Donna Karan for Men. To owocowo-ambrowo-piżmowe pachnidło męskie, zamknięte w niecodziennym flakonie w kształcie pistoletu od dystrybutora paliwowego, zostało wiele lat temu wycofane z oferty słynnej nowojorskiej projektantki. Mające wielu zatwardziałych wielbicieli za Oceanem, stało się tam rarytasem wysokiej próby, osiągając niemałe ceny na eBay’u. Kilka lat temu zostało ono koniunkturalnie przywrócone do oferty Donny Karan jako ekskluzywny zapach butikowy w wersji EDP pod nazwą Fuel For Men w nowym, eleganckim i prostym w formie, charakterystycznym dla całej butkiowej linii, flakonie. Jednak nowa – podobno zmieniona – wersja osądzona została przez perfumomaniaków jako niedorównująca pierwowzorowi. Tyle krótkiej historii. A jaki jest ten legendarny zapach w tej klasycznej wersji sprzed reformulacji?
Początek DK for Men zdecydowanie zaskakuje i to bardzo pozytywnie. Od pierwszych sekund wiem, że nie będzie to zwyczajne pachidło, jakich pełno na perfumeryjnych półkach. Wg oficjalnego opisu nut mamy tu lawendę i jałowiec z ananasem, wszystko to lekko podbite cytrusami. A co czuję? Otóż DK for Men pachnie dla mnie tabaką aromatyzowaną suszonymi wiśniami. Zaraz po aplikacji DK nieprawdopodobnie mocno i kręcąco uderza po nozdrzach, dosłownie zatyka dech i powoduje u mnie prawie zawsze kichanie (kolejna analogia do tabaki). Nie wiem, który składnik tak działa, ale konsekwencja, z jaką to się dzieje, jest zdumiewająca. Zapach bardzo szybko mości się na skórze i staje się ciepłym i zmysłowym, dość subtelnym, średnio mocnym, bardzo męskim i stylowym pachnidłem. Spotkałem się także z kwalifikacją DK for Men jako pachnidła skórzanego. Coś jest na rzeczy, choć to raczej mięciutki zamsz, aniżeli garbowana licówka. Zapach jest raczej liniowy, nie rozwija się klasycznie, po francusku. To co otrzymujemy po spryskaniu się, jest tym, co będziemy czuć przez resztę czasu, tyle że w mniej intensywnym wydaniu. Nie ma tu komplikacji, ale zasadniczy akord jest tak przekonujący i śliczny, że pachnidło broni się świetnie.
Muszę przyznać, że DK for Men przypadł mi do gustu. Może nie powalił, ale na pewno zafrapował i spełnił moje oczekiwania wobec niego. Ma on pewne cechy, które w mojej ocenie czynią go pachnidłem „uzależniającym” – w tym sensie, że użyty kilka razy, mocno wpisuje się w olfaktoryczną pamięć i aż prosi się, by użyć go ponownie.
Inhalowanie się jego molekułami daje naprawdę sporą frajdę. Perfumy te, prawdopodobnie ze względu na swój piżmowo-ambrowy charakter, sprawiają wrażenie, jakby łączyły się z noszącym w jedną całość i przejmowały jego zapach osobniczy. Niezależenie od tego DK For Men ma w sobie to coś, co posiadają tylko niektóre, wcale niekoniecznie wybitne kompozycje. Ma swój stuprocentowo indywidualny styl i charakter, który predysponuje go do bycia signature scent, jeżeli ktoś takiego poszukuje.
Do minusów zapachu zaliczyć muszę średnią trwałość (przez pierwsze 4 godziny czuję, że mam go na sobie, kolejne 2 się tego domyślam, zaś po upływie 8 godzin mogę poczuć go jedynie na nadgrastku, wciskając w niego nos) i średnią moc, choć przecież nie każdy zapach musi być mocny i krzykliwy. Poza tym to stricte amerykańskie pachnidło, więc jego nienachalność nie jest dla mnie zaskoczeniem. Zapach określono na etykiecie jako „cologne”, ale nie wiem, czy ma to związek z autentyczną niższą niż w wodzie toaletowej zawartością pachnącej esencji, czy tylko z amerykańskim zwyczajem nazywania męskich pachnideł tym określeniem. Pewnie i jedno, i drugie.
Swoją drogą ciekaw jestem, jak wypada nowa wersja Fuel For Men w porównaniu z testowanym protoplastą, bo ten na pewno wart jest spróbowania.
nuty górne: cytrusy, jałowiec, ananas
nuty środkowe: mayflower, migdał, lawenda
nuty głębi: drewno sandałowe, ambra, piżmo,
twórca: IFF
rok wprowadzenia: 1994
moja klasyfikacja: ciepły, zmysłowy, intrygujący, uniwersalny, „grzeczny”, przyjemny i bliskoskórny zapach dla osób nie chcących raczyć swoimi perfumami otoczenia. Daleki od współczesnego kanonu męskich perfum. Na szczęście.
ocena w skali 1-6: kompozycja: 4/ moc: 4/ trwałość: 4/ flakon: 4
Ehh stare dzieje,nabyłem go chyba w roku 1997 albo 1998, lecz mam go pod nazwą Unleaded (tak, nawiasem mówiąc,najciekawsza buteleczka w mojej kolekcji:-) )
O ile dobrze kojarzę – Unleaded to nieco inny zapach. Następca pierwszego – tu przeze mnie opisanego. Flakon w kształcie ten sam, tyle że o odwróconych kolorach. Oto co pisze na jego temat Basenotes: „A lighter, fresher version of DK Men. The bottle is the same as the original but is made with a smoky mirrored style glass.Unleaded takes the original’s sexy notes of suede and tobacco, but enhances them with the fresh, crisp notes of basil and cardamom. „
Po blizszym oglądzie mojego egzemplarza przyznaje Ci rację- w Unleaded kolory rzeczywiście są odwrócone:)