Patricia de Nicolai jest wnuczką Pierre Guerlaina. Z „tych” Guerlainów 😉 Studiowała w paryskiej szkole perfumiarskiej ISIPCA, później pracowała jako perfumiarz w Firmenich i Quest – dwóch gigantach specjalizujących się w produkcji zapachów i aromatów (odpowiedniki naszej Polleny Aromy). Markę i firmę Parfums de Nicolai utworzył w 1989 roku duet Patricia de Nicolai i jej mąż Jean-Louis Michau. Przyświecała im idea perfumiarza wolnego, tworzącego perfumy bez ograniczeń, wg własnego uznania i gustu, bez marketingowych ograniczeń. Szczęśliwie dla wielbicieli perfumerii artystycznej przedsięwzięcie powiodło się i marka funkcjonuje po dziś dzień, nie gwałtownie, ale stopniowo rozbudowując swoje zapachowe portfolio. Bo Parfums de Nicolai to nie tylko perfumy, ale także zapachy do pomieszczeń, perfumowe lampy, mydła, olejki kosmetyczne i płyny do kąpieli. Wszystkie perfumowane przez niezwykłą, uzdolnioną i doświadczoną Patricię de Nicolai, która zajmuje się nie tylko komponowaniem perfum, ale także zapewnieniem firmie składników, produkcją koncentratów dla własnych potrzeb (!) oraz PR. Z kolei Jean-Louis Michau, jako fachowiec w dziedzinie ekonomii, pracujący jako doradca w różnych organizacjach, w Parfums de Nicolai odpowiada za nadzorowanie powstawania zapachów, design sklepów, zarządza produkcją, jak i całą firmą.
New York to zapach, do którego spróbowania zachęcił mnie Andy Tauer swoim bardzo pochlebnym wpisem na blogu. Co więcej, perfumy te w sposób szczególny zachwala Luca Turin w swym przewodniku Perfumes – the A-Z guide. Przyznając się, że z lubością nosił ten zapach przez 10 lat swego życia, wystawia New York niezwykłą laurkę, mówiącą o zapachu znacznie więcej, niż większość turinowskich recenzji. New York powstał na samym początku istnienia Parfums de Nicolai i historycznie jest pierwszym męskim zapachem tej marki. Mimo gruntownie amerykańskiej nazwy jest w swej naturze mocno francuski, a nawet „guerlainowski”. Choć oczywiście nie zawierający zastrzeżonej przez Guerlaina bazy zwanej guerlinade, New York pachnie jak wypadkowa Habit Rouge i Heritage, z odrobiną Coriolana. Autentycznie – wąchając New York czuje w nim wyraźnie cytrusowo-waniliową kombinacje znana z Habit Rouge oraz aromatyczną, prowansalską lawendę, która tak cudownie pachnie w niesamowitym Heritage, a także szyprowe dno Coroliana. Nie ma tu oczywiście mowy o kopiowaniu czy nawet inspiracji Guerlainem, zważywszy że New York powstał wcześniej niż te dwa ostatnie męskie pachnidła.
New York jest zapachem bardzo naturalnym, komfortowym i w sposób niezobowiązujący pięknym. Czuć w nim tradycyjne, wyselekcjonowane składniki i mistrzowską rękę Patricii de Nicolai, w której płynie zdecydowanie guerlainowska krew. Początek New York to jego zdecydowanie najpiękniejszy jego moment. Cytrusy i przecudna, niezwykle ziołowa, chyba najpiękniejsza, jaką dotąd spotkałem, kręcąca w nosie lawenda z Prowansji. Ta introdukcja to absolutne mistrzostwo świata. Mieszanka, którą mam ochotę inhalować się bez końca. Serce wzmocnione pieprzem i odrobiną paczuli oraz cedrem ma przez pewien czas nieco ziołowy odcień, by szybko odsłonić bazę zapachu. Ta jest dość bliskoskórna i bardzo zbalansowana. Wanilia – delikatniejsza niż ta w Habit Rouge – oraz akord balsamiczno-żywiczny, dający efekt ambrowo-skórzany, w sposób bardzo szykowny wieńczą to dzieło, którego noszenie jest niczym innym tylko nieokiełznaną frajdą, jeżeli ktoś ceni sobie ten rodzaj nieskomplikowanej francuskiej ponadczasowo eleganckiej perfumerii. New York ma zauważalną ewolucję, jednak poszczególne fazy następują po sobie w sposób niezwykle finezyjny.
Ten cudny zapach zamknięto w prostym i elegancki flakonie z logo Parfums de Nicolai (wizerunek alembiku) i nalepką (dosłownie!) zawierającą nazwę perfum. Właśnie ta nalepka troszkę psuje ogólne, bardzo dobre, wrażenie, ale nie na tyle bym obniżył swą ocenę.
