Beaufort London „Revenants Collection” – upiorne pachnidła z wyspiarskiej krainy

Gdy szukasz w perfumach drugiego dna, historii, legendy, mroku, śmierci, bitwy, prochu, dymu, krwi, opium, tytoniu, whisky czy woni domu publicznego, świat perfum Beaufort London stoi dla Ciebie otworem. Zajrzyj tam, a zostaniesz pochłonięty. Ale ostrzegam – możesz tam spotkać koszmarne upiory brytyjskiej przeszłości…

Nie ma drugiej takiej marki perfum. I już to jest ogromnym sukcesem Leo Crabtree – jej twórcy i jednocześnie perkusisty słynnego brytyjskiego bandu Prodigy. On wraz z grupą perfumiarzy stworzył – nie mam wątpliwości -najbardziej mroczną kolekcję pachnideł pod… księżycem. Bo słońce do perfum Beaufort nie dociera. I dobrze, bo mogłoby niejedne z nich unicestwić…

Z niemałą przyjemnością przedstawiam dziś trzy upiorne zapachy (uczciwie mówiąc to niewinne określenie „zapachy” nie za bardzo pasuje do mikstur wypełniających czarne flakony, no chyba że opatrzy się je odpowiednim dopełnieniem np. mroczne, powodujące cierpnięcie skóry): Iron Duke, Terror & Magnificence oraz Rake & Ruin tworzące nową kolekcję Revenants Collection, zainspirowaną postaciami z brytyjskiej historii, których duchy owe pachnidła mają przywoływać… Zaczynam się bać…

Vol. I – Iron Duke

To hołd dla Arthura Wellesleya, księcia Wellington (1769 – 1852), zapalonego jeźdźca, walecznego wojskowego, polityka i pioniera męskiej elegancji.

Faktycznie odpowiednio do profilu zapach jest – jak na standardy marki – elegancki i wyważony. Odnajdziemy w nim nutę tytoniu i aspekt skórzany. Jest rum i proch strzelniczy, a więc wszystkie istotne „insygnia” Żelaznego Księcia. Brak tylko jednego, wg mnie istotnego elementu. Mocy. Siły. Potęgi. Co prawda Iron Duke w pierwszych minutach pachnie dość intensywnie, to jednak – jak wiemy – prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak rozpoczyna, ale jak kończy. Iron Duke w wersji perfumowej kończy niestety słabo i nijako, co więcej – zdecydowanie za wcześnie…. Wiem, to jeden z najbardziej bolesnych zarzutów wobec faceta, ale niestety… Śmiem twierdzić, że perfumiarce zabrakło pomysłu, wiedzy lub umiejętności technicznych, by odpowiednio zakończyć to nieźle zapowiadające się pachnidło. Szkoda. Wszak Żelazny Książę był bardzo mocnym facetem.

główne nuty:  tytoń, skóra, rum, proch strzelniczy

nos: Julie Dunkley

Vol. II – Rake & Ruin

A Rake’s Progress to cykl XVII – wiecznych malowideł oraz rycin autorstwa brytyjskiego artysty Williama Hogartha. Dzieła obrazują stopniowy upadek Toma Rakewella, rozrzutnego syna i spadkobiercy bogatego kupca, który przyjeżdża do Londynu, marnuje wszystkie swoje pieniądze na luksusowe życie, prostytucję i hazard, w wyniku czego zostaje uwięziony, a następnie ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Od dziedzica przez orgie, aresztowanie, epizod małżeński, hazard, wreszcie więzienie i dom dla obłąkańców poszczególne obrazy prezentują niechlubne dzieje Rake’a (rake to potocznie po angielsku hulaka, rozpustnik).

Scena w domu publicznym

Rake & Ruin jest próbą olfaktorycznego oddania tej pouczającej historii. Odnajdziemy tu adekwatne do niej nuty: roślinne (symbolizujące pite przez bohatera drinki), drewno podłóg tawern i burdeli, wreszcie nuty zwierzęce mające symbolizować to, co działo się pomiędzy bohaterem, a napotkanymi ladacznicami… Dymno zielone intro przeistacza się w suchy zapach niedopałków pływających w whiskey. Z czasem dochodzi do głosu animalne „więcej niż tło”, którego jednak na papierze testowym nie sposób wyczuć. Co innego na skórze. Nuta peta trwa dość długo, do czasu, gdy ujawnia się bardzo trwała skórzana baza. To animalna skóra w stylu tej przepełnionej kastoreum w Cuir Mona di Orio. Mocne to i bardzo trwałe pachnidło. 30% koncentracji.

