Wieść o nowym męskim zapachu Diora zelektryzowała mnie z dwóch powodów. Po pierwsze – jest to pierwszy premierowy, w pełni odrębny (czyli nie tzw. flanker) męski zapach tej marki od 2005 roku czyli roku premiery Dior Homme Oliviera Polge’a. Po drugie – to pierwsze męskie pachnidło Diora wykonane przez Francoisa Demachy nie będące flankerem. W ciągu dziesięciu lat pracy dla Diora perfumiarz ten bowiem udowodnił, że potrafi stworzyć świetne męskie perfumy, tyle że na bazie już istniejących w portfolio marki. Tak powstawały kolejne Fahrenheity (Parfum, Acqua czy Absolute), Eau Sauvage (Parfum i Cologne) czy Homme (Sport, Cologne i Parfum). Mimo, że zwykle są to zapachy różne od swych protoplastów, a czasem nawet wyraźnie inne, to jednak siłą rzeczy tkwią w pułapce porównań i pozostają w cieniu. Wyobraziłem więc sobie, że oto teraz Francois Demachy pokaże światu, że Dior wciąż wyznacza trendy, że jego nowy męski zapach będzie czymś przełomowym, co najmniej na miarę Homme. Zgoda – moje oczekiwania były wysokie, ale przecież nie bezpodstawnie. Niestety, tym razem zawiodłem się. Otóż Demachy znów popełnił flankera. Tyle że tym razem – o zgrozo – na bazie perfum konkurencji. Do tego odpowiedzialni za projektowanie produktu ludzie w Dior Parfums postanowili nazwać nowy zapach w sposób nie odcinający się od przeszłości marki, a przeciwnie – nawiązujący do czasów jej chwały (dlaczego nie pokuszono się o zupełnie nowy tytuł!?) Sauvage – to imię zaskoczyło mnie równie mocno, jak wybór aktora Johnny’ego Deppa do – fakt, że bardzo dobrej – kampanii reklamowej. Depp kojarzy mi się z kinem czysto rozrywkowym, a sam styl aktora uważam za przerysowany i przesadny, tak jakby nie tyle grał, ile zgrywał się na planie. I dziś, gdy już znam Sauvage, muszę przyznać, że Depp pasuje do niego jak ulał. Sauvage to nie jest kolejne poważne pachnidło szacownego Diora. To raczej zapachowa zgrywa, do tego niezbyt elegancko kopiująca styl Bleu de Chanel Jacquesa Polge’a. Szkoda.
Perfumiarz, biorący czynny udział w promocji swego najnowszego dzieła, podkreśla, że zasadnicze składniki, na których zbudowana jest sygnaturowa woń Sauvage, to specjalnie pod ten projekt przygotowana esencja bergamotki, odpowiadająca wraz z odrobiną czarnego pieprzu za rześki, cytrusowy, jednocześnie bardo współczesny początek oraz ambroxan, nadający całości drzewno-morskiego charakteru, trwałości i projekcji. Prócz tego w składzie znajdziemy żywice elemi, różowy pieprz, geranium, wetiwer, lawendę i paczulę. Żaden z tych pozostałych składników nie wyłania się przed inne, a wszystkie służą osiągnięciu założonego olfaktorycznego efektu, współczesnego fougere (jak twierdzi perfumiarz), który ja odbieram jako świeży, płaski, syntetycznie pachnący, cytrusowo-drzewny, nieco metaliczny i … odhumanizowany.
