To bardzo elegancki, nieco romantyczny (ze względu na wyraźną różaną nutę) i świetnie skrojony zapach. Lekko zielony początek szybko przechodzi w kwiatowe, pikantno (goździk)-różane serce. Wszystko to oparte na „mydlanej” osnowie. Pisząc to mam na myśli klasyczne fougere z czystym, świeżym akordem piżmowym. Żeby nieco ułatwić lokalizacje VC&A PH na zapachowej mapie dodam, że jest to olfaktoryczny protoplasta Ungaro III, a także bliski krewny Czech & Speake No. 88. Czuć, że powstał 30 lat temu z okładem, jednak doskonale zniósł upływ czasu. To ten rodzaj ponadczasowej elegancji znanej także z takich pachnideł jak Grey Flannel, Chanel Pour Monsieur, Givenchy Gentleman czy Azzaro PH. Warto zauważyć, że opisywane perfumy pojawiły się w tym samym właśnie roku co klasyk Azzaro, Polo, Aramis Devin, zaś Grey Flannel pojawił się zaledwie rok wcześniej. Wszystko to w złotej erze perfumiarstwa, zanim jeszcze syntetyczne technologie i bezlitosny rachunek zysków i strat zdominowały tę sztukę. To był czas, gdy perfumy były znacznie bardziej luksusowym dobrem, niż to jest dziś, i gdy ich tworzenie miało wszelkie znamiona sztuki połączonej z mistrzowskim rzemiosłem. Liczył się głównie efekt olfaktoryczny, a dopiero później ekonomiczny. Taki system wartości i priorytetów spotkamy dziś jedynie w tzw. liniach butikowych i w ofertach producentów niszowych.
Jednak VC&A PH to zapach, jak na męskie standardy, bardzo nietypowy. Ewidentna różana dominanta ze sporą dozą goździka w sercu zaskoczyła mnie przy pierwszym teście. Zaskoczyła bardzo pozytywnie, dodam. Sprawdziły się informacje i opinie, że to bardzo eleganckie, dopasowane jak elegancko skrojony garnitur perfumy dla mężczyzny. To pachnidło nieco nobliwe w swym klimacie wydaje się być wciąż nieco z boku wszystkiego, co oferowane jest dziś panom. Nie ma co owijać w bawełnę – to perfumy kwiatowe, jednak to kwiaty w iście męskim wydaniu. Co o tym męskim charakterze decyduje? Myślę, że zestaw muszkatołowca, jałowca, cedru i wetiweru, ale i goździk – dodający pikanterii, kobiecej przecież ze swej natury, róży. W tego typu kompozycjach łatwo o banał, o popadnięcie w rozjeżdżone już różane koleiny. Przypadek VC&A PH dowodzi, że można tej pułapki uniknąć, dobierając mistrzowsko proporcje i dbając o jakość składników. Bo zapach ten sprawia wrażenie opartego w dużej mierze na wysokiej jakości naturalnych ingrediencjach, wspomaganych pewnie, choć oszczędnie, syntetykami. Jak jest w istocie – nie wiem. Na pewno jest tu równowaga i harmonia, co w perfumach ma duże znaczenie. Gdybym w jednym zdaniu chciał podsumować VC&A PH to napisałbym – byłoby to oczywiście uproszczenie – że tak pachnie mężczyzna, który właśnie wyszedł z kąpieli w wodzie różanej. W jak najbardziej pozytywnym tego zdania znaczeniu…
Pour Homme to bardzo zrównoważona i harmonijna kompozycja o średniej mocy (można śmiało aplikować bez obawy o ból głowy) i trwała (8-9 godzin). Owszem może kojarzyć się z zapachem dobrej klasy różanego mydła, ale to nie jest zarzut. To zresztą kwestia gustu.
Flakon 30 ml jest rewelacyjny. Czarny, ze złotym paskiem u dołu czarnej zatyczki i prostym, eleganckim napisem w kolorze złota. Idealnie leży w dłoni. Atomizer (również w złotym kolorze) jest świetnej jakości. Pracuje lekko, pozwala różnicować dawkę. Na półce flakonik wygląda doskonale i jest jednym z najładniejszych w mojej kolekcji. Jest coś luksusowego i bardzo męskiego w połączeniu tego prostopadłościennego kształtu z głęboką czernią i złotem. Prostota i elegancja.
