Hermes „Eau des Merveilles Bleue”

Wstęp

Eau des Merveilles Bleue to najnowsze wcielenie pochodzącego z 2004 roku Eau des Merveilles, zapachu skomponowanego dla Hermesa przez Natalie Feisthauer i Ralfa Schwiegera. A było to jeszcze, zanim marka zatrudniła Jean-Claude’a Ellenę, który swymi niezwykłymi pachnidłami pomógł odbudować, a nawet chyba więcej – zbudować pozycję marki na rynku. Ellena zresztą popełnił później kilka wariacji na temat Cudownej Wody (Eau Claire des Merveilles, L’Ambre des Merveilles czy Elixir des Merveilles), ale ta zeszłoroczna to już samodzielne dzieło Christine Nagel, która – jak wiemy – zastąpiła jakiś czas temu J.C. Ellenę w fotelu Hermes in- house perfumer.

Zapach

Tym razem ten oryginalnie ciepły, zmysłowy, ambrowo-drzewny zapach został zinterpretowany w kontekście morskim. Zachowana została jego subtelna ambrowość, ale to, co dominuje przez pierwsze kilkadziesiąt minut, to całkiem wyraźny akord morski, lekko wodny, lekko słony, lekko pienisty, niczym oceaniczne bałwany. Później stopniowo ujawnia się ambrowa baza, a zapach staje się tzw. skinscent (blisko-skórny, cielesny, mocno i blisko wiążący się ze skórą). Gdzieś po drodze wyczuwam ślady wanilii lub czegoś do niej zbliżonego. Bazowa ambra to jednak w tym przypadku nie płynna bursztynowa żywica, tylko całkiem przekonująca imitacja szarej ambry z jej morskim, lekko słonym, lekko piżmowym aromatem.

Eau des Merveilles Bleue to doskonała, moim zdaniem uniseksowa, propozycja na letnią aurę. Świetna alternatywa dla wszelkiej maści cytrusów czy lekkich pachnideł kwiatowych. Projekcja zapachu jest umiarkowana, z początku wyraźna, ale już na etapie wczesnej bazy zdecydowanie bardziej subtelna. Zapach ten ma jednak tę cechę, iż z każdym podgrzaniem skóry (o co latem nietrudno) na nowo emituje swoją morsko-ambrową sygnaturę, pozostawiając za osobą go noszącą przyjemną, świeżą i intrygującą aurę.

Flakon

Mający kształt połowy soczewki lub – jak kto woli – kropli wody na płaskiej powierzchni (w końcu to Eau des Merveilles), znany z protoplasty (tu jednak stosownie do nazwy i wodnego charakteru zabarwiony subtelnym błękitem, w rzeczywistości wszakże dużo delikatniejszym, niż na poniższej grafice i utrzymanym w morskim odcieniu) jest prześlicznym przedmiotem i – jak to u Hermesa – dalekim od banału, zaprojektowanym z pomysłem i wykonanym z dbałością o najdrobniejsze szczegóły. Nazwa zapachu nadrukowana jest z przodu, na owalnej ściance, czcionką w hermesowym pomarańczowym kolorze.  Na tylnej płaskiej ściance flakonu, na której u dołu widnieje logo marki, mienią się srebrne drobinki oraz gwiazdki. Butelkę można postawić na jednym z dwóch przewidzianych do tego „frezów” lub położyć na tylnej ściance. Wygląda wówczas jak kropla wody przylgnięta do płaskiej powierzchni. Atomizer bez zatyczki, dostępny jest od razu po wyjęciu flakonu z pudełka.

Flakon to gustowna ozdoba półki, małe arcydzieło wzornictwa. Co  najważniejsze jednak – zwierające bardzo przyjemnie pachnącą ciecz, o czym miał przyjemność donieść „niżej podpisany”.

EDM BLEUE - 100 ml

główne nuty: morskie, drzewne, paczula

perfumiarz: Christine Nagel

rok premiery: 2017

moja ocena w skali 1-6:

zapach: 4,0/ projekcja: 3,5/ trwałość: 4,0

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s