Hermes H24 – pomiędzy cywilizacją a naturą

15 lat po premierze poprzedniego męskiego zapachu (Terre d’Hermes) francuska marka wprowadza – jak sama określa – swoje pierwsze perfumy wyrażające współczesnego mężczyznę. H24 to zapach mężczyzny żyjącego w symbiozie ze środowiskiem naturalnym.

Mężczyzna Hermesa to ten żyjący w biegu, przemieszczający się stale pomiędzy betonowo-stalową pustynią miasta, a zielonym łonem natury, pomiędzy lśniącymi stalą i szkłem zabudowaniami aglomeracji, a cichymi leśnymi traktami. Zapach bardzo czytelnie oddaje tę koncepcję łącząc w sobie wyrazistą zieloną nutę bazylii z metalową nutą aromamolekuły Sclarene. Pomiędzy umieszczono formalnie kwiatową, ale w rzeczywistości także zieloną nutę narcyza oraz drewno różane.

Zapach początkowo jest całkiem intensywny i wyraźnie projektujący. Dość szybko jednak osiada na skórze i zamienia się w subtelny skin scent o początkowo wciąż zielonym, ale w miarę upływu czasu coraz bardziej metalicznym charakterze. Pachnące jak rozgrzane żelazko Sclarene (znane z wielu innych pachnideł, choćby L’Eau Serge’a Lutensa) dominuje w bazie niepodzielnie i pozostaje na skórze bardzo długo (na papierze testowym przez co najmniej 2 tygodnie!), choć niestety (albo stety) jest bardzo słabo wyczuwalne. Być może cieplejsza aura wydobędzie z H24 więcej treści i charakteru, zobaczymy.

Zapach przez pierwsze kilka kwadransów nosi się całkiem przyjemnie, o ile tolerujemy w perfumach nuty roślinne i zielone jednocześnie. Przyznam, że początkowo zaskoczyła mnie naturalność tej zielonej nuty, tak jakbym cofnął się w czasie do klasycznych zielonych pachnideł w stylu Eau de Champagne Sisleya lub jakby Hermes zainspirował się perfumerią niszową, która temat zielony, w tym bazyliowy, podała już chyba na wszelkie możliwe sposoby. Jednak po czasie stwierdzam, że to mógł być świadomy wybór. Wszak nuta zielona ma symbolizować naturę, nie może więc razić syntetycznością. Nie u Hermesa. Nie przeszkadza mi to, że ta „wegetalna” aura nie trwa przesadnie długo, bo nie jestem fanem takiej ogrodowej zieleni w perfumach (zdecydowanie wolę zieleń przełamaną cytrusami, owocami lub niektórymi kwiatami). Jednak to, co następuje po niej, rozczarowuje mnie. Brakuje mi tu ciekawej, przykuwającej uwagę fazy serca, która po zielonym intro a przed syntetyczną, metaliczną bazą budowałaby prawdziwą sygnaturę tego zapachu. Tu jest albo mocno zielono albo słabo metalicznie. I znów uważam, że był to celowy zabieg, bo koncept nowego mężczyzny Hermesa jest właśnie dualny. Nie pozostawia nic pomiędzy. Niemniej szkoda, że tak jest. Przydałoby się coś jeszcze. Narcyz nie zdaje wg mnie egzaminu.

Gdy przyjrzeć się kampanii reklamowej, opakowaniu i flakonowi, wyraźnie widać, że marka z impetem wchodzi w trend ekologiczny. Prosty w kształcie flakon wykonany został ze szkła pochodzącego z odzysku, a możliwość uzupełniania jego zawartości (odkręcany atomizer) czyni go przedmiotem wielokrotnego użytku. Również tekturowe opakowanie zostało – wedle producenta – wykonane z papieru pochodzącego z recyklingu. Jego kolorystyka wyraźnie nawiązuje do całej koncepcji, a także do samego zapachu i łączy kolor szary (w zdecydowanej przewadze) z zielonym obramowaniem. Opakowanie – choć jak zwykle u Hermesa – solidne, zostało wyraźnie uproszczone, a jego organoleptycznie oceniona jakość odbiega od tego, do czego marka nas dotąd przyzwyczaiła. Mat zamiast luksusowego połysku – to tak w skrócie.

Na chwilkę jeszcze zatrzymajmy się przy flakonie i jego kształcie. Patrząc na niego z góry widzimy kształt rombu, potocznie zwanego zgniecionym kwadratem. Wygląda jak klasyczny sześcienny flakon zgnieciony przed wyrzuceniem do kosza na śmieci (czynność wykonywana przez nas codziennie wobec pustych opakowań). Można to potraktować jako swego rodzaju symbol i podkreślenie ekologicznego designu i filozofii cyklu zamkniętego. Jak zwykle w przypadku tej marki możemy więc dopatrzeć się wielu intrygujących szczegółów kompleksowego designu produktu, co zawsze mi u nich imponowało.

