Olivier Durbano „Promethee”

Najnowsza perfumowa propozycja Oliviera Durbano powstała przy okazji jubileuszu 10 lecia istnienia marki i jest dziesiątym pachnidłem w kolekcji Parfum de Pierres Poemes. Mogłaby być więc czymś na kształt podsumowania dotychczasowego dorobku twórcy, jednakowoż nim nie jest. Jest za to stuprocentowym dowodem na to, że Durbano zmienił kierunek olfaktorycznych poszukiwań, czego zapowiedzią był już zresztą poprzedni zapach – Lapis PhilosophorumMniej więcej rok temu recenzowałem go na blogu. Wedle deklaracji Oliviera zamykał on kamienną kolekcję i miał stanowić jednocześnie początek czegoś nowego, swoiste tematyczne przejście. Zastanawiałem się wówczas, co też takiego Durbano szykuje na przyszłość, w jakim kierunku podąży i jakiego typu pachnidło zaproponuje nam w następnej kolejności. Promethee jest odpowiedzią na te pytania.

www_slajder_Promethe_01

Zapach – jak się można łatwo domyśleć – powstał z inspiracji mitem o Prometeuszu. Ten mityczny bohater zasłynął nie tylko ukradzeniem Atenie mądrości, ale przede wszystkim stworzeniem człowieka z gliny i łez. Tchnął w niego duszę z boskiego ognia, którego kilka iskier skradł wcześniej z rydwanu boga Heliosa. Ten święty ogień Prometeusz ukrył w kawałku drewna (rzekomo w łodydze kopru), by przekazać go później ludzkości.

koper_kozieradka1

Lapis Philosophorum był pachnidłem o żywiczno-balsamiczno-„wegetalnym” charakterze (unikam jak ognia określenia „warzywny”, bo w kontekście perfum brzmi ono nieco dziwnie, choć skoro mamy przecież perfumy owocowe, to – szczególnie do niszy – jak najbardziej pasują perfumy warzywne!). Promethee zdaje się rozwijać tę estetykę poprzez poszerzenie jej o nowy wymiar. Z jednej strony wyrazista obecność nawiązującej do prometejskiego mitu nuty kopru oraz kozieradki – zioła znanego i stosowanego już w starożytności. Z drugiej zaś towarzysząca im w fazie serca,  oryginalna i niespotykana w perfumach, mineralna, lekko słona i jednocześnie jakby nieco dymna, czy raczej płomienista woń, podobna do tej, jaką wydzielają palone zimne ognie. Jakby rozgrzany krzemień. Ta nuta szybko staje się centrum zapachu i w towarzystwie wspomnianego duetu kopra i kozieradki, podbudowana subtelnymi nutami drzewnymi i żywicami tworzy charakterystyczną woń Promethee, która trwa na skórze przez większość czasu. W ten sposób prometejski mit z przewodnimi motywami ognia, koprowej łodygi i gliny znajduje odzwierciedlenie w zapachu, który jest błyskotliwą i prawdziwie artystyczną jego ilustracją. Oto więc przykład perfumerii koncepcyjnej, prawdziwie niszowej i artystycznej właśnie. Pod tym względem Durbano więc tradycyjnie już nie zawodzi. To charakterystyczna cecha jego stylu, polegającego na zadziwiająco czytelnym przekuwaniu inspiracji w konkretne nuty i akordy zapachu.

zine-ogin-gif

Jednocześnie jednak nie czuję się do Promethee w pełni przekonany. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że „patrzę” na niego przez pryzmat wcześniejszych dzieł Oliviera. Szanuję jego twórczy niepokój i chęć eksplorowania nowych estetyk, ale jednocześnie mam poczucie, że nie jest to kierunek dla mnie tak ekscytujący, jak ten wyznaczony przy pomocy tak niesamowitych pachnideł jak Rock Crystal, Black Tourmaline, Amethyste, Jade, Turquoise czy Heliotrope. Bo te są moim zdaniem najjaśniejszymi – póki co – punktami jego niezwykłej perfumowej kolekcji. Niemniej byłbym nieuczciwy wobec samego siebie i osób czytających moje opinie, gdybym nie stwierdził, że absolutnie doceniam Promethee jako kolejne bardzo interesujące i bardzo oryginalne pachnidło (nie znam nic podobnego!), stworzone przez artystę, którego poczynania śledzę z wielką uwagą, a który jak mało kto w tej dziedzinie zasługuje na to właśnie określenie. Niewielu jest bowiem perfumiarzy, którzy swymi zapachami tak intrygują, poruszają, zmuszają do wręcz intelektualnego wysiłku, by je w pełni poznać i docenić. Na tym polu Olivier Durbano niemalże nie ma konkurencji. Choć artysta zmienił kierunek (do czego ma prawo, a może nawet artystyczny obowiązek, by nie popaść w autoplagiat!), to wciąż nie tyle podąża znanymi ścieżkami, ile wyznacza nowe w miejscach, w których – wydawać by się mogło – nie mają one prawa powstać. Jest więc twórcą awangardowym w pełnym tego słowa znaczeniu, czego Promethee jest przekonującym dowodem. To także fascynujący przykład prawdziwie niszowej perfumeryjnej sztuki i zapach, na który trzeba zwrócić uwagę. Koniecznie. Jest tego wart.

Durbano Promethee

nuty głowy: koper, różowy pieprz, gałka muszkatołowa, mirt, olibanum, czystek

nuty serca: narcyz, kaukaska lilia, absolut z lawendy, kozieradka, rosyjska szałwia, styrax

nuty głębi: cedr, wetiwer, mirra, labdanum, szara ambra, piżmo

twórca: Olivier Durbano

rok wprowadzenia: 2014

moja ocena:

  • zapach: 4+
  • projekcja: 4 
  • trwałość: 5

2 uwagi do wpisu “Olivier Durbano „Promethee”

  1. Widzę Marcinie, że poza paroma niuansami, postrzegamy najnowsze dzieło Oliviera w dość zbliżony sposób – chociaż osobiście nie mogę się uwolnić od myśli, że coś straciliśmy… owszem Durbano to artysta i jako artysta (nie perfumiarz) powinien być interpretowany, ale czegoś mi w Prometee brakuje, brakuje mi sznytu i stylu starego dobrego Oliviera – jego zniewalającej, wysoce uduchowionej stylistyki, którą tak ciepło emanuje Heliotrope… niewątpliwie zmienił kierunek, niewątpliwie zaskoczył fanów jego perfumiarstwa i choć jeszcze trochę za wcześnie na końcowe wnioski – ale nie jestem przekonany czy jest to zmiana na lepsze…

    1. Zgadzam się z Tobą Marcinie. Obecny kierunek olfaktorycznych poszukiwań Durbano może niepokoić fanów jego niezwykłego stylu. Tak jest też w moim przypadku. Jednak nie mamy na to pływu i możemy jedynie spokojnie czekać na dalsze kroki artysty. Niemniej na kolejny zapach kalibru Black Tourmaline czy Rock Crystal chyba raczej nie mamy już co liczyć…

Dodaj komentarz