Ich pachnidła utwierdziły mnie w przekonaniu, że wciąż – mimo wielu lat zajmowania się tematyką perfum – zdarzają się odkrycia, które szczególnie cieszą moją perfumaniacką, mocno już wybredną duszę.
Choć muszę przyznać, że w przypadku zlokalizowanej w Istambule marki Nishane nic nie zapowiadało takich doznań. Co prawda, od dłuższego już czasu, „miałem na nich oko”, jednak było w nich coś, co mnie zniechęcało. Nie potrafię tego wytłumaczyć i kładę to na karb wizerunku marki, który po prostu do mnie nie trafił. Owszem spodziewałem się, że będą to zapachy solidne, ale raczej wtórne. I częściowo miałem rację, ale nie chcę tu uogólniać, gdyż z dość szerokiej oferty zapachów Nishane (na dzień dzisiejszy ponad 20 pozycji) poznałem póki co pięć. Aż trzy z nich okazały się połączeniem oryginalności i zdecydowanie wysokiej jakości. Jeden z nich natomiast stał się absolutną gwiazdą tego przedstawienia….

Dawno już zakończyłem poszukiwania „mojego” zapachu z wetiwerową dominantą. Poznałem wiele z nich i tak naprawdę od długiego czasu nic się w moim prywatnym rankingu nie zmieniło, a w ciągły obiegu pozostają: Frederic Malle Vetiver Extraordinaire, Tom Ford Grey Vetiver Eau de Parfum, Chanel Sycomore Eau de Parfum i Guerlain Vetiver (co prawda wersja sprzed 2000 roku była najlepsza, ale obecnie cieszę się także tą z 2000 w „pasiastym” flakonie). Na dłuższą metę nie zdały u mnie egzaminu ani Encre Noire od Lalique (żadna z obiektywnie więcej niż dobrych wersji), ani Vetiver Dance od Tauera, ani świetny skądinąd Le Vetiver Lubin ani kilkanaście innych. Tak więc w tym zakresie miałem już temat „odfajkowany”. Do momentu pierwszych testów Sultan Vetiver…
„(…) przypomina mi oryginalny Vetiver od Guerlain, zanim zaczęli w nim mieszać i utracił ten wyjątkowy ziemisto-lukrecjowy akord, który czynił go wspaniałym (…)”
Luca Turin, perfumesilove.com
To słowa wybitnego krytyka perfumowego, jednego z kilku współczesnych autorytetów w dziedzinie perfum i zapachu w ogóle, którego bardzo już dawno nie cytowałem na blogu, gdyż ten ostatnio sporadycznie zabiera publicznie głos w sprawie konkretnych perfum. Niemniej zarówno Sultan Vetiver, jak i cała oferta Nishane, na tyle go poruszyły, że rok temu wspomniał o nich na swoim – efemerycznym jak się później okazało – blogu perfumesilove, na którym pisał tylko o współczesnych zapachach i markach, które jego zdaniem są warte odnotowania. Rekomendacja Turina nie może być bezpodstawna. I nie jest. W jego porównaniu do arcydzieła Guerlain w najlepszym wydaniu także jest dużo prawdy, co piszę znając zaledwie – wciąż doskonałą i jakże inną od obecnej – wersję eau de toilette z lat 90-tych.

Sultan Vetiver to prawdopodobnie najpiękniejsze pachnidło wetiwerowe, jakie dotąd testowałem. Piszę to z pełnym przekonaniem. Co mnie w nim urzekło? Przede wszystkim oszałamiająco piękny aromat, w którym dominująca wetyweria podana została w wykwintny i elegancki sposób, daleki od współczesnego minimalizmu i pełen szarmu, z jakiego znane były onegdaj pachnidła Guerlaina. Zaiste jest coś do szpiku guerlainowskiego w Sultan Vetiver. Wyczuwalna naturalność ingrediencji, wielowymiarowość wetywerii, jakość składników i kompozycji, jej klasyczna harmonia, nasycenie zapachu, jego olfaktoryczna gęstość, wreszcie parametry: solidna, choć nie przytłaczająca projekcja i wysoka trwałość. Słowem – wszystko jest tu na miejscu i składa się na tę perfumową synergię.
