Zapachy wywodzące się z pachnącej kolekcji Frederica Malle to dla mnie jako perfumisty obiekt jakiegoś surrealistycznego pożądania. Ale czemu tu się dziwić? Legenda i entourage marki, a także lista płac bardzo do mnie przemawiają. Zamiast wodotrysków, niszowej pretensji i dorabiania ideologii znajduję tu czystą i niczym nie zmąconą sztukę zapachu w wykonaniu absolutnej ekstraklasy perfumiarstwa. Jednakowe flakony z identycznymi etykietami, różniącymi się jedynie wydrukowanymi na nich nazwami kompozycji oraz imionami i nazwiskami ich autorów. Bo tu liczy się tylko i wyłącznie zawartość, i …. nazwisko twórcy perfum. Frederic Malle już na zawsze pozostanie tym, który po raz pierwszy w tak spektakularny i skuteczny sposób wyciągnął z cienia żywych ludzi stojących za pachnącymi miksturami. Nie dość tego. Każde stoisko z kolekcją Malle ozdobione jest portretami twórców. W efekcie mamy wrażenie, jakbyśmy mieli do czynienia ze swego rodzaju celebrities. Tak w istocie jest. To celebrities świata perfum w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Bigarade Concentree podpisane przez Jean-Claude’a Ellenę charakteryzuje jego typowe podejście do tematu. A tematem jest zgodnie z nazwą – kwiat gorzkiej pomarańczy. Minimalizm i prostota. Subtelność i zwiewność, przy bardzo średniej trwałości. Chwilami – w fazie serca – podobieństwo do Voyage d’Hermes, a także do cytrusowo-zielonej części natury Declaration Cartiera. Tu oczywiście nie znajdziemy tego przecudnego bukietu musujących przypraw. Miast tego mamy niesamowicie realistyczną woń gorzkiego cytrusa, zręcznie podbudowaną różanym sercem, a wszystko to na rzekomo cedrowo-trawiastym rusztowaniu. Przyznam, że nie spotkałem się dotąd z tak pachnącym kwiatem pomarańczy. Jest jednocześnie zielony, gorzkawy i cytrusowy. Spodziewam się, że Ellena wykorzystał tu specjalnie dla niego pozyskany w laboratorium izolat, z czego jest znany i m.in. dzięki czemu jego perfumy pachną tak charakterystycznie i inaczej niż cała reszta. Bigarade Concentree – czego można się spodziewać – przebiega dość liniowo, będąc na początku niezwykle soczystym, gorzkawym cytrusem, w środku nie tracąc cytrusowości ale stając się nieco zielonym, by zniknąć bez klasycznie pojętej bazy. Przynajmniej na mnie. Mimo całego uroku Bigarade Concentree sprawia wrażenie co prawda zręcznej, ale jednak tylko wprawki Maestra przy użyciu wyselekcjonowanych wg jego zaleceń w laboratoriach Grasse składników najwyższej jakości. No i to słowo concentree w nazwie jest co najmniej nie na miejscu. Jeżeli to jest concentree, to strach pomyśleć, jakie byłoby non-concentree. Miłe to pachnidełko, jednak do przesady minimalistyczne. Ellena chyba przesadził tu z oszczędnością stylu. Zdecydowanie wolę Declaration – jako perfumy genialne od początku do końca.
góra: gorzka pomarańcza
środek: róża
baza: cedr, trawa
nos: Jean-Claude Ellena
rok: 2003
moja klasyfikacja: idealne na wiosnę i lato pachnidło zielono-cytrusowe dla panów ceniących subtelny minimalizm i mających gruuuby portfel 😉
ocena w skali 1-6: kompozycja: 4/ moc: 3/ trwałość: 3/ flakon: 4
Szkoda, że pod taką genialną marką i nazwiskiem nie wyszedł majstersztyk psrtykający w nos Cartiera i jego Declaration, które IMO jest genialne 😉 Pozostaje cieszyć się z Declaration, które puszcza Nas z torbami…
*nie puszcza 😉
a może Ellena machnął kolejny zapach od niechcenia?
widzę, że jego „minimalizm” zaczyna przybierać niepokojącą mnie formę…. jeszcze trochę i zacznie robić perfumy jednoskładnikowe…