Mój upór w poszukiwaniu wetiweru absolutnego jest godny lepszej sprawy. Wiem. Czasem na tym trawiastym szlaku trafiam na prawdziwe diamenty, czasem na niewypały….Dziś zapach, który niestety musze zaliczyć do tej drugiej grupy.
Pure Vetiver Azzaro obecny jest na rynku od 2000 jako część kolorowego trio Azzaro Collection, obok Pure Cedrat i Pure Lavender. Cykle nie zrobił kariery na rynku, mam wrażenie, że został już wycofany z oferty, ale zapachy można wciąż, przy odrobinie szczęścia, nabyć choćby w internetowych perfumeriach. To kolejny zapach z wetiwerem w tytule, który niestety wetiwerem niemal w ogóle nie pachnie, choć jest tu już z tym nieco lepiej niż w opisanym niedawno przeze mnie Lanvinie. Zapach wetywerii obecny w głębi kompozycji opleciony tu został dość oryginalnie bardzo konkretnym, pikantnym bukietem przypraw – imbirem, pieprzem i kardamonem, z przewagą dwóch pierwszych składników. Tę wręcz miejscami kulinarnej pikantności dodaje także gałka muszkatołowa, a ziołowy charakter uzupełnia lawenda. Wetiwer został tu mocno zdominowany i na pewno nie jest to pure vetiver, jak sugeruje nazwa, a raczej spicy vetiver. Przynajmniej ja tak bym go nazwał.
Raphael Haury nie jest specjalnie znanym nosem, a jego portfolio nie jest w żadnej mierze imponujące. Choć nie chcę oceniać go po testach zaledwie jednej kompozycji, to muszę stwierdzić, że Pure Vetiver nie jest – delikatnie mówiąc – kompozycją najwyższych lotów. Niby jest poprawnie, ale – no właśnie – zaledwie poprawnie. Nie można odmówić twórcy interesującej koncepcji, jednak jej wykonanie w zachwyt mnie nie wprowadza. Najprawdopodobniej drastyczne ograniczenia budżetu przeznaczonego na składniki zrobiły swoje.
Projekcję Pure Vetiver określiłbym jako średnią, zaś trwałość na przyzwoitym poziomie 7-8 godzin. Nic więcej interesującego nie jestem w stanie napisać o tym pachnidle. Nic więcej ciekawego w nim nie znajduję. Prócz flakonu 🙂
Albowiem flakon jest piękny i to najlepsza część tego produktu 🙂 Kształt „rozdymanego” sześcianu z grubego szkła, srebrna obrączka z tytułem oraz czarna okrągła zatyczka. Bardzo ładnie się to prezentuje na półce, szczególnie że i ciecz ma cieszącą oko zieloną barwę.
Aczkolwiek wierzę, że Pure Vetiver znajdzie amatorów (można go nabyć w bardzo rozsądnych cenach, które dobrze odzwierciedlają jego wartość), to sądzę jednak, że nie będą to amatorzy wetywerii….
nuty górne: imbir, pieprz, grejpfrut, kardamom
nuty środkowe: bylica, lawenda, nuty morskie
nuty głębi: rabarbar, gałka muszkatołowa, wetiwer
twórca: Raphael Haury
rok wprowadzenia: 2000
moja klasyfikacja: lekki i świeży zapach na co dzień, dla osób nie chcących zaznaczać swej obecności perfumami; poprawny, ale pozbawiony charakteru
ocena w skali 1-6: kompozycja: 3/ moc: 4/ trwałość: 4/ flakon: 6
dokladnie tak z nim jest!!! absolutnie pozbawiony charakteru…oprocz flakonu oczywiscie, ktory jest bardzo przyzwoity….
Co za bzdury – na mnie ten zapach zrobił wrażenie dopiero przy drugim flakonie. Swojskość zapachu jest tonizująca.
Miałem do czynienia z innym przedstawicielem ‚trójki’ – Pure Cedrat. Niestety tam również Raphael Haury się nie popisał. Nuty górne pachną jak kładziona boazeria 🙂 Próbując być mniej złośliwym nazwałbym tą woń aptekarską. Od początku przebija się kminek. Po jakichś 25 minutach szałwia uspokaja zapach i sprawia, iż można się przyjemnie zaciągnąć. W kompozycji wystąpiły prawie wszystkie składniki które lubię, jednak całość nie ‚zagrała’ tak jak bym tego oczekiwał. Plusem jest to, że zapach długo się utrzymuje. Rekomendowałbym dla starszych panów… Kończę, bo piszę nie o recenzowanym przez Pana zapachu tylko o jego ‚bracie’. Ale być może komuś przyda się i to, w sumie mało o serii Pure na polskich stronach, chyba dlatego że nie ma o czym pisać…
Pozostał jeszcze Pure Lavender, którego – podobnie jak Pure Cedrat – nie znam, ale jeśli jest równie udany jak „bracia”, to chyba nie warto nawet próbować. Nie twierdzę, że Pure Vetiver jest zły. Jednak to nie to, czego bym oczekiwał.