchus był rzeczywiście zapachem […], to ja podziękuję za testowanie go. Co do wody Brut to spodziewałem się trochę innego zapachu, kupiłem w ciemno i się zawiodłem – zbyt dużo jakiejś anyżowo-cynamonowej nuty, Sartorial pachnie już lepiej, szlachetniej, ale to ciągle nie moje klimaty, choć lubię stare, klasyczne zapachy. Recenzja bardzo ciekawa, miło się czytało.

Dodaj odpowiedź do cafedelmar Anuluj pisanie odpowiedzi