Le Labo Oud 27

Na oficjalnej stronie Le Labo napisano, że „Wyjaśnianie zabija sztukę”. Coś w tym jest. Sztuka musi zawierać tajemnicę. Musi być niedopowiedziana. Musi pozostawiać pole do własnych interpretacji, wyobraźni i – przede wszystkim – musi być postrzegana bardziej zmysłami, a mniej rozumem. Perfumy jako dzieła sztuki są doskonałym tego przykładem. Opisywanie perfum, ich „wyjaśnianie”, jest więc formą zabijania sztuki. W pewnym sensie…

Zabijmy więc coś 🙂

Le Labo to marka kultowa. To „nisza w niszy”, jeśli można użyć takiego określenia. Nowojorska firma prowadzona przez francuskich perfumiarzy tworzy ekskluzywno-offowe produkty. W nowojorskim laboratorium powstają absolutnie unikatowe pachnące mikstury. Obecnie w portfolio tej marki znajduje się 18 kompozycji, w tym 6 w cyklu tzw. „miejskim” – dedykowanym sławnym metropoliom świata.  Każda kompozycja bierze swój tytuł z głównego składnika – tematu oraz liczby określającej ogólną liczbę użytych składników. Kompozycje złożone są czasem z zaledwie kilku (!), kilkunastu, a najczęściej kilkudziesięciu ingrediencji najwyższej jakości. Zamawiając perfumy w Le Labo zostają one przelane ze zbiornika do flakonu dopiero po zamówieniu, po czym na flakon naklejana jest etykieta z nadrukowanym imieniem, jakie zażyczy sobie klient. Sprytne i ujmujące. Sprzedawane pojemności to – uwaga – 15 ml, 50 ml, 100 ml i 500 ml, a nawet 1 l (!).

Dla entuzjasty perfum, za którego uważa się niżej podpisany, obcowanie z pachnidłem Le Labo to przeżycie powodujące wrzenie krwi w żyłach (albo lepiej – w błonach śluzowych nosa :-). Traf chciał, że swoją przygodę z Le Labo zacząłem od wysokiego C…

Oud. Aoud. Oudh. Jak kto woli. Albo po prostu zainfekowane grzybem drzewo aloesowe/ agarowe.

Drzewa agarowe rosną głównie w południowo-zachodniej Azji. Najwyżej cenione – w Laosie, Wietnamie i Kambodży, a także w indyjskiej prowincji Assam.

Jak powstaje aromatyczny olejek oud?

Drzewo aloesowe zostaje zainfekowane przez pasożytniczy grzyb/ pleśń (Phialophora parasitica). W efekcie obrony przed tym atakiem drzewno zaczyna produkować aromatyczną żywicę. Infekcja musi zajść wielokrotnie, by doszło do wyprodukowania odpowiedniej ilości żywicy. Końcowy efekt to – niestety – śmierć drzewa, z którego następnie tę żywicę się pozyskuje. Tę z kolei poddaje się destylacji w celu uzyskania cennego pachnącego olejku. W efekcie powstaje półpłynna nieprawdopodobnie pachnąca substancja, mająca od setek lat zastosowanie w pachnidłach i kadzidłach azjatyckiego pochodzenia. Drzewo aloesowe z natury rośnie kilkaset lat (!) i to głównie dlatego (obok niesamowitego zapachu) pozyskiwany z niego olejek uważany jest za najcenniejszy na świecie.

Oud to składnik ostatnio nadzwyczaj popularny, także w europejskiej perfumerii. W mainstreamie ukazał go światu Tom Ford w magicznym M7 Yves Saint-Laurenta (autorstwa tandemu Cavallier/ Morillas). Poza tym pojawia się głównie w niszy – 10 Corso Como, oudowy cykl M.Micallef, Amouage, seria oudów Montale, private blend Toma Forda i wiele innych.

Oud w wydaniu Le Labo nazwać muszę surowym i powalająco mocnym. Pozostałe użyte w tej kompozycji składniki na pewno nie przykrywają głównego bohatera, a jedynie wspierają go, czynią może nieco bardziej „przystępnym”. Początek bliski jest Corso Como 10, tyle że jest to Corso Como x 100. Intensywny początek ma charakterystyczną kwaśną nutkę – jak to ktoś określił – „kocich sików”. Na próżno szukam tu podobieństw do M7. Nie ma ich. Woń jest ciężka, absolutnie nieperfumowa, śmierdząca wręcz, ale w jakiś sposób fascynująca. Oud majestatycznie rozwija się na naskórku, z czasem przeistaczając sie w pikantne drewno. Jest coraz piękniej. Wreszcie finisz – po jakichś 2 godzinach – utwierdza mnie w przekonaniu, że w M7 faktycznie jest agar. Charakterystyczna, z niczym nie porównywalna nutka, tak trudna do opisania, jak trudnym w ogóle składnikiem jest żywica agarowa. Jest jakby pieprzowo-drewniano-balsamiczna. Snuje się za człowiekiem jak cień. To po prostu trzeba poczuć. Opisać adekwatnie jest niezmiernie trudno. Ten wytrwany, głęboki, nieco mroczny i wymagający aromat jest dla entuzjasty perfum tym, czym dla smakosza brandy Cardinal Mendoza, a dla palacza cygar Davidoff. To prawdziwa olfaktoryczna uczta zmysłów.

Jestem pod dużym wrażeniem.

główne nuty: oud, cedr z Atlasu, kadzidło, paczula, szafran, drewno gwajakowe

twórca: Vincent Schaller

5 uwag do wpisu “Le Labo Oud 27

  1. Ostatnio mnie jakoś naszło na Le Labo i siędzę i czytam wszystkie Twoje opisy ich zapachów 🙂 Chyba się skończy na zamawianiu próbek 😉

    1. Cieszy mnie Twoje zainteresowanie zapachami Le Labo. O jednym mogę Cię zapewnić – są wybitne, przynajmniej kilka z nich to zupełnie niesamowite zapachy. Szczególnie polecam Oud, Vetiver, Patchouli, Labdanum, Santal. Bardzo dużo dobrego czytałem o Rose, ale tego niestety jeszcze nie poznałem. Gdybyś w razie robił zamówienie, daj znać, jeśli nie masz nic na przeciw, także zamówiłbym ze 3 próbki…

Dodaj komentarz