Cytrusowe intro obleczone bukiecikiem super subtelnych nutek kwiatowych i z niezwykłym umiarem doprawione kolendrą. W sercu lekko słony, jodowy akcent, niczym zapach ludzkiej skóry rozgrzanej na słońcu po zażyciu morskiej kąpieli. Baza z przewagą ciepłych, imitujących zapach ludzkiego ciała białych piżm otoczonych dodającym męskości i głębi mchem drzewnym. Całość pachnąca lekko i naturalnie.
Oto Acqua Di Gio…
Niewątpliwy fenomen. Jedno z najlepiej sprzedających się od lat pachnideł męskich, które w istocie rzeczy jawi się jako niezwykle miałkie i wręcz prymitywne. Próba zrozumienia hiper-popularności tego zapachu – poprzedzona wielokrotnymi testami globalnymi – zakończyła się u mnie prostym wnioskiem. Acqua Di Gio to nieskomplikowane perfumy dla nieskomplikowanych mężczyzn. Co mam na myśli? Otóż używanie perfum to wciąż dla ogromnej rzeszy przedstawicieli płci „brzydkiej” czynność absolutnie niemęska. Wielu mężczyzn z dużą nieśmiałością podchodzi do tego tematu. Woda Armaniego wydaje się idealnym dla nich wyborem, bowiem gwarantuje im, że nie będą swym zapachem „znaczyć terenu”, mimo to w pierwszych godzinach nawet od czasu do czasu ku własnej cichej satysfakcji go poczują, ale przede wszystkim będą mieli tę mile łechcącą męską próżność świadomość, że użyli markowych perfum. Przecież Armani wciąż brzmi dobrze! Co więcej – nie widzę innego wytłumaczenia fenomenu Acqua di Gio, aniżeli absolutnie masowy charakter tej wody. Taki pop w butelce. Gra gdzieś w tle i ani ziębi, ani grzeje. Nie ma tu emocji, nie ma głębi. Ale działa. Masowo! Dodam, że podobno działa też na kobiety (nie wiem – nie testowałem pod tym kątem). Pewien natomiast jestem, że panie swobodnie mogą dzielić flakon Acqua di Gio ze swymi (albo i nie swymi ;-)) panami z równym powodzeniem z jakim podbierają im CK One. Woda Armaniego jest bowiem 100%-owym uniseksem.
Odsuwając jednak te quasi-olfaktoryczno-socjologiczne wywody na bok, obiektywnie sądzę, że zapach ten może sprawdzać się wyjątkowo dobrze w cieplejszym niż nasz klimacie, dajmy na to, śródziemnomorskim. Rewelacyjnie odświeża bez przytłaczania, jeśli użyty w odpowiedniej ilości. A można go dozować dość swobodnie, bowiem projekcję ma mizerną (na początku) oraz bardzo mizerną (to później). Z kolei trwałość na mojej skórze zaskakująco przekraczała siedem godzin (!), czyli naprawdę przyzwoicie, jak na tego typu pachnidło. I choć nie jest mi z Acqua Di Gio po drodze (bez cienia snobizmu w tym gatunku wybieram 2 klasy lepsze Millesime Imperial Creeda), to mimo wszystko wolę już, gdy facet pachnie Acqua Di Gio, niż gdy nie pachnie w ogóle…
nuty górne: bergamotka, cytryna, limonka, mandarynka
nuty środkowe: kolendra, nuta morska, frezja, cyklamen
nuty głębi: paczula, cedr, piżmo, mech
twórca: Alberto Morillas
rok wprowadzenia: 1996
moja klasyfikacja: świeży, uniwersalny; zdecydowanie na lato i tylko na lato; dla młodych mężczyzn niechcących wyróżniać się zapachem oraz dla ich równie młodych (albo młodszych ;-)) kobiet;
ocena w skali 1-6: kompozycja: 3,5/ projekcja: 3/ trwałość: 4/ flakon: 4,5
PS. Zapomniałem dodać, że flakon Acqua Di Gio całkiem mi się podoba i naprawdę dobrze koresponduje z zawartością i całym konceptem tych perfum. Za to plus, bo cenię integralność w obrębie produktu, jakim są perfumy.
Z sentymentem poczuwam tą woń….pierwsze perfumki ze znanym nazwiskiem jakie dostałem niegdyś w prezencie.
jak dla mnie okropny, jak go czuje to mi sie niedobrze robi, i wcale bym go nie nazwał lekkim i łatwo przyswajalnym, z cytrusów i na lato dużo lepszy jest armani diamonds
acqua di gio to dla mnie najgorszy armani, totalna pomyłka i w ogóle nie pojmuje jakim cudem on tak dobrze od lat sie sprzedaje
Cóż – lepszy czy gorszy – rzecz względna i subiektywna. Skoro tak genialnie się sprzedaje, nie mam jednak mowy o pomyłce. Ale na szczęście nie podoba się wszystkim. 😉