H24 jest spójny z trendem ekologicznym także pod względem swej minimalistycznej formuły. Ta wszakże jest charakterystyczna dla Hermesa nie do dziś lecz od kiedy dzięki geniuszowi Jean-Claud’e Elleny Hermes wypłynął na szerokie perfumowe wody. Swoją drogą, ciekaw jestem bardzo, co Mistrz powiedziałby na najmłodsze dziecko swojej następczyni, Christine Nagel? Jestem prawie pewien, że byłby zachwycony. Bo choć pewnie J.C. nie użył by tych samych składników, to jednak pod względem charakteru H24 gładko wpasowałby się w ogródkową kolekcję Hermesa np. pod nazwą Un Jardin dans la ville (Ogród w mieście). Pytanie jednak, czy przedstawienie takiego właśnie zapachu jako nowego męskiego Hermesa było dobrym ruchem? Czas pokaże, ale moim zdaniem nie. Nadzieja we flankerach, kolejnych wersjach zapachu (eau de parfum, extrait, pure perfum). A te nadejdą napewno niebawem.

W 2006 roku nie pomyliłem się co do geniuszu i potencjału Terre d’Hermes. Wieszczyłem mu sukces, a ten się potwierdził. Wiem, czasy były inne, ja byłem inny, świat był inny. Jednak dziś testując H24, doceniam koncepcję i do pewnego stopnia jej realizację, ale nie znajduję w tym zapachu tego potencjału i nie wieszczę mu sukcesu. Czas zweryfikuje moją intuicję.

główne nuty: bazylia, narcyz, drewno różane, Sclarene  

twórca/perfumiarz/nos: Christine Nagel

rok wprowadzenia: 2021

moja ocena: zapach: 3,5/ trwałość: 4,5/ projekcja: 4,0->2,0

11 uwag do wpisu “Hermes H24 – pomiędzy cywilizacją a naturą

  1. szalenie jestem ciekawa ❤ ❤ <\3 , dostepny tylko w D , równiez jestem po stronie piewców geniuszu Terre , kocham tez odsłonę FRaiche !!! <czyzby ją wycofywali?! ;( …wychodzę na testy ..z nadzieją jednak …bo i Voyage to dla mnie Cudo/a 🙂

    1. Nie mam pewności, czy H24 przemówi do wielbicieli Terre i wielbiciel Voyage… Sam do nich należę i H24 jakoś mi nie chce „leżeć”. 🙂

  2. Hermes ma w Australii fermę z 50 000 (tak!) nieszczęsnych krokodyli na torebki, ale podczepia się do trendu eko dzięki potanieniu kosztów pudełka do minimum i butelce wielokrotnego napełniania, która wyglądem przypomina perfumy Cole’ lub męskie Donny Karan z początku lat 2000. Himalaje hipokryzji. Sam zapach na mnie układa się jak woda mineralna zmieszana z łyżką miodu, bazylią i cytryną. Prawie czuję jak musują bąbelki.
    Dobry na zapach poboczny jako kolejna kolońska lub ogródek, ale nie jako nowy męski flagowiec. Dużo kobiet kupuje go w S, być może dla siebie, bo jest to idealny uniseks.

  3. Uruchomiło mi się „ciekawskie jajo”. Chętnie bym sobie powciągał zapach… 😀 Znasz przecież mój stosunek do Mistrza JC 😀

      1. Oczywiście, zawsze czytam Twoje wpisy w całości. Wiadomo, że najnowszy zapach nie jest dziełem JC. Chciałem tylko podkreślić, że poprzednia, klasyczna wersja spod znaku Hermes, jest nadal mi bliska.

      2. A chyba że tak. To nie zrozumiałem zupełnie poprzedniego komentarza. 🙂 Ja także wciąż absolutnie uwielbiam Terre. To jeden z moich ulubionych zapachów i to się nigdy nie zmieni. 🙂

  4. W moim odczuciu jest to gorsza jakościowo, ale zdecydowanie kopia Amouage Beach Hut Man. To mnie, niestety, bardzo smuci, bo bardzo przymierzałem się do tego zapachu na lato, natomiast jego komercjalizacja w postaci Hermesowej kopii odbierze mu tej oryginalności, która mnie do niego przyciągnęła.

  5. Dziś własnie mam na sobie Beach Hut. Zielsko ciętę mieczem samurajskim w pełnym słońcu. Jest jakies podobieństwo ale H24 to zaledwie Sprite wypity po pracy przez tegoż samuraja ociekającego sokiem z ciętych badyli i traw. Szkoda ,że szybko osiada przy skórze ale koniecznie trzeba go przetestowac w wyższych temperaturach. Mógłby byc tez bardziej wytrawny. Na mnie niestety zbyt się wysładza..

Odpowiedz na fqjcior Anuluj pisanie odpowiedzi

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s