Warto wiedzieć, że autorem wszystkich pachnideł Nishane jest perfumiarz Jorge Lee, niegdyś pracujący w produkującej olejki i kompozycje zapachowe firmie Quest, obecnie zaś zatrudniony w analogicznym tureckim MG Gulcicek International Fragrance Company, największej na świecie i posiadającej najnowocześniejsze technologie fabryce zapachów i perfum. Ma więc bezpośredni dostęp do wysokiej jakości naturalnych esencji i to w Sultan Vetiver wyraźnie czuć. A jest tych ingrediencji tutaj całe bogactwo, z naciskiem na esencje wetiwerowe.
Formuła zawiera aż cztery (!) różne gatunki wetywerii – jawajski, z Haiti, bourbon oraz brazylijski – i ten korzenny aromat jest tu obecny przez cały czas – od lekko cytrusowego początku przez wzbogacony o esencję neroli środek (o wspomnianym przez Turina niby-lukrecjowym zabarwieniu), aż po ostry, drzewny, trwający niemal w nieskończoność finisz.
Zapach ma bardzo wysoką koncentrację perfumowego ekstraktu i zawiera wyczuwalną, ogromną porcję ingrediencji naturalnych, co wpływa na jego powolne wielogodzinne stopniowe rozkwitanie na skórze i tytaniczną trwałość. Jest dziełem skończonym i nieskończenie pięknym. Szczerze rekomenduję, mimo naprawdę wysokiej ceny, którą w tym przypadku jestem w stanie zracjonalizować.
PS. Przy okazji testów Sultan Vetiver zdałem sobie sprawę z tego, że tak jak udało mi się w nim odnaleźć współczesny odpowiednik klasycznego Vetiver Guerlain, tak kilka lat temu odnalazłem współczesne wcielenie klasycznego Heritage tej samej marki w postaci wspaniałego Danger od Roja Dove. Oba pachnidła doskonale ilustrują, czym niegdyś był Guerlain i jak doskonałe były jego perfumy, których współczesne wersje to niestety blade cienie swej dawnej wspaniałości.
nuty głowy: wetiwer z Jawy, piołun, różowy pieprz, bergamotka
nuty serca: wetiwer bourbon, wetiwer z Haiti, neroli, tonka
nuty bazy: amberwood, skóra, wetiwer brazylijski
perfumiarz: Jorge Lee
rok premiery: 2013
moja ocena w skali 1-6:
zapach: 6,0/ projekcja: 4,5/ trwałość: 5,5
Czułem,że Ci podejdzie;)
Szalenie podoba mi się Sultan Vetiver ale jednak wole VE
Pozdrawiam
Cześć 🙂 !
Genialny jest ten zapach. Perfekcyjne pachnidło wetiwerowe, a jednocześnie coś znacznie, znacznie więcej. I na tym właśnie polega jego wyjątkowość. Pierwszy wdech jest wrażeniem niezapomnianym. A potem jest już tylko niekończący się zachwyt.
Serdecznie pozdrawiam –
Cookie
P.S. A miało nie być patetycznie ;).
Cześć! Nie da się niepatetycznie o tym zapachu. Jest dokładnie taki, jak piszesz. Rozkosz!
Pozdrawiam także
fqjcior
Podoba mi się, choć osobiście bardziel lubię Vetiver Mona di Orio
Nie wiem skąd te zachwyty – otwarcie do złudzenia przypomina krople żołądkowe – vetivera ma tak mocną koncentrację, że ja odczuwam tutaj silną nutę mięty. Moim faworytem nadal pozostaje Tom Ford
ach..pierwsze wąchnięcie – pierwsze skojarzenie stara szafa z dzieciństwa-, zadziwienie… – a teraz can/t live without… ale tak u mnie mają arcydzieła – po pierwej WTF, a potem love na zawsze
nie znam i marka mi osobiscie ..”podpadla” 🙂 ..bylam w Istambule i nie dalam rady znalezc ich butiku,,… moim zdaniem go nie bylo pod podanym adresem (?) coz, nie wazne
… tym samym oglaszam ze najlepszym wetiwerem jest Guerlain w starej butelce , lubie szukac wetiwerow 🙂 …zupelnie inna i piekna tez w Narciso czarnym cubie