Geoffrey Nejman „Emir”

Marka G. Nejman powinna być – i będzie – przedmiotem szczególnego zainteresowania tego bloga. Dlaczego? Bo to projekt kierowany ściśle do męskiego odbiorcy. Geoffrey Nejman – mąż Martine Micallef, kompozytor perfum marki M. Micalleff, tworzy od niedawna pachnidła pod własnym nazwiskiem. Nie ma tu żadnej tajemnicy – państwo Micalleff są szczęśliwym, jak się wydaje, małżeństwem, pracują wspólnie nad nowymi pachnidłami głównego brandu, zaś Geoffrey równolegle projektuje pachnidła męskie sygnowane swym nazwiskiem. Obecnie pod marką G. Nejman dostępne są cztery kompozycje. Cykl: Le Professionnel, Le Seducteur, Le Sportif (czyli: profesjonalista, uwodziciel, sportowiec) oraz bohater dzisiejszego wpisu, najnowsza propozycja – Emir.

Emir to bardzo mocny akcent w męskiej ofercie Nejmana. Przywołuje on w nim swój ulubiony składnik –  żywicę drewna aloesowego (agarwood), znaną pod wieloma określeniami – jako oud, oudh, aoud. Nejman uważa się za pioniera i popularyzatora tego składnika w perfumach (choć znam osoby, które mają inne zdanie na temat jego rzekomego pionierskiego oudowego wkładu w historię europejskich perfum). Tak czy inaczej oud w Emirze jest w centrum uwagi. Kto miał do czynienia z tym składnikiem w perfumach, ten wie, że można go „ubrać” w inne ingrediencje i nie pozwolić mu zdominować kompozycji, a jednak błyszczeć (genialne M7 YSL), można też zupełnie go zakopać i wmawiać nam, że tam jest, bo bez tej sugestii go nie poczujemy (Al Oudh L’Artisan). Można też wyprowadzić go na piedestał i pozwolić przedstawić się w pełnej krasie (Oud 27 Le Labo). Mam wrażenie, że właśnie tę trzecią, bezkompromisową drogę wybrał Nejman, który podobnie śmiało, choć jednak inaczej, zaprezentował nam agarową żywicę już wcześniej, w kompozycji pod marką M. Micallef Aoud Men (Micallef Men).

Otwarcie Emira to w mojej ocenie najbardziej kontrowersyjna rzecz jaką dane mi było kiedykolwiek wąchać. Szperam w pamięci i nic równie dwuznacznego i przedziwnego nie znajduję. Potężna fala uderzeniowa oudu wymieszanego z cytrusami i geranium, niesiona w przestrzeń molekułami pieprzu, przywodzi na myśl niezbyt przyjemne skojarzenia z zaniedbanym męskim szaletem lub – jeśliby użyć bardziej uniwersalnego porównania – kocim moczem. Niestety. O ile świadomy obecności oudu w tej mieszance użytkownik jest w stanie przyjąć tak potężny cios na nozdrza (a oudomaniak wręcz się nim upajać), o tyle niczego nie świadomy postronny świadek może doznać szoku olfaktorycznego i wyobrazić sobie niewyobrażalne… Nejman – jak mniemam – chyba nie zdaje sobie sprawy  tego, że woń ta może mieć takie konotacje. Może po prostu nie miał  „okazji” korzystać z podrzędnego publicznego WC w naszym kraju (np. na stacji PKP). Na dowód traumatycznego wpływu Emira na otoczenie nadmienię, że za każdym razem gdy go zaaplikuje, bliska mi osoba ucieka w popłochu z pomieszczenia, w którym się znajduję, po drodze otwierając wszystkie okna. Żaden – ale to żaden – inny zapach nie powoduje tak kategorycznej reakcji. Skojarzenia to przekleństwo? Być może, jednak nie sposób ich uniknąć w przypadku perfum. Mają one zawsze istotny wpływ na ich ocenę, a co za tym idzie na decyzję o ich noszeniu.

Wróćmy jednak do naszego bohatera, bo ciąg dalszy jest obiecujący. Już mnie więcej godzinę po aplikacji Emir traci swą prowokacyjną i trudną naturę i staje się komfortowym i stosunkowo cichym towarzyszem mężczyzny. Zmysłowa mieszanka piżm, cedru, paczuli i nut skórzanych podnosi moją ogólną ocenę tego zapachu. Następstwem jest całkiem dobra, męska faza serca, w której oud już tak nie szaleje, choć wciąż daje wyraźnie znać o sobie (brak cytrusowego podbicia ze wstępu oraz upływ czasu zdecydowanie mu służą). Finisz natomiast – mimo że dość delikatny – ma cechy bardzo solidnego męskiego pachnidła.