Najbardziej podobny do Bleu de Chanel jest akord otwarcia, w którym wibrują molekuły kwaśnej bergamotki połączone z czarnym i różowym pieprzem. Zaraz po tym oba pachnidła testowane ręka w rękę faktycznie zaczynają się różnić i choć nigdy potem już się nie spotykają, to emitują zbliżoną aurę, która pozwala zakwalifikować je do tej samej kategorii zapachowej. Przy czym Bleu to jednak kompozycja bardziej złożona i głębsza m.in. dzięki zastosowaniu imbiru, labdanum i kadzidła. Sauvage tej głębi jest pozbawiony i przez cały czas trwania na skórze (trwałość ok. 8 godzin, przy przez większość czasu średniej, a w końcówce słabej projekcji) operuje na wysokich zapachowych tonach, pachnąc niemal linearnie. Przy Bleu sprawia wrażenie rachitycznego i ubogiego w substancję, a przecież i Bleu nie należy do pachnideł przesadnie rozbudowanych. W tym pojedynku Bleu de Chanel jest pachnidłem moim zdaniem lepszym i dużo lepiej się noszącym. Mój osobisty wybór pada właśnie na niego, bo przy całej swojej mainstreamowości ma charakter, jakość i naprawdę świetne parametry. W Sauvage kuleją wszystkie te aspekty i nie pomoże tu już ani Demachy, ani tym bardziej Depp…
Dior opisuje Sauvage jako zapach „śmiały i wyrafinowany”. Podobno „składniki najlepszej jakości zapewniają mu sygnaturę i poczucie szlachetności, jak nigdy dotąd”. Po lekturze tych słów i wielokrotnych testach zapachu nachodzi mnie jednak smutna konstatacja. Oto marketingowy bełkot wziął w tym przypadku absolutną górę, w sposób chyba bezprecedensowy, gdy chodzi o Diora. Zza wielkich słów wyłania się pustka, brak pomysłu, a może raczej połączona z oportunizmem zwykła chciwość i chęć zarobienia kroci na zapachu skonstruowanym tak, by zadowolił jak największą rzeszę klientów, przypominając coś, co już się na rynku całkiem dobrze przyjęło. Niby nic w tym złego, bo przecież designerska perfumeria to dziś niezwykle konkurencyjny biznes, w którym chodzi wyłącznie o zyski. Ale jednak uwiera fakt, że oto Dior wskakuje do wagonu zajętego przez Chanela i zajmuje w nim tylne siedzenie, obok niższych rangą kopistów, zamiast stać przed pociągiem i przestawiać zwrotnicę, tak jak to czynił do tej pory…
Flakon Sauvage to odrębny temat. Walcowaty kształt i magnetyczna zatyczka z logo Diora. Elegancki i prosty, udany moim zdaniem design, choć wcale nie oryginalny, gdyż wzięty wprost z ekskluzywnej butikowej linii Diora La Collection Privee, zwanej też barokowo Le Collection Couturier Parfumeur. Do tego dominująca czerń (rozjaśniająca się ku dołowi butli – patent cieniowania wzięty z Fahrenheit) i białe napisy. Kolorystyka nie pozostawia złudzeń co do inspiracji Bleu de Chanel, a wręcz ją potwierdza. Jakby tego było mało, także i Chanel zapożyczył do Bleu magnetyczną zatyczkę ze swej ekskluzywnej linii Les Exclusifs. Zbyt wiele tych analogii, by były one przypadkowe…
I jeszcze ta nazwa, która jednak zobowiązuje. Czy zatem Sauvage to Eau Sauvage XXI wieku? Czy zapach ten może równać się z dziełem Edmonda Roudnitski biorąc oczywiście pod uwagę kontekst czasów i okoliczności? Moim zdaniem absolutnie nie. Eau Sauvage (1966) był zapachem na swoje czasy rewolucyjnym, nowatorskim i trendsetterskim. To właśnie Dior stanowił wówczas perfumowe trendy, także w męskiej perfumerii, a kolejne jego pachnidła stawały się punktami odniesienia dla innych, również w latach 70-tych (Jules) i 80-tych (Fahrenheit), cz wreszcie współcześnie – rewolucyjny i nowatorski Homme (2005). Ten zresztą okazał się ostatnim męskim pachnidłem takiego kalibru. Wraz z Sauvage być może kończy się era Diora jako marki odważnej, wizjonerskiej, początkującej trendy w perfumerii. Oby jednak Sauvage był tylko incydentem. Oby nasycił głód obecnych włodarzy Diora, w których ambicje wciąż nie tracę wiary. O talent i kreatywność perfumiarza jestem bowiem spokojny. Wiem przecież, że można inaczej i przy tym dużo lepiej – choćby na przykładzie L’Homme Ideal Guerlain, którym Thierry Wasser udowodnił, że można zaproponować zapach z pomysłem, z wyrazistą sygnaturą, który – mimo swej niewątpliwej komercyjności i zgodności z obecnymi trendami – zdystansuje się wobec podobnych sobie jakością wykonania i tym czymś, co czyni perfumy „zapamiętywalnymi”.
