Przyznam, że Diptyque pozostaje dla mnie wciąż marką mocno nie odkrytą, przez co enigmatyczną. Testy trzech kolejnych pachnideł z ich sporej oferty przekonują mnie, że mamy do czynienia z wdzięczną, wysokiej jakości niszową perfumerią. Wdzięczną, bowiem testowane przez mnie Feu de Bois, L’Eau de L’Eau i L’Autre – mimo że skrajnie różne – mają jednak w sobie nieodparty urok i powodują szczery uśmiech zadowolenia na mej twarzy.
Feu de Bois – to właściwie zapach do pomieszczeń, ale zagorzali zwolennicy pożogi nie darują sobie, jeżeli nie poczują go na własnym ciele. W wolnym tłumaczeniu „palące się drewno” to pachnidło pokrewne np. Fumidus Profvmvm, Black Tourmaline Oliviera Durbano, Demeter Fireplace czy Hinoki Comme des Garcons. Każdy zwolennik zapachów stricte drewniano-dymnych (z akcentem na to drugie) znajdzie tu to, co lubi najbardziej, z wyjątkiem olfaktorycznej ewolucji. Celowo nie używam tu określenia perfumy (perfume). Do Feu de Bois lepiej pasuje określenie zapach (scent). To jednowymiarowa kompozycja liniowa, która nie skrywa w sobie drugiego ani trzeciego dna. Od początku do końca pięknie pachnie palonym drewnem i dymem. Tak może pachnieć każde pomieszczenie, które potraktujemy Feu de Bois. Ja znalazłem jeszcze zastosowanie do odzieży. Na sweterku działa i trzyma długo. Może świetnie uzupełniać perfumy dzielące podobny klimat. Na skórze zapach żyje krótko. Nie zastosowano tu żadnych tradycyjnych utrwalaczy, więc szybko ulatuje w niepamięć. Ot ciekawostka dla maniaków.
* * *
L’Eau de L’Eau – woda powstała jako reinterpretacja pierwszego w historii zapachu marki, powstałego w 1968 roku L’Eau Dyptique. Śliczny, klasycznie cytrusowy koloński początek nie powinien nas zmylić. Już po kilku minutach pojawia się lekko przyprawowe serce i moje skojarzenia wędruję w gdzieś kierunku przepięknej kompozycji L.Villoresiego Uomo.Równolegle z cytrusami czujemy niebywałej urody neroli naturalnie uzupełnione przez liść pomarańczy. Kolejne minuty pozwalają na ujawnienie się różanej nuty geranium. Jest pięknie. Z czasem robi się nieco pikantnie za sprawą goździkowego eugenolu i cynamonu zadanego w subtelnych ilościach, wystarczających jednak, by go wywąchać w fazie serca. Rzecz finiszuje w ciepły, drzewno-balsamicznym stylu. L’Eau de L’Eau to pachnidło o wyjątkowym uroku, fenomenalne na upalne lato. Rzecz jest orzeźwiająca, klasycyzująca i jednocześnie niebanalna, niesztampowa. Tak pachnie niezwykle wyrafinowana woda kolońska. Zadziwiające, że z klasyczną jej formułą można wyrabiać takie – dosłownie – cuda. Nie przesadzę, jeśli napiszę, że L’eau de L’eau to najpiękniejsza kolońska, jaką dotąd wąchałem. Poranne orzeźwienie w najlepszym stylu jest tu murowane. Brawo dla autora – Oliviera Pescheuxa!
nuty górne: włoska zielona mandarynka, grejpfrut z Florydy, paragwajski Petitgrain
nuty środkowe: liście goździków, cynamon ze Sri Lanki, egipskie geranium, kwiat pomarańczy
nuty głębi: benzoin, wenezuelska tonka, indonezyjskie paczuli
* * *
L’Autre – to weteran wśród opisywanej trójcy. Te 27 składnikowe perfumy powstały w 1973 roku jako następca L’ Eau. Cokolwiek dziwna to kompozycja. Niełatwo przypiąć jej
łatkę, jak to było w przypadku dwóch poprzednio opisanych zapachów. Chyba cytrusowo-przyprawowe byłoby najlepszym określeniem, ale jakże banalnym wobec tak niebanalnej kompozycji. Z początku na pewno cytrusy z wyraźnym w – rzadko spotykany sposób – kardamonem. Jest on tu ewidentną dominantą i nie będzie przesadą jeśli określę L’Autre jako perfumy w dużej części poświęcone tej egzotycznej przyprawie. Z upływem czasu jednak woń przeistacza się w coś zupełnie niezwykłego. Jest jakby cytrusowo-kardamonowo-słono. Z czasem robi się organicznie i cieleśnie, za co – jak się domyślam – odpowiada użyty w składzie kmin. Znamy się z kminem dzięki kilku pachnidłom i wiem, że to on powoduję tę dziwną słonawą, lekko przytykająca dech nutkę. Ktoś określił niegdyś zapach kminu jako „sweaty” („potowy”) i coś w tym jest. Właśnie to dziwne zestawienie składników powoduje, że „Odmieniec” (bo tak można swobodnie przetłumaczyć nazwę) faktycznie nim jest. Finał lekko pyliście kadzidlany, ale to raczej kadzidło umowne, nie dosłowne. Ten zapach jest wymagający, potrzeba mu nosa tolerancyjnego i otwartego na nowe doznania. Przy tym jest bardzo oryginalny i specyficzny. W sensie uwypuklenia kardamonu można by go określić protoplastą Declaration Cartiera, z tym że zapach Elleny jest oczywiście znacznie bardziej nowoczesny, „zaokrąglony” i nośny. Nie zapominajmy, że Diptyque to jednak marka niszowa ze sporymi już tradycjami. Proponuje nam perfumy niebanalne i niezwykłe, ale i tworzące wyzwanie. Zaprasza nas do krainy zapachów nieprzewidywalnych i dalekich od stereotypów. Przy tym nad wyraz pięknych i sugestywnych. Warto bliżej zbadać tę markę – tego po tych testach jestem pewien. Czego sobie i czytelnikom życzę u progu Nowego Roku!
nuty: kolendra, kardamon, pieprz, kmin, paczula, kadzidło
Polecam Philosykos-moim zdaniem jeden z najlepszych ich zapachów-dla mnie prawie Graal
Na pewno przetestuję. Czytałem już o nim dużo dobrego. Prawie Graal to poważna sprawa 🙂
Poznałam markę Diptyque jakieś trzy lata temu, dostałam wtedy świąteczną świecę zapachową.
„prawie” bo ideałów nie ma-bardzo sugestywny zapach-popisała się Olivia
No jeśli to dzieło Giacobetti, to wiele tłumaczy 🙂
Na mnie L’eau de l’eau wypiął się niemiłosiernie (o czym zresztą u siebie pisałam). Zawsze zachwyca mnie to, jak odmiennie można odbierać zapachy.
Spełnienia marzeń w Nowym Roku! 🙂
Dziękuję za życzenia i wzajemnie! Aby przyszły rok był lepszy niż kończący się.
A co do różnego odbioru zapachów – to mnie to niejednokrotnie zadziwia. Wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że ja czuję gdzieś dajmy na to czarną porzeczkę, a ktoś inny w tym samym zapachu czuje „ulubione ciasto pieczone przez jego babcię” (zapominając przy tym, że babcia obkładała ciasto drożdżowe świeżymi porzeczkami z ogródka…. 😉
Pozdrawiam
Bardzo fajny tytuł recenzji 😀
zdecydowanie wolę: „stół z powyłamywanymi nogami”, prostsze w wymowie 🙂