Traktując konsekwentnie zapachy Jean Paula Guerlaina jako punkty odniesienia, New York opisałbym jako pachnidło o ton cichsze niż bardziej zdecydowane Habit Rouge, a o dwa tony aniżeli bardzo wyraźny Heritage. Moc i projekcja bliższe są więc Coriolanowi. Trwałość ok. 10 godzinna, wg mnie absolutnie zadowalająca.
Przez ostatni tydzień New York w sposób skuteczny rozwiązywał mój poranny dylemat perfumowy. Codziennie chciałem go mieć na sobie, bo świetnie nastrajał mnie do trudnych zawodowych wyzwań. Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy. To jednak perfumy, które będę bardzo dobrze wspominał, gdy flakon opuści już ostatnia ich kropla. Ten zapach zasługuje na niezmiernie rzadko przyznawaną przez mnie najwyższą notę. A niech tam!
nuty górne: cytryna, bergamotka, lawenda
nuty środkowe: pieprz, paczula, cedr
nuty bazy: wanilia, skóra, ambra
twórca: Patricia de Nicolai
rok wprowadzenia: 1989
moja klasyfikacja: uniwersalna i ponadczasowa męska elegancja w stylu Jean-Paula Guerlaina; zapach idealny do noszenia na co dzień, bez względu na porę roku; klasa i niesztampowość bez narzucania się; zapach mający wszelkie cechy tzw. signature scent; doskonała propozycja na prezent dla ukochanego mężczyzny (męża, ojca czy dziadka), jeżeli ceni on klasyczny i elegancki styl, a jednocześnie stroni od banału;
moja cena w skali 1-6: kompozycja: 6/ projekcja: 4/ trwałość: 5/ flakon: 5
gdzie w Warszawie mozna powachac i kupic ten zapach?
Obawiam się, że nigdzie.
to jestes szczesciarzem 🙂
To nie kwestia szczęścia. Raczej. 😉
Oj. Dla mnie zapachy tej kobiety są jakieś niemrawe w większości. Choc NY nie znam. Styl guerlainowski to jednak chyba nie moje klimaty.
No ja znam póki co ten jeden, a dziś otrzymałem blottery nasączone pozostałymi męskim pachnidłami Patricii. To co prawda nie to samo, co codzienne testy na skórze, ale ogólny pogląd mi, mam nadzieję, dadzą.
Uwielbiam styl guerlainowski 🙂
Dajesz radę z recką zapachu wąchanego z blotterka? Czy tylko w ramach zapoznania się używasz ?
Absolutnie nie. Nie wyobrażam sobie pisania recenzji wyłącznie na podstawie blotterka. To zakrawałoby na rodzaj szamaństwa 😉 Recenzja New York została napisana na podstawie tygodnia codziennego używania zapachu z własnego flakonu:-)
Zaś blotterki nasączone pozostałymi zapachami PdN posłużą mi do wpisu będącego zbiorem krótkich impresji połączonych z wykazem nut, które wymienia sama Patrica de Nicolai.
Zupełnie nie znam zapachu, ale do fotografii się odniosę- bardzo jest podobna do Guerlaina-dziadka.
W ogóle jestem ciekawa czy tylko ja odnoszę wrażenie, że kobiety „robiące” zapachy są mało…hmmm.. kobiece?
Co do podobieństwa do Guerlainów, to jest rzeczywiście widoczne 🙂
Natomiast jeśli chodzi o kobiety robiące zapachy (ciekawa uwaga), to nie zauważyłem tej prawidłowości. Nie szukając daleko i od razu z „grubej rury” 🙂 Olivia Giacobetti i Mathilde Laurent . Wg mnie dwie najpiękniejsze w tym fachu i bardzo kobiece 🙂
A jak to jest ,Skarbku, z kobietami piszącymi o zapachach?? Jakie są Twoje wrażenia na temat ich kobiecości?? 😉
O, w ogóle nie wzięłam pod uwagę Olivii, a Mathilde nie wydaje mi się szczególnie kobieca, ale wiesz, tylko wizerunkiem się sugeruję, więc tak bardzo, bardzo powierzchownie i lajtowo;) Nie traktuj tego całkowicie serio…
Co do piszących o zapachach ( hihi.. śmiesznie to brzmi, gdzieś mi się porównanie rzuciło w oczy, że pisać o zapachach to jak tańczyć o architekturze… czy to aby nie Ty;> ) Nie wiem , nie znam żadnej poza sieciowo…a sugerując się (znowu) tylko fotką- no to różnie jest 😛
Ale żeby było jasne- nie zarzucam ani jednym ani drugim braku kobiecości , wszak nie tylko facjata o tym decyduje 😉
Masło maślane mi trochę wyszło, ale co tam… idę odpoczywać 🙂
Oczywiście traktuję to z przymrużeniem oka. A tańczenie o architekturze to trawestacja słów Franka Zappy, który niegdyś wyraził się o krytykach muzycznych tymi słowy: „Pisanie na temat muzyki jest jak tańczenie na temat architektury.”
Wypoczywaj – dobranoc 🙂
+++