Kadłubek to już dorosły facet. Ma w końcu 25 lat. W swych podróżach dotarł ostatnio na karaibskie plaże. Tu raczy się słońcem, wodą, mlekiem kokosowymi i orzeźwiającymi owocowymi drinkami. Biega po plaży ubrany ledwie w figowy listek i generalnie cieszy się beztrosko życiem. Piękniś.

Le Beau to męskie perfumy Jean Paula Gaultiera zaprezentowane w 2019 roku. Sądząc po flakonie będącym unowocześnioną wariacją na temat słynnego „kadłubka” zapach jest krewniakiem Le Male (1995).
W zasadzie każda perfumowa premiera J.P. Gaultiera od 1995 (Le Male) warta jest co najmniej zapoznania. Projektant celuje w śmiałych i intrygujących kompozycjach. Taki był (i wciąż jest) przepełniony tonką Le Male – dzieło debiutującego Francisa Kurkdjiana. Le Beau dzieli z nim tę zasadniczą nutę, ale została ona tu skojarzona z akordem drewna kokosowego, który pachnie jak kokosowe mleko. Ten duet stanowi oś zapachu. Pozostałe składniki – w tym obecna na samym początki cytrusowa bergamota – budują nuty nadające Le Beau charakteru neo-fougere. Zapach ewoluuje na skórze przechodząc rożne fazy. Wyraźnie czuć, że perfumiarz skorzystał z całego zestawu efektownych aromamolekuł będących w jego dyspozycji jako pracownika Givaudan. Powodują one wielowymiarowość zapachu i pojawiające się tu i tam, po czym znikające „nutki”. Jedna z nich to wyczuwalna w sercu nutka słona, inna z kolei ma jakby tłusty charakter (podobny aromat pamiętam z La Fin Dou Monde Etat Libre d’Orange autorstwa Bischa, gdzie umieścił on akord popcornu), w bazie wyczuwam też nowoczesną nutę ambrowo–drzewną, która nota bene trwa na skórze wiele godzin, czyniąc zapach bardzo trwałym. Wszystko to razem powoduje, że noszenie Le Beau to taka mała przygoda. Nie ma mowy o nudzie. Cały czas coś się tu dzieje. Jak na karaibskiej plaży.

Czuć, że Bisch i Constant starają się zaskoczyć, zostać zapamiętanymi, wywrzeć w nas poprzez zapach emocje i zakodować go w naszej pamięci. W tym zapachu jest pomysł i jest wykonanie. Jest treść i jest forma. Nie ma tu mowy o rutyniarstwie. Pod tym względem jest mu bliżej do estetyki niszowej, niż zachowawczego mainstreamu. Jak za dawnych dobrych czasów, gdy to właśnie designerskie pachnidła przełamywały tabu i oswajały nasze nosy z nowymi aromatami (choćby słynna nuta benzynowa w Fahrenheit Diora).

Oryginalny Le Male był w swoim czasie 1995 także przykładem odnowienia klasycznej męskiej estetyki fougere i nadania jej nowego, kulinarnego wymiaru. Bardzo zresztą udanym i – jak się okazało – komercyjnie trafionym. Le Beau i Le Male mają więc wiele wspólnego. Ale czy Le Beau może osiągnąć sukces na miarę Le Male? Na pewno nie. „Nic dwa razy się nie zdarza”, jak mówią słowa pewnej piosenki.
Le Beau to niewątpliwie ciekawy zapach, o intrygującej kombinacji nut i naprawdę dobrych parametrach. Trochę nonszalancki, chwilami zadziorny, generalnie jednak przyjemny i „słodyczowy”, wpisujący się w panujące trendy w męskich pachnidłach, ale robiący to na swój unikatowy sposób, utrzymany w konwencji neo-fougere. Jego stricte męska i kulinarna natura jest tu nie do zanegowania i jako taki zapach ten z pewnością spotyka się z pozytywnym odbiorem płci pięknej. Czego więc więcej trzeba, by stać się bestsellerem?
Prócz samego zapachu musi „zagrać” wiele rzeczy, w tym przede wszystkim odpowiedni czas i – jak zawsze – potrzebne jest szczęście. Tych dwóch składowych w przypadku Le Beau zabrakło. Czasy mamy dla nowych perfum bardzo trudne. Liczba premier rocznie jest wielokrotnie większa niż w latach 90-tych ubiegłego wieku. Trzeba więc też dużo więcej szczęścia, by się „przebić”. Le Beau owszem wyróżnia się zapachowo i wizualnie, niczego mu nie brakuje. To jednak chyba za mało…
Niemniej – rekomenduję z czystym sumieniem Le Beau, bo to naprawdę dobre, nowoczesne męskie pachnidło, które szczególnie dobrze pasuje młodszym facetom.

Nuty głowy: bergamotka
Nuty serca: drewno kokosowe
Nuty bazy: tonka
rok premiery: 2020
nos: Sonia Constant/ Quentin Bisch
moja ocena: zapach: 4,5/ trwałość: 5,0/ projekcja: 4,5->4,0