Lalique „Encre Noire Sport”

Wieść o flankerze Encre Noire Lalique zelektryzowała, ale i zaniepokoiła jakiś czas temu rzeszę fanów tego pachnidła. Przypomnijmy –  ten absolutnie niszowy w charakterze drzewny zapach z wiodącą nutą wetiweru w otoczeniu drewna kaszmirowego ukazał się w 2006 roku, a jego twórcą jest perfumiarka Nathalie Lorson. Od momentu premiery pozostaje jednym z najwyżej cenionych męskich pachnideł tej marki, a i wśród perfum z wetiwerową dominantą zdobył sobie spore uznanie koneserów. Zresztą zasłużenie, bo Encre Noire to rzeczywiście dzieło wyjątkowe: odważnebezkompromisowe i piękne w swej naturalistycznej mroczności.

Nikt chyba jednak nie spodziewał się, że działający z dala od trendów Lalique zdecyduje się wydać zapach z popularnym i nie najlepiej się kojarzącym dopiskiem „sport”. Nikt także nie dałby wiary w to, że to właśnie Encre Noire będzie punktem wyjścia dla nowej sportowej wersji! Encre Noire Sport brzmiało do niedawna po prostu niewiarygodnie i zdawało się być raczej przedwczesnym żartem primaaprilisowym. Kilka miesięcy temu stało się jednak faktem…

Lalique-EN Sport

Przyznać trzeba, że marka wprawiła swoich fanów w nie lada konsternację. Nie było wiadomo, czego po tym nowym zapachu się spodziewać. Niektórzy wieszczyli najgorsze (czyt. tandetny „świeżak” dla mas). Dziś jest już jasne, że w całym projekcie jedynie nazwa i kampania reklamowa mają cechy „sportowe”. Zapach, podobnie jak piękny flakon, nie odbiega szczególni mocno od poprzednika i dużo lepiej prezentowałby się we flakonie z nazwą Encre Noire L’Eau. Ale widać tym razem marketing w Lalique wziął jednak górę, gdyż – jak sądzę – sportowa etykieta miała przyciągać szerszą rzeszę klientów. Sam zapach jest jednak lata świetlne od tego, co zwykle znajdujemy we flakonach z napisem „sport”. I całe szczęście.

Nathalie Lorson new

Podobnie jak w przypadku pierwszego Encre Noire także i tym razem pachnidło wyszło z pracowni uzdolnionej i doświadczonej perfumiarki Nathalie Lorson, co – jak się okazuje – zagwarantowało ciągłość tematyki. Sport okazał się bowiem po prostu lżejszą, świeższą i pozbawioną owej wilgotnej mroczności wersją sławnego protoplasty. Oba zapachy łączy dominacja esencji z dwóch gatunków wetywerii – pochodzącej z wyspy Reunion oraz uprawianej na Haiti. Gdy do tego dodamy nutę drewna kaszmirowego (prawdopodobnie w postaci aromamolekuły cashmeran) to okazuje się, że bazy obu zapachów są niemal identyczne. Różna jest natomiast cała reszta. W akordzie głowy perfumiarka użyła tradycyjnych i dobrze współgrających z wetiwerem składników cytrusowych: grejpfruta i bergamotki. Wibracji temu akordowi przydała za pomocą gałki muszkatołowej (analogia, a nawet pewne podobieństwa do Vetiver Extraordinaire Frederica Malle, w większym stopniu zaś do Infusion de Vetiver Prady – choć tam Daniela Andrier zastosowała cały bukiet przypraw, estragon, pieprz, kolendrę i imbir, a także – i to chyba najbardziej – do Comme des Garcons Vettiveru).