Cóż, wiem. Sauvage ma się doskonale skomercjalizować. Takie ma zadanie i – patrząc po pierwszych notowaniach sprzedaży – zaczął naprawdę nieźle. Ma przynieść grupie LVMH krociowe zyski. A cała reszta, historie o szlachetnych składnikach i niezwykłym charakterze zapachu, to czysta propaganda. Ja jej nie kupuję. Ale wiem, że przeciętny klient perfumerii sieciowej owszem kupi, „łyknie jak pelikan” i obliże się ze smakiem. Smacznego zatem!
nuty głowy: bergamotka
nuty serca: elemi, pieprz syczuański, różowy pieprz, pikantne geranium, lawenda, paczula
nuty głębi: ambroxan
twórca: Francoise Demachy
rok premiery: 2015
moja ocena:
zapach: ***/ trwałość: ****/ projekcja: ***
Jedyne co mogę dodać do tej recenzji…
ta…
Może odbiegam od opinii-testu perfum. Ale mam takie pytanie. Ile w tych wszystkich pachnidłach jest odrobina naturalnych składników? Chemia jest tak rozwinięta że można kopiować naturalne związki chemiczne odpowiadające za zapach, smak itd. Ile w tych wszystkich perfumach jest naturalnych aromatów. Pewnie 1%. Nie piszę w kontekście tego konkretnie perfum. Ale jak ma odnieść do konkretne tego to dla mnie jest to mydło..
Nie testowałem go tak wnikliwie, jak Ty, po prostu po psiknięciu w perfumerii na rękę, wiedziałem, że to porażka z mylącym napisem Dior. Potwierdziłeś tym wpisem moje pierwsze wrażenia…
Cóż ja się nawet wykosztowałem na flakon, ale taki los blogera. 😉
Identyfikuję się w pełni z tą recenzją. Zresztą swoją popełniłem „w podobnym stylu”…
Do tej pory usiłuję zrozumieć ten zapach.
Jest bardzo komplementogenny, bardzo współczesny. A jednocześnie prezentuje coś zgoła odmiennego, od tego, do czego przyzwyczaił nas Dior w ostatnich latach. Ponadto ludzie pytają się mnie, czym pachnę, gdy wydaje mi się, że dawno już ze mnie uleciał.
Denerwuje mnie, bo nie potrafię (a testuję go już ładne parę tygodni), czy go lubię, kocham, czy też może nie lubię, czy nienawidzę.
I chyba będę musiał kupić flakon
Zakup flakonu to dobre rozwiązanie. Jakby co, mam na zbyciu 60 ml bez kilku ml zużytych na testy. W razie zainteresowania zapraszam na fqjcior@gmail.com.
Również przyznaję, że Sauvage lekko mnie rozczarował, ale nie zgadzam się z opinią, iż „Wraz z Sauvage być może kończy się era Diora jako marki odważnej, wizjonerskiej, początkującej trendy w perfumerii.”. „Może” to jest właśnie zapach na miarę naszych czasów. Ostatecznie nie wiemy, w jaki sposób przyjęto Eau Sauvage w dniu jego premiery. Prawdopodobnie opinie były podzielone, więc z oceną Sauvage należy się przez jakiś czas wstrzymać. Nie wszystkie zapachy Diora są wybitne. Podam tutaj za przykład Dior Dune oraz Dior Higher energy, które nie pasują mi do wizerunku firmy reklamowanej ostatnio przez Roberta Pattisona, czy Jude Law. Wybór Johnnego Deppa zaskakuje, lecz niewykluczone, że wiąże się z chęcią zmiany wizerunku firmy (kto nie wie, o czym piszę, niech spojrzy na męskie kreacje Diora). Wszakże reklamy francuskiego domu mody prezentują nie tylko nowe zapachy, ale również kreacje odzieżowe. Pattison i Law zostali do tego celu dobrani idealnie. Czy z Deppem również się to powtórzy? Trzeba poczekać na nową męską kolekcję żeby potwierdzić te przypuszczenia.