A zapach? Dla entuzjastów róży w perfumach – rzecz obowiązkowa do poznania. Spodoba się także panom poszukującym w perfumach ponadczasowej i prostej elegancji, szczypty tajemniczości i klasy. Tak jak ktoś niegdyś – niezmiernie trafnie moim zdaniem – opisał wspomnianaego na wstępie Grey Flannela jako perfumy dla dyplomaty, tak VC&A PH określiłbym jako pachnidło dla poety… lub po prostu mężczyzny z poetycką duszą. Wrażliwca zakochanego w romantycznych dziełach literackich…
Brawo dla VC&A. Z mojej strony spóźnione o 32 lata. No, ale lepiej późno, niż wcale…
nuty górne: bergamotka, lawenda, mirt, gałka muszkatołowa, jagoda jałowca, szałwia
nuty środkowe: paczula, bylica, róża, goździk, wetiwer, cedr
nuty głębi: skóra, piżmo, akord szyprowy, labdanum, kadzidło
twórca: Louis Monnet
rok wprowadzenia: 1978
moja klasyfikacja: wysmakowana, superelegancka i tajemnicza, pełna klasy, raczej wieczorowa kompozycja dla dojrzałego mężczyzny
ocena w skali 1-6: kompozycja: 5/ moc: 4/ trwałość: 4/ flakon: 6
Jeśli grey flannel to pachnidło dla dyplomaty to chyba dla takiego z jakiejś azjatyckiej republiki co zdejmuje buty przed wejściem na dywan. To wogóle nie jest pachnidło. Lubię cieżkie stare ciężkie zapachy. Noszę Kourosa (zapas 6 butelek 100ml), bardzo podoba mi się Quorum (szkoda, że kiepska trwałość bo to najpiękniejszy zapach jaki znam) , nawet Brut ma coś w sobie ale GF to jedyne perfumy, które kupiłem i których nigdy nie nałożyłem – nie z obawy o reakcję otoczenia bo tą z reguły mam w głębokim poważaniu ale po prostu ten zapach nie jest wart nawet 10 minut na mojej skórze. W najlepszej fazie pachnie jak proszek ixi albo stare, wyschnięte, pokruszone, tanie mydło toaletowe. 3 słowa: DNO, DNO i jeszcze raz DNO. Żałuję nawet tych 50 zł na to coś. NAJGORSZE „perfumy” jakie w życiu wąchałem. Ten zapach skutecznie zniechęcił mnie do kupowania w ciemno.
Oczywiście rozumiem, że GF może się nie podobać. Przecież nie może podobać się wszystkim. Z tego jednak, co napisałeś, wynika, że nie dałeś im nawet minuty szansy, choć twierdzisz że nie są „warte nawet 10 minut na Twej skórze”. Może zbyt szybko je przekreśliłeś. Co do Kourosa tu zgoda – to genialne pachnidło. Jedne z najlepszych męskich perfum w ogóle. Quroum lubię i doceniam, choć nie noszę.
VCA PH jak dla mnie mocny i skórzany taki…na blind buy sie nie nadaje… co do GF zgadzam sie kupiłem jako blind buy bo wiele ludzi pisało że pieknie pachnie- GF dla mnie śmierdzi…Z amerykańskimi stronami i opiniami na temat starych zapachów jest tak jak z nami, wspominamy czasem komunę i tęskonetę za nią a tesknimy za młodością, większośc opinii na temat GF dobrych wywodzi sie stąd że ten zapach poprostu jest piękny dla amerykanów bo kojarzy im się z młodością pierwsza miłośc itd….Ja bym uważał jest to również zapach którego ani razu nie użyłem… 😦
VCA PH skórzany? Hmmmm. Nie mam takich skojarzeń. Co do amerykańskiej sentymentalności – zgadzam się. Wszyscy ją znamy i w pewnym sensie jesteśmy podobni. Na amerykańskie opisy perfum trzeba brać duużą poprawkę. Weźmy choćby takiego Turina – deprecjonuje zapachy Durbano, a na piedestały wynosi Tommy Girl…
Może źle zrozumiałem Twoją wypowiedź, Fqjciorze, ale zdaje się, że Airforce1 nie tyle chodziło o rozróżnienie polskiego i amerykańskiego sentymentalizmu, co o to, iż Geoffrey Beene jest amerykańskim designerem, więc GF musiał być niegdyś w USA dużo bardziej popularny niż w Polsce np., stąd Amerykanów sentyment i, co za tym idzie, ich pozytywne opinie.