Vetiveria_zizanoides

W sercu zapachu bardzo szybko do gry dołącza dużo wyraźniejsza niż w Encre Noire zielono-iglasta nuta cyprysu, która tu niezwykle naturalnie połączona została z subtelnie użytą „czystą” nutą lawendową. Całość akordu serca otoczona jest orzeźwiającą aurą chłodnej, źródlanej wody. W jaki sposób Lorson osiągnęła ten efekt, to już tajemnica jej wybitnego warsztatu. Niemniej tu aż ciśnie się na na usta słowo L’Eau… W fazie serca zaczyna także projektować główny bohater tej kompozycji – oparty na dwóch gatunkach wetywerii akord bazy, wzmocniony cashmeranem i piżmami. Późny etap bazy to praktycznie pozbawiony jakichkolwiek ozdobników wyrazisty wetiwer. Prawdziwa gratka dla fanów tej ingrediencji, do których zresztą nie od dziś się zaliczam. Dlatego, ale nie tylko dlatego, uważam Encre Noire Sport za bardzo udane pachnidło. Ba, za zapach lepszy od protoplasty! Przy zachowaniu wciąż niszowego charakteru oraz doskonałej jakości kompozycji i składników, do tego przy wyraźnym podobieństwie do Encre Noire wersja Sport przekonuje mnie bardziej – swym świeższym, rześkim i wibrującym charakterem. Preferuję takie potraktowanie wetywerii – nic nie ujmując doskonałemu, choć cokolwiek melancholijnemu poprzednikowi! 

Moje jedyne zastrzeżenia – podobnie zresztą jak w przypadku Encre Noire – dotyczą parametrów zapachu, przede wszystkim projekcji, bo trwałość na poziomie do 8 godzin mnie zadowala. Jednak Sportowi brakuje trochę mocy, emanacji, ogona. Wolałbym go bardziej stanowczego, no ale jak się nie ma, co się lubi…

Na słowa uznania zasługuje oczywiście flakon, który na żywo wygląda po prostu fantastycznie. Przede wszystkim znany już sześcienny kształt wykonany z doskonałej jakości grubego szkła – tym razem transparentnego, przez które wyraźnie widać ciecz o nietypowej, grafitowej, wpadającej w ciemno zielony odcień barwie (której zresztą fotografie reklamowe absolutnie nie oddają). Zdobią go proste i eleganckie, srebrne i czerwone napisy. Zatyczka wykonana z drewna pomalowanego na czarno z nadrukowaną nazwą marki. Wszystko wykonane na najwyższym poziomie, prezentuje się moim zdaniem nawet lepiej niż wersja pierwotna. Do tego znany już niesamowity, doskonały atomizer, pozwalający różnicować dawkowanie cieczy od drobnych pryśnięć aż po potężne chmury. Przywiązanie do detalu i bezdyskusyjnie wysoka jakość mogą być tu wzorcem do naśladowania. Lalique trzyma wysoki poziom pod każdym względem. Zdecydowanie.

lalique EN sport 2

nuty głowy: grejpfrut, bergamotka, gałka muszkatołowa

nuty serca: cyprys, lawenda, nuty wodne

nuty bazy: wetiwer burboński, wetiwer haitański, drewno kaszmirowe, piżmo

twórca: Nathalie Lorson

rok wprowadzenia: 2013

moja ocena:

  • zapach: 5
  • projekcja: 4 później 3+
  • trwałość:  7-8 godzin

9 uwag do wpisu “Lalique „Encre Noire Sport”

  1. Nie posiadam tego zapachu i prawdopodobnie go nie nabędę, a szkoda, bo wiązałem z nim spore nadzieje w zeszłym roku… Otwarcie jest bardzo fajne i naprawdę mi się podoba – cytrusy pachną naturalnie, a w dodatku są przyprawione gałką muszkatołową – wg mnie to bardzo ciekawe połączenie. Następny akord jest dla mnie (niestety) koszmarem – lawenda obecna tutaj pachnie strasznie sztucznie, a wręcz plastikowo. Trwa to niestety, dłuższą chwilę. Drydown i to co się po nim dzieje to już stare dobre Encre Noire.
    Dla mnie te perfumy to w 100% pas. A klasyczne Encre Noire wg mnie najpiękniej pachnie właśnie latem.