Rake & Ruin to bardziej studium woni trudnych i nieperfumowych niż tradycyjnie pojmowane perfumy. Rzecz dla osób lubujących się w zapachowych eksperymentach na granicy akceptowalności. Przykład perfumowego turpizmu. Dzieło niecodzienne, bezkompromisowe i odważne.

nuty głowy: gin, pomarańcza, cytryna, ziarna kolendry, jałowiec, arcydzięgiel, lukrecja, czerwony pieprz, pieprz syczuański, dym,

nuty serca: igły sosnowe, cyprys, kostowiec, kastoreum, labdanum, jałowiec, fiołek, irys, dym,

nuty bazy: drewno sandałowe, nuty drzewne, Ambrarome, piżmo, dym

nos: Julie Dunkley

Vol. III – Terror & Magnificence

Nicholas Hawksmoor (1661- 1736), zwany diabelskim architektem, był inspiracją dla powstania tego pachnidła. Zaprojektowane przez niego kościoły prowokują implementacją symboli starożytnego Egiptu w ramy katolickiej świątyni. Uchodzący za Wolnomularza rodził spekulacje, jakoby jego twórczość ulegała okultystycznym wpływom, przez co nabywała cech tyleż wspaniałych, co pełnych grozy.

Jakże wdzięczna to postać do „zabutelkowania”. Oczywistym wydaje się połączenie nut i składników będących mistycznymi symbolami katolicyzmu (kadzidło frankońskie, mirra) i kultury Starożytnego Egiptu (Kyphi – egipskie kadziło). Tyle na poziomie symboli. Przechodząc do samej kompozycji, która powinna być mroczna i groźna, nadano jej taki właśnie charakter używając kilku kluczowych ingrediencji: smoła brzozowa, labdanum, absolut z tytoniu, benzoina. Mocy, trwałości i projekcji przydaje niezawodny w takich sytuacjach papirus. Czarny pieprz i szafran wzmacniają intro zapachu, nadając mu mocy i podmuchu. Wetyweria wpisuje się w drzewny charakter, zaś tajemnicza nuta kamienia…, niech pozostanie tajemniczą.

Zapach dla wielbicieli Black Tourmaline Oliviera Durbano i tego typu dymno-drzewno-kadzidlanych woni. Nieprzesadnie mocny, dobrze leżący na skórze i całkiem trwały.

Terror & Magnificence to mroczne, niepokojące, majestatyczne i piękne niszowe perfumy dla tych, co wiedzą…

Moje ulubione z opisywanej trójki.

nuty głowy: smoła brzozowa, czarny pieprz, szafran

nuty serca: kadzidło frankońskie, kyphi, papirus, absolut z tytoniu

nuty głębi: benzoina, kamień, wetyweria, labdanum, mirra

nos: Pia Long

Beaufort przyzwyczaił nas, że jego pachnidła nie biorą jeńców. To zapachy z gatunku love it or hate it. Dla ludzi o mocnych nerwach i poszukiwaczy perfumowych przygód, nierzadko z dreszczykiem. Tu nie mam mowy o podlizywaniu się odbiorcy. Tu króluje bezkompromisowa wizja twórców podparta ingrediencjami o czasem przepotężnej mocy.

Być może dlatego, że twórcą jest rockowy muzyk (ale na pewno nie wyłącznie dlatego) pachnidła Beaufort London wydają mi się być idealnymi dla rockowych i metalowych muzyków, ale też szerzej – ludzi z branży muzycznej i fanów mocnych brzmień, a nawet ogólnie – dla ludzi sztuki. Jakoś trudno mi sobie wyobrazić managera w białej koszuli pachnącego na zebraniu zarządu Rake & Ruin czy Vi et Armis. Podobnie jak nijak nie pasuje mi Terre d’Hermes do skórzanych spodni i czarnego t-shirta z napisem – powiedzmy – Behemoth (a tu akurat taki Terror & Magnificence pasuje jak ulał.)

Kto chciałby poczytać o pierwszej kolekcji Beaufort London „Come Hell or High Water”, zapraszam tu i tu.

Jedna uwaga do wpisu “Beaufort London „Revenants Collection” – upiorne pachnidła z wyspiarskiej krainy

  1. Spośród powyższych poznałem Rake & Ruin. Zajęło mi sporo czasu, zanim zacząłem szanować ten zapach. Pierwsze skojarzenie to zapach garbowania skóry lub woskowana stara kurtka. podszywając koszyk dla psa starą woskowaną kurtką. Zaczyna się fantastycznie, a potem fantastycznie się rozwija, moim zdaniem z czasem traci na kontrowersyjności, moim zdaniem to minus, najlepiej aplikować co pół godziny nową dawkę. 😉

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s