Wg mnie Dior Sauvage nie jest złym zapachem. Jest dobry. Jeżeli by przestać oczekiwać, że marka Dior (z racji tradycji i swych osiągnięć perfumeryjnych z przeszłości) powinna tworzyć przełomowe i nowatorskie zapachy – to trudno odmówić Sauvage dobrych walorów. Pachnie bardzo dobrze, powiedziałbym nawet, że jest seksowny, naprawdę może się podobać. Jest też dość trwały i nie czuć w nim wg mnie taniej chemii. Dobrze skomponowany, dobrze zmieszany. Gdyby był sprzedawany pod inną mniej prestiżową marką i kosztował taniej – zdobyłby pochwały. Dior po prostu zrobił modny, wpisujący się w aktualne trendy – zapach. A aktualne męskie trendy zapachowe są takie, że nie są to ani wyrafinowane, pełne bogactwa i subtelnych niuansów zapachowych lata siedemdziesiąte, ani potężne, ciężkie, przeładowane kompozycje z lat osiemdziesiątych, ani świeże, ozonowo-wodne lata dziewięćdziesiąte XX w., ani nie jest to „drzewna” pierwsza dekada XXI w. Mamy drugą dekadę XXI w. kiedy to komponuje się zapachy trudno mi powiedzieć w jakiej tonacji generalnie (kwiaty? przyprawy? owoce?), ale muszą one pachnieć po prostu przyjemnie, niekoniecznie charakterystycznie, raczej uniwersalnie, świeżo, czysto i „casual’owo”. I Dior taki jest. Podobnie jak i wiele innych zapachów, w tym i zapewne konkurencyjny Bleu de Chanel EDT/ EDP (podobieństwo Sauvge do Bleu de Chanel jest, ale dotyczy raczej ogólnego stylu w jakim obie marki zrobiły swoje pachnidła, nie dotyczy natomiast nut zapachowych tcyh zapachów). Powiedziałbym nawet, że w porównaniu do Bleu, Sauvage jest zapachem bardziej przyciągającym uwagę, seksowniejszym, głośniejszym, bardziej „wyrafinowanym”. Oba to „casual’owce”, ale Chanel zwłaszcza EDT to zapach bardziej „poprawny”, ugrzeczniony, do biura, korporacyjny, Dior jest trochę bardziej „zbuntowany”, powiedziałbym, że bardziej „aromatyczny” 😉 Oba prezentują podobny charakter zapachowy co wydane niedawno np. Armani Eau d’Aromes, Armani Eau de Cèdre.
Gdybym nie znał Azzaro Pour Homme (i paru innych z przeszłości), Sauvege mógłby nawet zostać moim ulubionym zapachem. Z pewnością miałby szanse na ulubiony zapach drugiej dekady XXI w. 😉 Wg mnie nie ma co utyskiwać na Diora. Produkuje przecież swoje nieśmiertelne jak się wydaje klasyki: od Eau de Sauvage (oraz jego nawet lepsze flankery), przez Fahrenheita (ze świetnymi falnkerami), po cenioną serię Homme (z najlepszymi wg mnie flankerami w postaci Cologne 2013 i Parfume). Sauvege uzupełnia tę kolekcję swoim uniwersalistycznym, niewyrafinowanym ale przecież przyjemnym (a o to przecież w perfumach chodzi – żeby dobrze pachnieć!!!) brzmieniem. Gdybym miał coś zarzucić Diorowi, to może tylko tyle, że nie potrzebnie użył historycznej nazwy – Sauvage. Z historycznym klasykiem nowy zapach nic nie ma wspólnego, więc po co to nawiązanie? Można było nazwać tego Diora np. „velvet” czy jakoś tak i byłoby ok. 😉
Bardzo interesująca opinia, z którą w dużej części się zgadzam. Diorowi faktycznie brakowało w portfolio takiego mainstreamowego zapachu męskiego. Na tyle moim zdaniem jednak nijakiego, że z pewnością kupią go masy. Więc go zrobił.
Ale oczywiście chwała im za utrzymywanie klasyków w ofercie. 🙂
Chciałabym sie zapytac czy Dior Sauvage jest polecany bardziej na lato czy raczej na zimę 🙂 tak samo acqua di gio porfumo? Chce kupić chłopakowi bo mu sie podobaja te dwa zapachy
Wg mnie są to zapachy całoroczne ze wskazaniem na cieplejsze pory roku.
Dziś zaczepiłem (nigdy wcześniej tego nie robiłem) drugi raz w ciągu miesiąca mężczyznę 45+ po to aby upewnić się czym pachnie – Dior Sauvage. Oba zostały zakupione, przez dwóch nie znających siebie facetów nie w Polsce (oba w UK).
Wąchałem już sporo…ten zapach robi wrażenie, ściąga (pozytywnie) uwagę z 2-3metrów.
Flakon Sauvage będę miał na 100%.
Z tym Sauvage, jest jak z damskim Joy, który również nawiązuje
do zapachów z innych marek, ma podobny flakon itd :/. Przykro,
bo Eau de Sauvage to wspaniały klasyk, mąż bardzo go lubi.
A ja jestem ciekaw, co by rzekł sam Christian Dior … chyba nietrudno zgadnąć. Szkoda tej plamy na szacownej marce. Tym bardziej, że wcale nie ma do tego jakichś specjalnych powodów. Moim zdaniem zapach mógłby nazywać się Johny Depp, albo nawet Johny Deep Savage … nie trzeba by zmieniać ani perfumiarza, ani kampanii reklamowej.