Tak więc wszystko byłoby idealnie, gdyby nie ten dysonansowy początek. Tylko czy mój zarzut jest słuszny? Nie do końca. Przecież najważniejsze z punktu widzenia użytkownika perfum jest to, jak pachną one przez większość swego czasu, a Emir pachnie bardzo dobrze. Sam początek zaś, choćby nie wiem jak niecodzienny, ma do siebie to, że jest tylko początkiem – krótkotrwałym preludium, zwiewną uwerturą. Szybko zanika i pozwala nam cieszyć się tym, co najważniejsze. W przypadku Emira ta prawidłowość ma szczególnie duże znaczenie…

Trwałość Emira jest przyzwoita – na poziomie 8-10 godzin, z tym że niestety większość czasu (poza gigantycznym początkiem i średnio mocnym sercem) zapach trzyma się dość blisko przy skórze.

Nuty głowy: grejpfrut, pomarańcza

Nuty serca: bodziszek (geranium), pieprz, oud (drzewo agarowe, drzewo aloesowe)

Nuty głębi: paczula, cedr, skóra, białe piżmo

twórca: Jean-Claude Astier

rok wprowadzenia: 2010

moja klasyfikacja: orientalny freak, raczej wieczorowy, dla wyrobionych użytkowników; noszony w towarzystwie niewtajemniczonych może okazać się ryzykowny…; zapach dla odważnych i pewnych siebie indywidualistów, nie obawiających się posądzenia o kłopoty z utrzymaniem higieny osobistej…

ocena w skali 1-6: kompozycja: 4/ moc: 4/ trwałość: 4/ flakon: 4

12 uwag do wpisu “Geoffrey Nejman „Emir”

  1. nie chcę lać deszczem na Twoją paradę fqjciorze, ale czy aloes i oud to aby to samo?
    aloes jednoznacznie kojarzy mi się z ogórami i badylami w perfumach, a oud z żywicami, drewnem, ciężkimi nutami, będącymi przeciwieństwem ogórków…

    z opisu wynika że to ciężki w obyciu zapach i dość trudny… osobiście nie spodziewałbym się po Geoffreyu spontanicznego i lekkiego świeżaka, szczególnie że bardzo lubię le seducteur, ale czy Emir to ma być rzeczywiście klejnot w jego perfumeryjnej koronie?
    czy to możliwe by tak odjechany zapach i tak ciężki w odbiorze jak opisywany na forum ostatnimi czasy trącący fekaliami Musc, zdobył miano zapachu roku TS 2010?

    1. Pirath – odsyłam Cię tu, choć przecież i bez mojego wskazania dokonałbyś tego drobnego reserczu.
      Ogórki zaś (konkretnie kiszone) pozostawiam konsumentom wódki 😉

      Zaś co do werdyktu TS 2010 – tak to możliwe (choć Emir i wspomniany przez Ciebie MKK to bardzo różne zapachy). Ale najlepiej samemu potestować i wyrobić sobie zdanie, do czego gorąco zachęcam 🙂

      1. wolę ogóry w wersji konserwowej, choć najlepsze są w miodzie 😉
        i jak dla mnie agar i aloes to wg źródła dwa różne krzaczory

  2. Dziękuję za ten opis. W poszukiwaniu perfum, które mnie dosłownie sponiewierają, zamówiłem próbkę tego zapachu. To musi być coś. Początek o którym piszesz, to niewątpliwie coś czego szukam 😉 A do tego Doskonałość Roku. Nie mogę się doczekać testów.

    1. Ciekaw jestem bardzo Twoich wrażeń, bo choć Emir to bezkompromisowy mocarz, to jednak nie jest to zapach w stylu retro. To współczesna nisza ze wszech miar. Mam tylko nadzieję, że nie poszukujesz w perfumach kopii Twego ulubionego Antaeusa. Bo jej nie znajdziesz ani z Emirze ani w żadnym innym pachnidle.

      1. Na szczęście pogodziłem się z tym, że takowej nie znajdę i nie toczę nierównej walki z wiatrakami. Antaeusa godnie zastąpił Givenchy Gentleman 🙂

        Co do Emira, zwyczajnie jestem ciekaw jak przedstawiony jest tutaj oud, ponieważ póki co miałem z nim do czynienia jedynie przy okazji M7, który delikatnie mówiąc zbytnio mnie nie porwał.

      2. Emir to zupełnie inne ujęcie oudu. Ja w ogóle uważam, że wyrabianie sobie opinii nt. oudu w perfumach na podstawie jedynie M7 może być cokolwiek mylące. Dlatego trzeba eksplorować troszkę niszę, by mieć lepszy ogląd. Emir to zacny przykład użycia agarowej żywicy w bardzo męskim kontekście.

  3. Nie oczarował mnie Emir. Tłusty i słodki oud. Zdecydowanie nie moje klimaty – chociaż sama kompozycja warta przetestowania.

Dodaj komentarz