Olivier Durbano „Lapis Philosophorum”, czyli co dalej?

Swoim najnowszym dziełem Lapis Philosophorum (Kamień Filozoficzny) Olivier Durbano deklaruje zamknięcie cyklu Parfum de Pierres Poemes. Z perspektywy czasu kolekcja dziewięciu zapachów Durbano jawi się jako prawdziwy, niekłamany klejnot na mapie coraz większej, czasem wręcz przytłaczającej masy zapachów niszowych marek perfumowych. Olivier proponuje nam niezwykłą olfaktoryczną podróż w głąb pełnych skojarzeń i nadprzyrodzonych mocy, mistycznych kamieni półszlachetnych i szlachetnych, których sam jest wielbicielem, ale przede wszystkim wziętym artystą-jubilerem. Jego pachnące Kamienne Poematy to prawdziwa perfumeria artystyczna, niszowa w najlepszym tego słowa znaczeniu, a takie pachnidła jak Cristal de la Roche, Tourmaline Noir, Amethyste czy Turquoise to już klasyka gatunku oraz przedmiot uwielbienia perfumowych entuzjastów z całego świata. Praktycznie na każdą premierę zapachu Oliviera czeka się z zapartym tchem. Osobiście uważam, że zapachy Durbano nie mają sobie równych jeśli chodzi o niezwykłą, mistyczną atmosferę, jaką w sobie zawierają i jaką wywołują po „wypuszczeniu” z flakonu. To jakby odrębny zapachowy mini-świat. Mineralna estetyka, umiłowanie nut kadzidlanych, niecodzienne zestawienia niezwykłych ingrediencji, kontrasty i pozorne dysonanse, a wszystko to podporządkowane konwencji tłumaczenia na nuty zapachowe własności i mocy przypisywanych poszczególnych kamieniom. Te przewodnie motywy nie mają precedensu w perfumeryjnym świecie. Przeciwnie – znajdują się już naśladowcy koncepcji Durbano. 

Olivier Durbano

Lapis… nie jest zapachem łatwym do opisania. To jedna z tych kompozycji, do których robię kolejne podejścia i nijak nie mogę znaleźć punktu zaczepienia, co świadczy wg mnie o jej nietuzinkowości i oryginalności. Jest z pewnością także inny od pozostałych kamieni Durbano, pozbawiony dymnych czy mineralnych nut, wilgotno-ciepły, odrobinę miodowo-słodki i nieco kwaskowy zarazem. Trochę w klimacie Citrine, do którego jest najbardziej zbliżony, choć i tak inny, o własnym, unikalnym charakterze.

Lapis… otwiera się wonią przypominającą miód pitny, a może nawet bardziej to, co powstałoby ze zmieszania kielicha białego wina z kilkoma łyżeczkami miodu.  Jest w tym zapachu jakaś nutka – nazwijmy ją nieładnie – „wegetalna” (tatarak?), wyczuć też można winne taniny. W miarę upływu czasu zapach ociepla się, nieco wysładza, staje się balsamiczny, żywiczny i tym samym kadzidlany, przy czym olibanum nie jest tu podane w sposób dymny, ale naturalny, stricte żywiczny właśnie. Całość składa się na obraz intrygujący, ale jakby niedokończony, niedopowiedziany.

durbano-collection

Lapis…jest bliskoskórny, otulający, niekrzykliwy. Jego ewolucja na skórze jest raczej spokojna, wyważona. Mimo niewątpliwego niszowego uroku i oryginalności, nie jest tak spektakularny jak Rock Crystal, Black Tourmaline, Amethyste czy Heliotrope, a co za tym idzie nie porywa – przynajmniej mnie. Wydaje się być bardzo spokojnym zwieńczeniem cyklu, zakończeniem serii pozbawionym mocnego akcentu. Lapis… pozostawia niedosyt i budzi pewien niepokój. Oby nie był sygnałem zniżki formy Oliviera Durbano… Choć nie mam też wątpliwości, że artyście bardzo trudno będzie przebić kilka swoich chronologicznie pierwszych dzieł, którymi zawiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Oby nie popadł w „syndrom Led Zeppelin”, której to legendarnej grupie rockowej  nigdy nie udało się przebić poziomem swych pierwszych czterech płyt, mimo że nagrali kilka kolejnych, muzycznie przecież bardziej wyrafinowanych. Nic bowiem nie trwa wiecznie…