Co do Luci Turina, to oczywiście nie jest on Amerykaninem. Pochodzi z włosko-argentyńskiej rodziny, a urodził się w Libanie. Studiował w Londynie. A „The Guide” ukazał się pierwotnie w języku francuskim. 🙂
Jeśli zaś chodzi o VCA PH, zgadzam się – skóry brak.
Dziękuję za uzupełnienie i wyjaśnienie RayFlashu i pozdrawiam stałego forumowicza!
Przy okazji zachęcam Cię do częstszego komentowania wpisów. Niekoniecznie tylko wówczas, gdy przyłapiesz mnie na jakiejś nieścisłości 😉
O rany, rzeczywiście! Przepraszam, Fqjciorze, nie chciałem, żeby to tak wypadło. :]
Jeśli tylko będę miał coś do dodania, postaram się odtąd śmielej i częściej umieszczać własne komentarze do Twoich recenzji. 🙂
Pozdrawiam Cię również bardzo serdecznie! 🙂
zdecydowanie wieczorowa kompozycja i na mnie utrzymujaca sie ponad 10h…wlsnie sie nim spryskalem…nie jest na lato!! zdecydowanie nie!!!
Wybitna, mroczna melancholijna kompozycja. Sillage i longevity: 6.
Dokonuję dzisiaj pierwszego wpisu, chociaż odwiedzam Twoją stronę od kilku tygodni. Muszę przyznać, że czytam ją z wielkim zainteresowaniem. „Światem zapachów”i interesuję się od dawna… śledzę zmiany i ewolucję rynku. Mam nadzieję, że będę tutaj często gościł.
Czy można liczyć na recenzję Tsara VCF? Ten zapach towarzyszył mi podczas pierwszych fascynacji światem zapachów. Wrociłem do niego po kilkunastu latach. Jeszcze raz pozdrawiam
Witam. Miło mi, że znajdujesz na moim blogu coś interesującego dla siebie. Tsar – mam nadzieję kiedyś także pojawi się, bo to z pewnością rzecz warta męskiej uwagi. Pozdrawiam. 🙂
Chodzi za mną ostatnio ten zapach. Stęskniłem się trochę za nim, bo miałem jedynie 30 ml, które dość szybko zużyłem. Trochę mnie męczył mydlany charakter, ale jakaś niewytłumaczalna tęsknota się pojawiła. No i kupiłem dziś miniaturkę w wersji vintage 🙂 Zobaczymy co i jak 😉
Chociaż jeżeli chodzi o różę, to jednak Czech and Speake No. 88 zamiata wszystko i wszystkich 😉 Też za nim tęsknię 😉
Wooow. Wersja vintage przypomina Antaeusa i nie ma mydlanej otoczki.
Tak właśnie czytałem, że stara wersja nie miała tak wyrazistej „mydlanej róży”… Podobno vintage TSAR także pachniał dużo inaczej, niż obecny grzeczny fougere…
Pod wpływem Twojej recenzji – najpierw kupiłem próbkę, a później duży flakon.
Niestety próbki „patyczaki” nie nadają się do dobrego testu, dlatego tak długo zwlekałem z jego zakupem.
Jestem bardzo zadowolony z tego zapachu.
Za niewielkie pieniądze można mieć coś co pachnie jak nisza i jednocześnie przypomina klasyczne zapachy z lat 80-tych, nieskalane „polityczną poprawnością”.
Nostalgia we flakonie.
Dla fanów zharmonizowanych zapachów czyli takich w których nie wybija się zbytnio żadna konkretna nuta – nie wszyscy to lubią, bo uważają że takie zapachy są nudne i nie porywają. Pachnie się właśnie VCPH, a nie wetwerem czy jakimś drewnem.
Ma w sobie pewną mroczność i tajemniczość, ale nadaje się na dzień.
Jak powybrzmiewa i ktoś nie użyje więcej niż 2-3 pryśnięcia spokojnie można użyć do biura.
Niesamowity atomizer – generuje bardzo dobrze zatomizowane „chmurki” o dużym zasięgu.