W bieżącym roku mija 18 lat od premiery tego zapachu. To szmat czasu jak na pachnidło, szczególnie w obecnych czasach, kiedy natłok i wtórność kolejnych perfumowych premier drastycznie skraca okres ich obecności na rynku. Czas pokazuje, że na dłużej pozostają przede wszystkim zapachy ponadprzeciętne i ponadczasowe, przez co mające stałą bazę wielbicieli, a co za tym idzie generujące może niewielką, ale długofalowo pewną sprzedaż (choć nie jest to zasadą, a wszystko tak naprawdę zależy od polityki właścicieli). Z takim nastawieniem sięgnąłem po The Dreamer od Versace. Miałem też oczywiście na względzie istotny fakt w osobie perfumiarza Jean-Pierre’a Bethouarta, którego Burberry Touch for Men i Cacharel Nemo przypadły mi swego czasu do gustu. Poza tym wiedziałem także, że The Dreamer był jednym z ostatnich zapachów marki, których opracowanie osobiście nadzorował mający doskonały gust perfumeryjny Gianni Versace, wybitny włoski projektant mody. Dodatkowego znaczenia dodaje fakt, że zapach ten przeżył swego kreatora. Versace zginął bowiem tragicznie – zamordowany w 1997 roku w wieku zaledwie 50 lat.

The Dreamer okazał się być przemiłą niespodzianką – taką jakie bardzo lubię. Oto pachnidło niezwykle solidne, ziołowo-aromatyczny fougere skonstruowany wedle starej dobrej francuskiej szkoły. Wykorzystano w nim m.in. bardzo klasyczne perfumiarskie i z gruntu francuskie składniki: szałwię i lawendę, które pojawiają się praktycznie od samego początku, tworząc prawdziwie prowansalski aromat. Ostrości dodaje esencja muszkatowa, mandarynka zaś subtelnie rozcieńcza ostrą woń. Trzeba wyraźnie podkreślić, że The Dreamer rozpoczyna się bardzo wyrazistym, niezwykle aromatycznym akordem szałwiowo-lawendowym, wzmocnionym dodatkowo sporą ilością ostro pachnącej gałki muszkatołowej. Ten akord – głównie za sprawą osobliwie, nieco „fizjologicznie” pachnącego olejku szałwiowego – dla wielu osób testujących, a nawet regularnie używających Dreamera jest trudny do stuprocentowego zaakceptowania. Choć ja osobiście bardzo lubię ten aromat i uważam za znakomity oraz unikatowy (niemalże wzorcowy przykład użycia szałwii w perfumach), to jednak rozumiem tych, którzy prawdziwy urok Dreamera znajdują dopiero po wygaśnięciu tych pierwszych nut. Na to jednak trzeba poczekać dobrą godzinę, a nawet półtorej. Wówczas to pachnidło przechodzi w przecudnej urody akord serca, który leniwie i pięknie rozwija się na skórze w ciągu kolejnych godzin, tworząc jedną z najbardziej męskich woni, jakie dane mi było testować. Użyte w nim geranium i róża raczej nie wybijają się na plan pierwszy (jeżeli już to prędzej geranium aniżeli róża), a prawdziwym bohaterem serca marzyciela jest nieco szorstka, nieco jakby brudnawa, bardzo męska nuta tytoniu doprawionego tu dla wzmocnienia efektu goździkiem. Mniej więcej 180 minut od użycia zapachu do nozdrzy zaczyna docierać także wyraźnie charakterystyczna, nieco ziemista, nieco pleśniowa nuta cashmeranu, którego z pewnością tu nie pożałowano. W pewnym momencie mam wrażenie, że wręcz dominuje on całość. Później jednak oddaje pole akordowi głębi, który swą urodą potwierdza klasę perfumiarza i doskonały gust designera. Ciepły, miękki, tytoniowo-tonkowo-cedrowy, subtelny aczkolwiek wyczuwalny, roztaczający wokół aurę czystości, kojarzącej się bardziej ze świeżo ogoloną męską twarzą, aniżeli z detergentami.
Dreamer dobrze projektuje przez większość czasu i charakteryzuje się ponadprzeciętną trwałością. Nosi się go bardzo komfortowo i z dużą przyjemnością. Ma w sobie to coś, co powoduje, że czujemy się w nim elegancko i schludnie, a jednocześnie nie narzucamy się otoczeniu. Dreamer jest dowodem na to, że pewne aromaty w męskich perfumach po prostu się nie starzeją. Do tego jest perfekcyjnie wykonany pod względem warsztatowym. Można go lubić lub nie, ale nie można nie docenić jakości jego wykonania. Pod wieloma względami przypomina mi klasyczny Dolce Gabbana Pour Homme, który choć pachnie inaczej (aczkolwiek pozostaje w tej samej ziołowo-aromatycznej rodzinie zapachowej), to jednak dzieli wiele cech z Dreamerem. Gdy do tego wszystkiego dodamy jeszcze, że Dreamer dostępny jest w internetowych perfumeriach po wyjątkowo okazyjnych cenach, pachnidło to okazuje się być prawdziwą zapachową gratką.
The Dreamer od Gianniego Versace to doskonały zapach na co dzień, który z czystym sumieniem rekomenduję mężczyznom dojrzałym, chcącym podkreślić swoją osobowość czymś ponadczasowo eleganckim i nienachalnym, jednocześnie dalekim od współczesnej perfumowej tandety. Jest w nim jakaś archetypiczna i bezdyskusyjna męskość. To jedno z pachnideł, które sam określam jako niezawodne. Sięgam po nie zawsze wtedy, gdy potrzebuję zapachu, na którym mogę polegać – szczególnie w sytuacjach profesjonalnych.
Używam go „na sportowo” jeans+bluza(nie nosze kurtek). Nie wiem czy to pasuje ale za bardzo lubie ten zapach 😀
Z Dreamer-em jest tak, albo go kochasz, albo nienawidzisz. Ja osobiscie nie moge sie z nim roztac ma w sobie cos magicznego! Nie przeszkadza mi mocne otwarcie mam wrazenie, ze przygotowuje nos na piekne przejscie do zapachu bazy. Zapach dla pewnego siebie mezczyzny, ktory nie przejmuje sie opinia innych i wie czego chce od zycia. Jest napewno ponadczasowy i oryginalny jak dla mnie 5+ za zapach i projekcje. Niestety nie doczekam sie juz raczej wersji EDP😔 chociaz EDT jest dosyc trwala. Kocham ten zapach i mam nadzieje, ze kobiety tez go doceniaja. Jest w mojej pierwszej 5 zapachow FOR THE REST OF MY LIFE.
Z Dreamer-em jest tak, albo go kochasz, albo nienawidzisz. Ja osobiscie nie moge sie z nim roztac ma w sobie cos magicznego! Nie przeszkadza mi mocne otwarcie mam wrazenie, ze przygotowuje nos na piekne przejscie do zapachu bazy. Zapach dla pewnego siebie mezczyzny, ktory nie przejmuje sie opinia innych i wie czego chce od zycia. Jest napewno ponadczasowy i oryginalny jak dla mnie 5+ za zapach i projekcje. Niestety nie doczekam sie juz raczej wersji EDP😔 chociaz EDT jest dosyc trwala. Kocham ten zapach i mam nadzieje, ze kobiety tez go docenia. Jest w mojej pierwszej 5 zapachow FOR THE REST OF MY LIFE.