Zawsze przy okazji recenzowania zapachów Oliviera Durbano starałem się znaleźć w nich symptomy olfaktorycznego odzwierciedlenia nie tyle samego kamienia półszlachetnego będącego tematem-inspiracją, ile przypisywanych mu mocy i symboliki. Zwykle gorzej lub lepiej mi się do udawało, a przynajmniej takie miałem przekonanie. Co zatem w przypadku Lapis Philosophorum, który przecież nie jest materialny, nie istnieje fizycznie, a jest raczej wyrazem pewnych wierzeń? Przecież już choćby dlatego ten zapach jest w kolekcji Durbano zupełnie wyjątkowy. Ale nie tylko. Wg Wikipedii kamień filozoficzny to „legendarna substancja od wieków poszukiwana przez alchemików, zamieniająca metale nieszlachetne w szlachetne”. (Gdy na ten przykład „na wejściu” mamy rtęć lub ołów, po zastosowaniu kamienia filozoficznego „na wyjściu” powinniśmy uzyskać srebro lub złoto).

znak-zapytania

Czy zatem powinniśmy „potraktować” Lapisem… wcześniejsze pachnidła Oliviera i poczekać na alchemiczny efekt? A może najnowszy zapach Durbano jest symbolicznym przejściem w jego twórczości od tematyki kamieni szlachetnych do jakiejś innej? Wiem, że Olivier szykuje kolejne pachnidła, więc z pewnością za jakiś czas mgła tajemnicy opadnie. Pewne jest, że warto na to poczekać.

A co do niedosytu – mówią, że jest lepszy od przesytu. Może i tak, ale…

Olivier-Durbano-Lapis

główne nuty: tatarak, jałowiec, rum, grejpfrut, czerwone wino, białe trufle, olibanum, szara ambra, mięta, opoponaks, mirra, piżmo, mech dębowy

twórca: Olivier Durbano

rok wprowadzenia: 2013

moja ocena:

  • zapach: dobry
  • projekcja: średnia
  • trwałość: ponad 10 godzin

4 uwagi do wpisu “Olivier Durbano „Lapis Philosophorum”, czyli co dalej?

  1. Bardzo fajna recenzja. Z perspektywy czasu też mnie trochę rozczarował. Ciekawe, że na mnie pachnie zupełnie inaczej, niż to jak go opisałeś. W otwarciu czuje głównie rum, który po czasie odchodzi i czuje właśnie to żywiczne labdanum. Niestety to jedyna zmiana, którą ten zapach przeszedł na mojej skórze. Czarny Turmalin wciąż jest moim ulubionym zapachem Oliviera.

    1. Każdy odbierze ten zapach nieco inaczej. Z pewnością jest w nim taninowa nuta alkoholowa – rum, wino a może miód pitny. Lapis… jest jednak dużo bezpieczniejszy i zupełnie niewywrotowy – gdy porównać do do Czarnego Turmalinu.

  2. widzę fqjciorze, że po dość długiej przerwie wracasz do pisania i na wstępie zaskakujesz bardzo wyważoną, dość chłodną (nawet jak na Twoją powściągliwość) i jakby niedopowiedzianą (podobnie jak ten zapach) recenzją Lapisa… byłem bardzo ciekaw Twojej opinii i jak „czujesz” dziewiątkę… czy odnalazłeś w nim (zapewne przypominasz sobie naszą niedawną rozmowę) rozmach, bogactwo i wielowątkowość, czy też minimalizm, prostotę i nieskomplikowane ciepło… widzę też, że poczułeś swoisty niedosyt, by nie powiedzieć zawód wieńczącym kolekcję dziełem… mi w Lapisie najbardziej zabrakło klasycznego i charakterystycznego dla Durbano ujęcia nut kadzidlanych i idącej za nimi głębi… pod tym względem Lapis wydał mi się nieco lakoniczny i niekompletny… a może tak miało być? może koniec jest jednocześnie początkiem, zapętlającym całą historię?
    pzodrawiam

    1. Rzeczywiście przyjąłem Lapis chłodno. Uważam go za najsłabszą kompozycje w całej kolekcji Durbano. Nawet Citrine bardziej mnie przekonuje. Mnie też brakuje w tym zapachu głębi i tajemnicy, choć oryginalności i niszowości odmówić mu nie sposób. Nie zmienia to faktu, że na kolejne dzieło Oliviera czekam z zainteresowaniem. Wierzę, że nas jeszcze pozytywnie zaskoczy. Pozdrawiam także. 🙂

Dodaj odpowiedź do fqjcior Anuluj pisanie odpowiedzi