  2. Hmm, pamiętam, jak pisałeś dobrze o klasyku, a jednak nie mogłeś się do niego tak całkiem przekonać. Wetyweria była dla Ciebie zbyt kwaśna, czy coś w ten deseń. Czy wersja „Sport” jest na tyle lepsza, że przekonasz się do jej zakupu/noszenia?
    Czy projekcja jest słabsza niż u protoplasty? I – last but not least dla mnie – czy atramentowo pachnąca nuta z EN jest obecna w ENSport? (Wolałbym, żeby nie). Pozdrawiam.

    1. Zgadza się. Do dziś klasyk z jednej strony mnie fascynuje, doceniam samą kompozycję i nawet ją lubię, z drugiej niemal nie sięgam po flakon, by go użyć „globalnie”. Ta dziwna relacja trwa od kiedy poznałem EN. Wersja Sport – zakup już został poczyniony (jako materiał do recenzji). Nosi mi się go lepiej niż klasyka, aczkolwiek chyba nawet jeszcze szybciej na mnie gaśnie aniżeli jest to w przypadku EN (trwały, ale bliskoskórny). Co do atramentowej nuty, to ja nigdy nie czułem jej w EN, tym bardziej nie wyczuwam jej w Sport. Dla mnie atrament w perfumach to CdG 2 EDP tudzież M/Mink Byredo.

      PS. Wraca na moją półkę Prada Infusion de Vetiver. Swego czasu pozbyłem się flakonu,ale jak się ostatnio połapałem, że jest to limited edition i jest tego już bardzo mało „na rynku”, szybko nadrobiłem brak. To jednak świetne pachnidło.

      Pozdrawiam! 🙂

      1. Ha! Wspomniana Prada poczyniła spustoszenie w pozytywnym u mnie odbiorze Vettiveru CdG. Sama mnie odrzuciła i jeszcze przez jakąś wspólną nutę obrzydziła mi kolońską Vettiveru, którą, jak pamiętasz, bardzo lubiłem wcześniej. Jak widzisz, mam zupełnie przeciwne wrażenia co do Infusion de Vetiver. Nie do przeskoczenia.
        Wracając do EN – ja zawsze czułem tam atrament i to dość szybko po otwarciu wyłaniał mi się i trwał. To głównie zniechęcało mnie do EN. Spróbuję raz jeszcze podejść do wersji Sport (za sobą mam zaledwie jeden test nadgarstkowy i to porównawczy z EN). Swoją drogą ciekawi mnie, czy zakupiony przez Cię flakon zagości na trwałe u Ciebie, czy podzieli los wielu poprzedników i pójdzie w inne dobre ręce 😉

  3. Pięknie napisana recenzja i miałam się nie czepiać, ale właśnie ta łyżeczka dziegciu pozostawia lekką gorycz. Nie ma obecnie wyspy Bourbon (ta nazwa funkcjonowała oficjalnie na długo przed Panem Fqjciorem czyli do 1848 roku). Ty wyspa od 166 lat nazywa się Reunion. I to o niej jest napisane:
    >>Réunion is considered to produce the highest quality vetiver oil called „bourbon vetiver” with the next favorable being Haiti and then Java.<<

  4. Mnie ten zapach niezmiennie kojarzy się z Dior Fahrenheit. Na mojej skórze przez pierwsze dwie godziny pachną prawie identycznie – prawie, ponieważ różnica jest w mocy zapachu, Fahrenheit bardziej odznacza się w otoczeniu. Nie zmienia jednak to faktu, że zapach jest fenomenalny, moim zdaniem również lepszy (czyt. lepiej przyswajalny przeze mnie) od oryginału, który rzeczywiście w jakiś dziwny sposób jest kwaśny.

    Pozdrawiam,

Odpowiedz na fqjcior Anuluj pisanie odpowiedzi

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s