Ted Lapidus – „Lapidus Pour Homme”

Przyznam się, że mam słabość do męskich pachnideł z lat 80-tych XX wieku.Wiele z nich uważam za prawdziwe arcydzieła perfumerii, a większość z nich ma przynajmniej mocny, męski charakter. Myślę też, że to kwestia sentymentu do szkolnych lat. Jest coś takiego w tych zapachach, że mają magiczną moc przenoszenia w czasie. Lapidus Pour Homme jest właściwie typowym przedstawicielem perfumeryjnego stylu tamtych lat. Ma jednak sporą osobowość i jest na tyle specyficzny, że wyróżnia się pozytywnie.

Kompozycja Martina Grasa ma klasyczną francuską konstrukcję. Zapach wyraźnie, ale dość leniwie, ewoluuje od głowy poprzez serce, aż do głębi. Daje to spora frajdę z obcowania z nim i świadczy o kunszcie twórcy. Początek jest nieco złudny. Jego aromatyczna ziołowość mogłaby sugerować, że mamy do czynienia z kolejnym wcieleniem Xeryus Givenchy (którego osobiście nie toleruję) i jemu podobnych zielonych aromatycznych fougere. Ostry zapach, przywołujący u mnie nieodparte skojarzenia z drażniącą wonią zmywacza do paznokci (podejrzewam o to duet bylicy i bazylii, połączony z cytrusami, znany mi już z kilku innych perfum z lat 80-tych) nie zachęcił mnie z początku. Również teraz – gdy używam Lapidusa kolejny raz – nie wzbudza mojego zachwytu. Na szczęście jednak dość szybko ustępuje i w zapachu zachodzi zwrot w zaskakującym olfaktorycznym kierunku. Od tego momentu zaczyna robić się naprawdę ciekawie. Najpierw pojawia się suchawa woń kadzidła, właściwie jakby kadzidlanego pyłu. Na tym etapie przyznam, że mam problem, bo równie dobrze może to być i lawenda, której ziołowy, kwiatowy charakter został tu zdławiony, a uwypuklono jej pylisty, szorstki aspekt (co osobiście uwielbiam). Na tym etapie w mej zapachowej pamięci zapala się banerek z napisem Kouros. Coś łączy te dwa pachnidła. Wiem – nie ma tu charakterystycznego dla Kourosa anyżu, ani tym bardziej cywetu, a jednak…. Gdyby tu dorzucić nieco organicznej, fekalnej nutki cywetowej, można by niebezpiecznie zbliżyć się do androgenicznego zapachowego absolutu, jakim jest dla mnie póki co właśnie Kouros. Tak czy inaczej Lapidus PH rozwija się bardzo intrygująco, wyraziście i zaskakująco. Finał nadchodzi dopiero po 5-6 godzinach. Baza, głębia tej niebanalnej kompozycji, podkreśla jej niezwykłość. Otóż po zniknięciu szorstkiej, pylistej nuty środka nozdrzom moim wyłania się śliczny, ciepły, miodowo-ambrowy finisz, który wcale nie tak odlegle kojarzy mi się z zakończeniem Antaeusa Chanela. Baza trwa wiele godzin (na odzieży możemy mówić nawet o kilku dniach!) i jest bardzo wyraźna, mocna i komfortowa. To właśnie ona, wraz z fazą środka, stanowią o wartości tej kompozycji, mimo że jej początek może wzbudzać konsternację. Ale czyż nie tak właśnie powinno oceniać się pachnidła? Nie tylko w opraciu o to, co czujemy w 30 sekund po aplikacji, ale właśnie na podstawie tego jak pachniemy nimi przez większość czasu. Ted Lapidus PH zdał u mnie egzamin i staje w kolekcji obok Antaeusa, Kourosa, Oscara de la Renta Pour Lui i Davidoff Zino. Potężne, ultramęskie i bezkompromisowe pachnidło dla faceta, który nie boi się wyzwań i lubi mocno dawać znać o sobie otoczeniu. Na koniec istotna uwaga: Ted Lapidus Pour Homme to pachnidło o potężnej mocy i należy ostrożnie traktować rozpylacz, który na dodatek dozuje bardzo solidne porcje. It’s killing machine, baby!

Bardzo charakterystyczny flakon wygląda, jakby był wykonany z kawałka marmuru. Robi wrażenie niezwykle solidnego i taki też jest. W razie czego może służyć jako biała broń ;-). Stylistycznie to lata 80-te. Nie żałowano plastiku, a design jest, delikatnie mówiąc, grubo ciosany. Czy koresponduje on z cieczą? Jakoś nie mogę tego stwierdzić. Ale ogólnie robi fajne wrażenie i na tym poprzestańmy.

nuty górne: bylica, ananas, jagody jałowca, bazylia, bergamotka, cytryna

nuty środkowe: sosna, miód, korzeń irysa, jaśmin, kmin, liść pomarańczy, konwalia, róża, brazyliskiej drzewo różane

nuty dolne: drewno sandałowe, tonka, ambra, paczula, piżmo, męch dębu, cedr, tabaka

twórca: Martin Gras

rok wprowadzenia: 1987

moja klasyfikacja: mocny, męski, w stylu lat 80-tych, raczej na chłodne i zimne pory roku, uniwersalny co do okazji

ocena w skali 1-6: kompozycja: 4,5/ projekcja: 6/ trwałość: 6/ flakon: 4

7 uwag do wpisu “Ted Lapidus – „Lapidus Pour Homme”

  1. Witam ponownie Twórcę pachnącego bloga… 🙂

    I mam pytanie osobiste… 🙂 Kiedy pojawi się analiza, jeśli to możliwe zapachów Jacques’a Bogart’a:

    – One Man Show (mój ulubiony)
    – Bogart pour Homme
    – Silver Scent
    – Arabian Nights
    Pozdrawiam serdecznie.
    I

  2. Najgorszy zapach z tzw. „regularnych”. Może śmiało konkurować z Grey Flannel czy Cacharel pour Homme. Wszystkie są okropne… Pozdrawiam;)

Dodaj komentarz